1 czerwca 1958 r. rozbrzmiały na Jasnej Górze głośne słowa
Prymasa Tysiąclecia: "Na każdym kroku walczyć będziemy o to, aby
Polska - Polską była! Aby w Polsce - po polsku się myślało!". Wezwanie
to najlepiej symbolizowało ducha nieugiętego patriotyzmu, cechującego
całe życie Prymasa Stefana Wyszyńskiego. Wypowiedziane w 1958 r.,
na parę dziesięcioleci przed piękną, hymniczną pieśnią Jana Pietrzaka Żeby Polska, słowa Prymasa Polski dodawały ducha Polakom w
jednym z najgorszych dla polskości okresów. W czasie gdy po dziesięcioleciu
niszczenia patriotyzmu w dobie stalinowskiej znowu rozpoczynano kampanię
ataków na polskie tradycje narodowe, atakując polską "bohaterszczyznę"
w partyjnych mediach, wydawnictwach i kinematografii, zniesławiając
główne idee polskich dziejów. Nie ulega wątpliwości, że właśnie Prymas
Tysiąclecia zrobił więcej niż jakikolwiek inny z Polaków po wojnie (poza Janem Pawłem II) dla budzenia i obrony polskiego patriotyzmu.
Jego konsekwentne wystąpienia w tej sprawie były tym cenniejsze w
czasie, gdy zawiodło tak wiele wpływowych postaci życia intelektualnego,
nie pomagając w obronie polskości, a przeciwnie - usilnie pomagając
w zniewoleniu swojej ojczyzny; gdy w kraju zabrakło prawdziwie wielkich
pisarzy - sumień Narodu. Z jakąż goryczą mówił kard. Wyszyński o
ówczesnych "inżynierach dusz", tak sprzeniewierzających się własnemu
narodowi. Jakże piętnował coraz liczniejszą "elitę żłobową", która "
dla kęsa chleba odstępuje prawdę".
Tocząc konsekwentny bój o to, aby Polska oparła się komunistycznemu
zniewoleniu, Prymas Polski tym silniej afirmował swą miłość do polskości.
Stwierdzał: "Kocham Ojczyznę więcej niż własne serce i wszystko,
co czynię dla Kościoła, czynię dla niej". Nie było niemal takiego
kazania kard. Wyszyńskiego, w którym nie powracałyby apele o obronę
i umocnienie tradycji narodowych. Głosił: "Istnieje obowiązek miłości
Ojczyzny. Jest to obowiązek moralny, a nawet religijny. Jest on tak
powszechny, że przekracza wszelkie granice, dzielące Naród na warstwy
społeczne czy też polityczne".
Apelował do młodzieży: "Musimy mieć głębokie poczucie
ambicji narodowej". Zawsze był gorącym rzecznikiem utrzymania wszystkiego,
co składa się na tożsamość narodową. Nigdy nie zgodziłby się na postulaty
poświęcenia jakiejkolwiek części polskiej tożsamości narodowej czy
suwerenności w imię jakichś "internacjonalistycznych" czy kosmopolitycznych
celów. Jakże wymowne pod tym względem były stwierdzenia Prymasa Polski
wygłoszone w kazaniu w Krakowie 12 maja 1974 r.: "Dla nas po Bogu
największa miłość to Polska! Musimy po Bogu dochować wierności przede
wszystkim naszej Ojczyźnie i narodowej kulturze polskiej. Będziemy
kochali wszystkich ludzi na świecie, ale w porządku miłości. Po Bogu
więc, po Jezusie Chrystusie i Matce Najświętszej, po całym ładzie
Bożym, nasza miłość należy się przede wszystkim naszej Ojczyźnie,
mowie, dziejom i kulturze, z której wyrastamy, polskiej ziemi. I
chociażby obwieszczono na transparentach najrozmaitsze wezwania do
miłowania wszystkich ludów i narodów, nie będziemy temu przeciwni,
ale będziemy żądali, abyśmy mogli żyć przede wszystkim duchem, dziejami,
kulturą i mową naszej polskiej ziemi, wypracowanej przez wieki życiem
naszych praojców".
Przeciwstawiając się narzucaniu Polakom wzorów obcych
polskiej mentalności i tradycji, kard. Wyszyński stwierdzał: "Żaden
naród nie może nigdy kształtować się na modłę innych narodów. Każdy
jest odrębny, inny". Wielokrotnie stanowczo występował przeciwko
szyderstwu z narodowej historii.
W kazaniu wygłoszonym w Jędrzejowie 30 sierpnia 1964
r. powiedział: "Dzisiaj często spotykamy się ze zjawiskiem ´opluwania
własnego gniazda´. Ludzie, zwłaszcza niezbyt wykształceni, natrząsają
się z naszej przeszłości historycznej, nie doceniają wielkiej ofiary,
każdej kropli krwi wylanej za Naród czy każdej kropli potu z czoła
rolnika, która wsiąkła w ziemię ojczystą. To wszystko wskazuje na
wielką potrzebę wołania o szacunek dla dziejów narodowych, dla trudów
pokoleń, które minęły, dla ich ofiarnej krwi wylanej w powstaniach,
w walce o wolność ojczyzny, na wszystkich kontynentach, czy w ostatnim
Powstaniu Warszawskim. Chociaż wiele zrywów było nieudanych, jednakże
zawdzięczamy im to, że sumieniu międzynarodowemu przypominały o naszym
Narodzie. Ich praca, trud i ofiarne poświęcenie dało taki rezultat,
że obecnie jesteśmy".
W głośnym kazaniu wygłoszonym na Wielki Post w Warszawie
w 1967 r. ostrzegał: "Trzeba zerwać z manią obrzydzania naszych dziejów
i dowcipkowania z tragicznych niekiedy przeżyć Narodu (...). Nie
lękajmy się, Najmilsi, że zejdziemy na manowce szowinizmu i błędnego
nacjonalizmu. Nigdy nam to nie groziło. Zawsze wykazywaliśmy gotowość
do poświęcania siebie za wolność ludów". W innym kazaniu, wygłoszonym
w Warszawie 25 maja 1972 r., kard. Wyszyński stwierdził: "Naród bez
przeszłości jest godny współczucia. Naród, który odcina się od historii,
który się jej wstydzi, który wychowuje młode pokolenie bez powiązań
historycznych - to naród renegatów! Taki naród skazuje się dobrowolnie
na śmierć, podcina korzenie własnego istnienia". Przeciwstawiając
się negatywnym uogólnieniom na temat Polaków, głosił: "Wiele sami
ucierpieliśmy od innych narodów, ale żadnego z nich świadomie nie
skrzywdziliśmy". Słusznie zauważa jeden z naszych myślicieli - F.
Koneczny, że "Polacy są gotowi w każdej chwili krzywdzić Polskę z
obawy, żeby nie krzywdzić kogoś innego". Z oburzeniem przeciwstawiał
się wszelkim pomawianiom narodu polskiego o antysemityzm. Gdy w czasie
rozmowy z Józefem Cyrankiewiczem 14 stycznia 1957 r. premier PRL
rozwodził się nad rzekomym "wzrastającym antysemityzmem" w Polsce,
kard. Wyszyński stwierdził, że: "antysemityzm jest większy w prasie
polskiej niż w rzeczywistości. Prowadzi to do tego, że zagranica
wierzy prasie, bo nie zna faktów. To przynosi wielką szkodę Polsce
w jej zabiegach o pożyczki zagraniczne. W tej chwili szkodzi Polsce
i rządowi straszak antysemityzmu".
Niejednokrotnie stanowczo występował w obronie pamięci
powstań polskich, tak często szkalowanych i pomniejszanych przez
różnych publicystów, piętnujących narodowe "rzucania się" i "bohaterszczyznę",
w imię aktualnego, tym cierpliwszego przystosowywania się do PRL-owskiej
rzeczywistości. Stwierdzał: "W długim szeregu ludzi, którzy pracowali
nad odzyskaniem wolności, trzeba widzieć tych wszystkich, którzy
jak Kościuszko, Pułaski i inni, od pierwszych chwil utracenia niezależności
politycznej, podrywali się do ratowania obecności Polski w ówczesnym
świecie. Taki sens miały wszystkie powstania, nie wyłączając Powstania
Warszawskiego. Chociaż realiści żałowali tej krwi - jak uważali,
daremnie przelanej - ja nigdy tak nie myślałem. Zawsze uważałem,
że każdy z tych zrywów, Powstanie Listopadowe, Styczniowe czy Warszawskie,
miał swój głęboki sens, był budzeniem sumień (...). Nasi historycy
maczali pióra we krwi, aby przypomnieć Narodowi, że ´z trudu naszego
i znoju Polska powstała, by żyć´". Jakże stanowczo zabrzmiały na
ten temat słowa kazania Prymasa Tysiąclecia w stulecie Powstania
Styczniowego w kościele Świętego Krzyża w Warszawie - 27 stycznia
1963 r. Kazanie to było jedną wielką namiętną polemiką z niedługo
przedtem publikowanym tekstem Stanisława Stommy, piętnującym Powstanie
Styczniowe jako rzekomy wyraz "kompleksu antyrosyjskiego". Ksiądz
Prymas powiedział wtedy m.in.: "Wydaje mi się, że nie ma nic bardziej
nieprawdziwego (...) kompleks jest czymś chorobliwym, podczas gdy
my mieliśmy zdrowe dążenie do wolności, pogwałconej i odebranej nam (...). Nie o kompleks więc idzie (...). Szło o poczucie pogwałconego
prawa Narodu do samostanowienia o sobie i do decydowania o swej wolności (...). Przyglądaliście się może kiedyś ptakowi, jak tłucze się w klatce? (...) Chyba nie można mówić: głupi ptak, trzeba raczej powiedzieć
- on się rwie w światy. I każdy, kto uczciwy, ułatwi mu to (...).
I nie car miał rację, gdy na Zamku Warszawskim odpowiadał butnie:
´Porzućcie wszelkie sny!´ - tylko właśnie ci, co padali, obejmując
miłośnie otwartą piersią ukrzyżowaną pierś Matki Polki. Tylko oni
mieli rację! A my, po stu latach, wiemy to jeszcze lepiej!".
Prymas Tysiąclecia zawsze wierzył w niezłomną siłę narodu
polskiego, jego zdolność oporu w najgorszych nawet opresjach. 1 września
1968 r. mówił: "Polacy są dziwnym narodem. Właśnie wtedy, gdy im
trudno, gdy mają wielkie przeciwności, zdobywają się na potężne wysiłki (...). Jest coś w narodzie polskim, że właśnie wtedy, gdy mu ciężko,
mobilizuje wszystkie siły i zwycięża". Dziesięć lat później, w 1978
r., Prymas Polski powiedział: "Naród nawet w więzieniu jest wolny,
dopóki ma świadomość swej trwałości narodowej, kulturalnej, odpowiedzialności
za dzieje minione i za te, które muszą nadejść, wpierw czy później". Rodakom zalecał, aby ich patriotyzm nie ograniczał się tylko do
zrywów, lecz był realizowany konsekwentnie, bez przerwy, w codziennych
trudach i walkach. W kazaniu z 6 stycznia 1981 r. tak mówił o obowiązkach
Narodu: "Można w odruchu bohaterskim oddać swoje życie na polu walki,
ale to trwa krótko. Większym niekiedy bohaterstwem jest żyć, trwać,
wytrzymać całe lata (...). Oto wskazania dla Was - wytrwać, żyć dla
Ojczyzny, nabrać zaufania do niej i gotowości oddania jej wszystkiego
z siebie. To jest najważniejszy nasz obowiązek wobec Ojczyzny. Potrzeba
nam potężnej woli organizowania wszystkich sił rodzimych, ojczystych,
aby się nie oglądać na prawo i lewo, by nie oddawać się pokusie nowej
Targowicy, skądkolwiek by ona miała przyjść".
Jakże aktualne jest to wielkie patriotyczne przesłanie
Prymasa Tysiąclecia w dzisiejszej Polsce, gdy mamy tak wiele zagrożeń
dla polskości, gdy tak często próbuje się zniesławiać Polskę i polskie
tradycje narodowe, odrzucać tożsamość narodową jako coś archaicznego
i niepotrzebnego.
Pomóż w rozwoju naszego portalu