Unia Wolności w rozsypce
Unia Wolności pada ofiarą coraz silniejszego fermentu i rozpadu.
Jej nowy szef - Bronisław Geremek początkowo całkowicie zlekceważył
frondę Tuska, mówiąc, że trójka organizatorów nowej platformy politycznej (Tusk, Olechowski, Płażyński) - to tylko "dwóch zbiegów i jeden nie-zbieg"). Wkrótce jednak Geremek strasznie pomarkotniał, bo nagle zaroiło
się od fali "zbiegów" z UW, w tym tak wpływowych polityków, jak b.
premier Jan Krzysztof Bielecki czy Jacek Merkel, licznych posłów
i senatorów. Gazeta Wyborcza w tekście Pretorianie na platformie
z 16 stycznia poinformowała, że z UW odeszło 8 na 13 osób z zarządu
regionu mazowieckiej UW. Poza Unią, obok prezydenta Warszawy Pawła
Piskorskiego (znaleźli się m.in. wiceprezydent miasta i szef warszawskiej
UW Wojciech Kozak, wiceprzewodniczący Gminy Centrum Łukasz Abgarowicz,
przewodniczący Rady Miasta Sławomir Retelski i dyrektor dzielnicy
Śródmieście Piotr Fogler, z Unii odeszła też Ewa Kopacz, wiceszef
mazowieckiej UW. Łukasz Perzyna i Anna Sarzyńska piszą w tekście
Platforma rachuje szable (Życie z 17 stycznia): "Na Mazowszu UW praktycznie
przestała istnieć. Odszedł prezydent stolicy Paweł Piskorski z większością
zarządu (...) Warszawa to tradycyjna twierdza Unii. Jeden z polityków
dostrzega więc katastrofę prestiżową UW. To tak jakby Region Gdański
wypisał się z ´Solidarności´ (...)".
Małgorzata Tańska w lewicowym Przeglądzie z 15 stycznia (w tekście Trójka na platformie) komentuje, że w stolicy struktury
UW były najsilniejsze, tym boleśniejsza jest więc tamtejsza strata
dla Unii. Mianowany tymczasowym szefem mazowieckiej UW Michał Boni
przyznaje, że Unia znalazła się w "trudnej i smutnej" dla siebie
sytuacji (wg Gazety Wyborczej z 16 stycznia).
Trybuna z 18 stycznia w tekście Platforma 2001 pisze,
że po wyjściu z UW posłów Mirosława Drzewieckiego, Iwony Śledzińskiej-Katarasińskiej
i Elżbiety Raduszewskiej "UW nie ma w Łódzkiem ani jednego parlamentarzysty". Stąd rozpaczliwy, choć mało realistyczny, apel Marka Czekalskiego,
szefa wojewódzkiej organizacji UW w Łodzi do trzech parlamentarzystów,
którzy odeszli z UW, aby zrezygnowali ze swych mandatów poselskich.
Poseł i biznesman z Łódzkiego M. Drzewiecki, odchodząc z UW, zapowiedział,
że w Łódzkiem odejdzie z Unii również jej młodzieżówka, licząca tam
600 osób. Według Rzeczpospolitej (z 18 stycznia) Unię opuścił również
szef Stowarzyszenia Młodzi Demokraci - Mirosław Nowak. Według Gazety
Wyborczej z 18 stycznia, na Pomorzu Zachodnim odejście z UW zapowiedzieli
m.in. poseł Piotr Lewandowski i b. prezydent Szczecina Bartłomiej
Sochański; w Wielkopolsce senator Wojciech Kruk i poseł Adam Szejnfeld (był zastępcą szefa regionu UW w Wielkopolsce); w Małopolsce prezydent
Nowego Sącza Andrzej Czerwiński i b. prezydent Tarnowa Roman Ciepiela.
Poseł UW z Opola - Tadeusz Jarmuziewicz na odchodne z Unii powiedział,
że Unia "stała się partią kadrową, w której przestają się liczyć
poglądy", a zaczynają liczyć tylko dobre układy z kierownictwem partii (wg Życia z 17 stycznia). Polityk SKL Zbigniew Eysmont skonstatował,
że "gdy Donald Tusk wyprowadzi swoich ludzi z Unii Wolności - partia
Bronisława Geremka przestanie się liczyć w polityce i być może nawet
nie wejdzie do parlamentu" (wg M.D.: Konserwatyści nie podjęli decyzji,
Życie z 15 stycznia). Mój rozmówca, świetny publicysta nurtu patriotycznego,
mówi z satysfakcją: "No wreszcie... 10 lat czekałem na rozpad Unii". Wiceprzewodniczący UW - Tadeusz Syryjczyk oskarża odchodzących
z Unii polityków o turystykę polityczną (GW z 18 stycznia). Janusz
Kurski w rozmowie z Syryjczykiem (Turystyka polityczna, GW z 18 stycznia)
przypomniał, jako swoiste memento, finałową scenę z filmu Grek Zorba: "
Wszystko się wali. Zorba powiada: ´Szefie, czy widział pan kiedyś
taką piękną katastrofę?´. Autorzy Nowego Państwa (z 19 stycznia):
Paweł Siennicki i Igor Zalewski piszą w tekście: Rewolucja bez nazwy: "
Największą ofiarą trzęsienia sceny politycznej jest Unia Wolności (...) więc najgłośniej ryczy z bólu i wściekłości". Mnożą się pełne
goryczy, zajadłe wzajemne oskarżenia ze strony zwolenników Geremka
i jego przeciwników. Henryk Wujec za wszystko wini liberałów od Tuska,
zarzucając im, że to oni rozpoczęli czystki, od których sami polegli.
Jeszcze ostrzej traktuje liberalną frondę Władysław Frasyniuk, szczególnie
ostro atakując Pawła Piskorskiego. Frasyniuk przypomniał, że: "Piskorski
przez lata budował swoją pozycję jako zdecydowany antykomunista,
ale to on zawarł układ z SLD. Z takim SLD, z jakim ja nie chciałbym
być w jakiejkolwiek komitywie" (wg Życia z 12 stycznia). Waldemar
Kuczyński napiętnował w Gazecie Wyborczej z 16 stycznia "platformę
burzenia". Wściekłość Gazety Wyborczej na masowe odchodzenie z UW
wyraziła się w nazwaniu przez Ewę Millewicz Tuska "uczniem Millera". Z kolei odchodzący ostro piętnują metody rządzenia partią stosowane
przez Bronisława Geremka i sekretarza generalnego UW Mirosława Czecha.
Odchodzący z UW poseł Grzegorz Schetyna napiętnował Czecha za zastosowany
przez niego "wariant wycinania", przypominając, że przy wyborach
do Rady Krajowej UW pominięto Iwonę Katarasińską, która zdobyła w
wyborach parlamentarnych w Łodzi dziesiątki tysięcy głosów, podczas
gdy awansowano do władz najwyższych Unii nawet byłą asystentkę posła
Frasyniuka. Wypowiedzi różnych polityków tak jednolitej do niedawna
Unii Wolności zaczęły rozbrzmiewać prawdziwą kakofonią dźwięków.
Słowem - jak to pisał Boy - "każdy krzyczy o czym innym jak zwykle
w życiu rodzinnym".
Reklama
Geremek zapłacił za mściwość
Obiektywni obserwatorzy z zewnątrz dość zgodnie obciążają winą
za rozpad w Unii pierwsze bardzo niefortunne posunięcia nowego szefa
partii - Bronisława Geremka. Wyraźnie zachował się on jak "mały dyktatorek",
który chciał Tuskowi i innym liberałom dobitnie pokazać, kto tu rządzi.
Krytykuje się zwłaszcza triumfalistyczną taktykę Geremka, który po
niezbyt wysokiej wygranej z liberałami Tuska zastosował w UW zasadę "
zwycięzca bierze wszystko". (Liberałom, którzy uzyskali ponad 40%
głosów w wyborach na przewodniczącego partii, zapewniono zaledwie
2 miejsca w stuosobowej Radzie Krajowej UW.) "Dzielnie" sekundował
Geremkowi w wycinaniu przegranych unijny aparatczyk, sekretarz generalny
UW - Mirosław Czech, typ bezbarwnego kujona. Członek władz lewicowej
Unii Pracy Tomasz Nałęcz komentował: "Na kongresie grupa zwolenników
Geremka (...) unicestwiła mniejszość stanowioną przez przeciwników
politycznych. To zdumiewające. Tego rodzaju bezwzględne potraktowanie
mniejszości powoduje samookaleczenie partii politycznej. Bo mając
przewagę, można mniejszość rzucić na kolana, ale rzucając kogoś na
kolana, nie zaskarbia się jego sympatii" (wg Życia z 12 stycznia). Z kolei prawicowy polityk Ludwik Dorn akcentuje: "Problem z liberałami
w Unii polega na tym, że oni bardzo jasno dawali do zrozumienia,
że całkowicie nie uznają funkcjonującej w Unii hierarchii polityczno-personalno-towarzyskiej.
Trzeba też pamiętać, że w 1994 r. Geremek przegrał w Warszawie z
Piskorskim. Z punktu widzenia wewnętrznej hierarchii dawnej Unii
Demokratycznej, to było coś niesłychanego. Dla Geremka, który jest
człowiekiem pamiętliwym, to było coś, co jak sądzę sobie zapamiętał.
To jest zbrodnia, której się nie puszcza w niepamięć, występek, którego
nie obejmuje amnestia.
Przyjęcie taktyki przez środowisko skupione wokół Geremka
´najpierw wytrzemy wami podłogę, a potem niektórych z was przytulimy
do piersi´ jest z punktu widzenia tej grupy całkowicie racjonalne.
Sprzeniewierzono się tym samym własnej moralistycznej frazeologii" (wg Życia z 12 stycznia). Z kolei Marcin Dominik Zdort pisał w tekście
Odwaga Tuska nie najlepszy styl Płażyńskiego (Rzeczypospolita z 13
stycznia), iż: "Niedawne wybory do władz UW pokazały też, że zwolennicy
Bronisława Geremka, zaprzeczając deklaracjom o szlachetnym unijnym
sposobie uprawiania polityki - potrafią być bezwzględni, gdy chodzi
o stanowiska". Ciekawe, że nawet wierny zwolennik Geremka - poseł
Jan Lityński przyznaje poniewczasie, że nie jest zwolennikiem amerykańskiego
rozwiązania "zwycięzca bierze wszystko" (wg Życia z 12 stycznia).
Także niechętny Tuskowi Aleksander Smolar uznał, że "rewanż na ludziach
Tuska był przesadny" (wg Życia z 12 stycznia).
Cała historia sprawiła, że nagle prysnął mit Geremka
jako wielkiego nieomylnego unijnego guru, przebiegłego i zręcznego
dyplomaty. Nagle okazało się, że polityk ten potrafi być fatalnie
nieskuteczny, wręcz może stać się grabarzem swej partii, tak jak
niegdyś M. F. Rakowski dla PZPR. Wszystko przez skrajną mściwość,
nadęcie i pychę. Autorka z lewicowego Przeglądu Małgorzata Tańska
zauważa w cytowanym już tekście z 15 stycznia: "Wielu unitów zaczyna
mieć też wątpliwości, czy wybór na szefa Bronisława Geremka był wyborem
właściwym". Najostrzej postawiła całą sprawę prof. Jadwiga Staniszkis (w Życiu z 12 stycznia", twierdząc: "Geremek potrafi być sprawny,
ale z reguły jest nieskuteczny, na przykład - wbrew obiegowym opiniom
- w polityce zagranicznej. Jest gadułą - potrafi się kreować na Zachodzie
- ale nie potrafi być samokrytyczny. Wokół Geremka znaleźli się także
politykierzy i zwykli karierowicze oraz liberałowie amatorzy - grupa
wyjątkowo szkodliwa. To nie jest pokolenie europejskie i światowe".
Przypomnijmy, że tak mocno fetowany w niektórych najbardziej
wpływowych mediach jako nieomylny guru Geremek dosłownie zbłaźnił
się licznymi prognozami w polityce zagranicznej. Np. wypowiedzianym
kilka lat temu osądem, że Rosja jest bardzo słaba i nikomu nie zagrozi,
czy twierdzeniem o rzekomym "cudzie pojednania" z Niemcami, gdy faktycznie
mamy tylko "kicz pojednania". Nawet w stosunkach z Francją, której
był rzekomym doskonałym znawcą. Geremek doprowadził do fatalnego
pogorszenia pozycji Polski, co tak odbiło się w Nicei. Mało pamięta
się dziś, jak ostro niegdyś Jerzy Giedroyć krytykował politykę kadrową
Geremka (popychanie niekompetentnych znajomków "w ambasadory"). Giedroyć
nazwał kiedyś wprost Geremka i Michnika "królewiętami" za ich szkodliwą
z polskiego punktu widzenia samowolę w polityce zagranicznej. Przypomnijmy
również, że Geremek, skądinąd znawca wąskiej specjalności - historii
ludzi marginesu w średniowieczu we Francji - niejednokrotnie maksymalnie "
pchał się na afisz" w dziedzinach na których zupełnie się nie znał.
W latach 1989-91 był na przykład przewodniczącym Komisji Konstytucyjnej
Sejmu, choć stanowisko to wymagało wykwalifikowanego prawnika. I
okazał się prawdziwym fiaskiem na tym stanowisku. W 1989 r. to Geremek
jako szef OKP w największym stopniu przyczynił się do zaakceptowania
fatalnego w skutkach dla Polski gospodarczego planu Sorosa-Sachsa-Balcerowicza.
Zrobił to, choć na temat spraw ekonomii wiedział wiele, ale głównie
w odniesieniu do dochodów francuskich kurtyzan w XII i XIII wieku.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Bal na Titanicu
Według Gazety Wyborczej z 17 stycznia, bezrobocie w Polsce przekroczyło 15%, armia bezrobotnych liczy już 2,7 miliona ludzi. Mnożą się też inne zjawiska kryzysowe, m.in. fatalnie pogłębiający się deficyt w handlu zagranicznym. A równocześnie mnożą się informacje o wygórowanych zarobkach różnych notabli, uzyskiwanych kosztem zbiedniałego społeczeństwa. W tekście Praca się opłaca Katarzyny Bartman (Życie z 13 stycznia) czytamy, że szczeciński urzędnicy otrzymali dzięki hojności prezydenta Szczecina nagrody w wysokości prawie 2 mln zł, czyli tyle ile wynosi zadłużenie tamtejszego szpitala miejskiego. Zarząd postanowił zamknąć placówkę za długi. Niektórzy urzędnicy dostali premię w wysokości 200% wynagrodzenia. Najbardziej "uhonorowany" okazał się wiceprezydent Szczecina - Dariusz Wieczorek z SLD. Życie z 10 stycznia w tekście K. Bartman Ciężka jest dola społecznika poinformowało, że szefowa Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej - Ewa Kuruliszwili zarabia miesięcznie 9960 zł, tyle co wiceminister. Tyle, że jej pensja, podobnie jak wynagrodzenia reszty członków PKPS - organizacji charytatywnej w 100%, pochodzi z darowizn (!). Z kolei w Warszawie powołano piątego już wiceprezydenta miasta - Tadeusza Siemioniaka z UW (parę lat temu było tylko trzech wiceprezydentów miasta). Nowy wiceprezydent za pokaźną pensję będzie się zajmować głównie problemami integracji Warszawy z Unią Europejską (wg J. Ossowskiego: Piąty u wozu, Gazeta Wyborcza z 22 grudnia 2000 r.).
Małachowski przed sądem za oszczerstwa
A. Gargas pisze w Gazecie Polskiej z 17 stycznia Dochodzenie w sprawie Małachowskiego, że Prokuratura Rejonowa Warszawy Śródmieście wszczęła dochodzenie w sprawie pomówienia, jakiego wobec sędziów Sądu Lustracyjnego dopuścił się Aleksander Małachowski z Unii Pracy. Chodzi o tekst b. wicemarszałka Sejmu w Przeglądzie z 30 października 2000 r. Małachowski określił tam procesy lustracyjne jako "zbrodnie sądowe", "hańbę wymiaru sprawiedliwości" i "cyrk prawny", a samą ustawę nazwał "haniebną", "o radzieckim rodowodzie" itp.