Przyszła kryska... na ministra
Parę tygodni temu narzekałem w Niedzieli na bezkarność polskich polityków, ministrów etc., na to, że nikogo z nich nie aresztowano i nie skazano za najbardziej nawet rażące naruszenia prawa. No i wykrakałem... Rzeczpospolita z 1 lutego w tekście AST-a Były minister w areszcie informuje: "Pierwszy raz w III RP były minister trafił do więzienia. Sąd Rejonowy w Gdańsku wydał we wtorek nakaz aresztowania Wacława Niewiarowskiego, który w rządzie Hanny Suchockiej kierował resortem przemysłu i handlu (...). Prokuratorzy twierdzą, że mają dowody na przyjęcie przez byłego ministra (...) łapówki".
Klęska telewizyjnej cenzury
Reklama
29 stycznia wygrano jedną z ważniejszych bitew o wolność słowa. Po półrocznym uporze telewizyjni bonzowie-cenzorzy ulegli naciskom opinii publicznej i dopuścili tak uparcie blokowany świetny film Jerzego Zalewskiego o Zbigniewie Herbercie Obywatel poeta. Jakie były przyczyny tak długiego blokowania filmu o wielkim poecie polskim przez telewizyjną neocenzurę? Otóż reżysera filmu chciano zmusić do wycięcia kilkunastu fragmentów z jego dzieła (głównie bardzo ostrych krytyk Herberta pod adresem Michnika i Miłosza). Omówił je Dariusz Kubacki w tekście Tej garstce należy się prawda (Życie z 27-28 stycznia), cytując m.in. słowa Herberta: "Michnik jest manipulatorem. To jest człowiek złej woli, kłamca, oszust intelektualny". Bardzo ostra była również cytowana w filmie wypowiedź Herberta o konformizmie Miłosza, który pisał proreżimowe felietony w Dzienniku Polskim, w czasie gdy ludzie "umierali w lesie za Polskę". I "dostał" za to "posadę attacheM kulturalnego w Stanach". Herbert bardzo ostro zaatakował również haniebną sugestię Miłosza na rzecz "przyłączenia Polski do ZSRR jako siedemnastej republiki", nazywając ją "morderstwem intelektualnym na mojej ojczyźnie". Cenzurowany film został wreszcie pokazany w telewizji. Zwyciężył. Według Andrzeja Kaczyńskiego (tekst: Ważny film o Herbercie, Rzeczpospolita z 30 stycznia) - jest to "dokument o wadze nie do przecenienia".
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Fałsze nad trumną Herberta
Reklama
Triumf filmu o Herbercie jest tym istotniejszy, że po stronie
blokujących go bonzów telewizyjnych stała żarliwie ich wspomagająca
w tych cenzorskich zabiegach wdowa po poecie - Katarzyna Herbert.
Dopuściła się ona rzeczy szczególnie niegodnej - udzieliła Gazecie
Wyborczej z 30 grudnia - 1 stycznia (red. Jackowi Żakowskiemu) wywiadu
pt. Pani Herbert, pracowicie zniesławiającego pamięć i poglądy poety.
Aby jak najmocniej przypochlebić się Gazecie Wyborczej, Herbertowa
z zapałem piętnowała wszystkie krytyczne wypowiedzi Herberta o Michniku
i jego gazecie jako rzekomy wyraz chorej psychiki poety w ostatnich
latach jego życia, uskarżała się na jego "rozzłoszczony głos", wypowiadający "
bardzo niesprawiedliwe sądy o ludziach". Faktyczna sugestia Herbertowej
była taka - jej mąż najwyraźniej zwariował pod koniec życia, stąd
jego "niesprawiedliwe" osądy Michnika czy Miłosza. Komentując wywiad
Herbertowej, wspierający wszystkie argumenty wrogów Herberta, Rafał
Ziemkiewicz pisał w Gazecie Polskiej z 24 stycznia (Z nieboszczykiem
na salony): "Wywiad ów (...) na mnie osobiście sprawił wrażenie strasznej
ohydy, ukrytej pod warstwą pięknych słówek (...). Na szczęście, po
poetach pozostają nie tylko wdowy".
Sprawą wywiadu Herbertowej zajął się również Waldemar
Łysiak w tekście pt. Manipulacja, czyli profanacja zwłok (Tygodnik
Solidarność z 26 stycznia). Zdaniem Łysiaka, publikująca ten wywiad
Gaduła Wyrodna (tak nazywa Gazetę Wyborczą) "zeszła niżej dna estetycznego". Wywiad Herbertowej nazywa zaś "policzkiem wymierzonym zmarłemu
mężowi przez wdowę". Zdaniem krytyka literackiego Wojciecha Wencla (Spór o Herberta, Nowe Państwo z 12 stycznia): "Żona poety stara się (...) wymazać osiem lat życia Herberta ze względu na własne kontakty
towarzyskie i bardzo widoczne w rozmowie sympatie polityczne. Sęk
w tym, że jej poglądy - w odróżnieniu od poglądów męża - mają znikome
znaczenie dla kultury". I to chyba wystarczy na podsumowanie całej
roli tego tak niegodziwego wywiadu.
Zbrodnie PRL-u
Reklama
Ciągle wychodzą na jaw kolejne ukrywane przez lata zbrodnie
PRL-owskiej bezpieki. Oto kilka świeżo przypomnianych przykładów
z doby tak idealizowanego przez niektórych "oświeconego" Edwarda
Gierka. W przedrukowanym w Gazecie Wyborczej z 22 stycznia ze starej
paryskiej Kultury tekście Bolesława Sulika pt. Robotnicy czytamy
o tym, jak faktycznie rozprawiono się z paru przywódcami strajków
robotniczych na Wybrzeżu z grudnia 1970 r. - stycznia 1971 r. Jak
pisał Sulik: "10 sierpnia 1971 r. Bogdan Gołaszewski, który w styczniu
wyprowadził robotników z rurowni, najmłodszy i jeden z najbardziej
bojowych przywódców strajku, znaleziony został w swojej kawalerce
nieżywy, otruty gazem. Jego koledzy z komitetu są przekonani, że
został zamordowany przez agentów milicji". Sulik opisał również kolejne
próby pozbycia się innego przywódcy strajków - najbardziej niezłomnego
Adama Ulfika: "Pewnego wieczoru, kiedy wracał sam do domu (żona wyjechała
na wczasy), zastał w mieszkaniu dwóch nieznajomych, którzy obezwładnili
go i wyszli, odkręcając kurki z gazem i zostawiając go na podłodze
odurzonego chloroformem. Ulfik, mężczyzna potężny, przyszedł do siebie
i zdołał otworzyć okno.
Niedługo po tym incydencie Ulfik został aresztowany pod
zarzutem zgwałcenia ułomnej, niedorozwiniętej córki dozorcy domu,
w którym mieszkał. Mieszkanie dozorcy było znane jako miejsce pijackich
zebrań miejscowej milicji. Ulfik kategorycznie zaprzeczał oskarżeniu
i po energicznej interwencji rady robotniczej (...) został odesłany
z więzienia do szpitala, po czym zwolniony bez sprawy i przeniesiony
na rentę zdrowotną (...) zmarł nagle 2 lutego 1976 r." Represjami "
spacyfikowano" i innych przywódców robotniczych: m.in. Gałązkę skazano
za rzekomy gwałt na osiem lat więzienia. Inny głośny przywódca Edward
Bałuka po wyrzuceniu z pracy w stoczni dość szybko postarał się o
opuszczenie kraju.
Zbrodnicze zatarcie przeszłości
Jerzy Morawski przypomniał w Rzeczpospolitej z 11 stycznia w tekście pt. Rozkaz - zniszczyć protokoły o zbrodniczym wręcz z punktu widzenia dostępu do prawdy o przeszłości zniszczeniu tysięcy stron stenogramów dyskusji Biura Politycznego w latach 80. Bezcenne - w ocenie archiwistów i historyków - stenogramy zniszczone zostały w grudniu 1989 r. na polecenie ówczesnego prezydenta Polski - gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Chciał on w ten sposób zapobiec wykryciu pełnej prawdy o poczynaniach jego władzy w czasach stanu wojennego i później.
Wybranie dyspozycyjnego sędziego
Reklama
Ciężko płacimy za złudzenia ludzi "Solidarności", w tym b. prezesa Sądu Najwyższego Adama Strzembosza, którzy wierzyli w pierwszych latach po 1989 r., że źli sędziowie sami się zweryfikują i odejdą. Nie odeszli! Dziś zaś wspólnie z innymi swoimi kolegami blokują rozliczenia niechlubnej PRL-owskiej przeszłości. Na tym tle szczególnie skandaliczne wydaje się zachowanie sędziów z Sądu Dyscyplinarnego, którzy parę tygodni temu uwolnili sędziego Andrzeja Węgłowskiego od zarzutu sprzeniewierzenia się niezawisłości sędziowskiej przez wydanie wyroku z motywów politycznych (por. Anet, Cros, Gdańsk: Stronniczy czy niezawisły?, Życie z 30 stycznia). Sędzia Węgłowski w 1986 r. wydał wyrok dwu i pół roku więzienia na Józefa Raszewskiego za sam - niezrealizowany - zamiar wypuszczenia na ulice w dniu wyborów do Sejmu świni z napisem "ja głosuję!".
Tonąca Unia
Reklama
Andrzej Olechowski w wywiadzie dla Życia z 23 stycznia pt.
Stawiam na otwartość wyszydził stwierdzenie Geremka, uskarżającego
się na "zbiegów" z partii: "nie można nazywać zbiegami marynarzy,
którzy opuszczają tonący statek, by uruchomić szalupy. Zresztą słowo
´zbieg´ kojarzy się z więzieniem". Wysławiany niegdyś jako rzekomy
nieomylny "guru" Geremek wykazał zupełny brak wyobraźni politycznej.
Poniewczasie uskarża się w wywiadzie dla Nowego Państwa z 26 stycznia
pt. Między pragmatyzmem a zasadami, udzielonym Bogdanowi Rymanowskiemu
i Pawłowi Siennickiemu: "Kiedy obejmowałem przewodnictwo w Unii,
miałem poczucie, że jesteśmy w sytuacji Adama Małysza - stoimy przed
wielkim skokiem i mamy szansę daleko poszybować (...). Ale skrzydła
zostały obcięte". Dziś z "wielkiego skoku" ostało się ino "wielkie
fiasko". Najnowsze sondaże dają Unii Wolności zaledwie 5% głosów;
coraz realniejsza jest groźba, że nawet nie wejdzie do przyszłego
Sejmu. Zbigniew Lipiński w tekście Zerowanie Geremka (Myśl Polska
z 4 lutego) nazwał Geremka "wyleniałym i zbitym" lisem, wyszydzając
jego twierdzenia, że Unię opuściło "tylko" kilkaset osób. Lipiński
przypomniał, że Geremek nie mówi, co to za ludzie odeszli z UW, a
przecież "większość z nich to kadra centralna i terenowa udecji".
Nieprawdziwe zresztą jest twierdzenie Geremka, że odeszło tylko kilkaset
osób, bo tyle odeszło tylko w jednej Warszawie.
Wbrew nieprawdziwym zapewnieniom Geremka, że z UW odeszło
tylko kilkaset osób, odeszło ich o wiele więcej. Jak pisze Iwona
Szpala w popierającej Geremka Gazecie Wyborczej (tekst Unia się liczy
z 31 stycznia) - w samej tylko Warszawie odeszły z UW m.in. cztery
koła akademickie (360 osób), 90 osób z Pragi Południe, 50 osób ze
Śródmieścia. Nie mówiąc o innych dzielnicach Warszawy i rozlicznych
masowych odejściach w innych okręgach (od małopolskiego po zachodniopomorski). Fatalną porażkę dla Geremka przyniósł jego występ w Linii Specjalnej.
Jak zwykle, "wielki guru" nie przewidział klapy. Z satysfakcją przyjął
na koniec programu informację red. Czajkowskiej, że poparło go 18
849 osób. Taaakie poparcie! Tylko, że zaraz potem jednak otrzymał
szokujący cios - przeciw niemu było aż 30 095 osób. Geremek osłupiał,
zesztywniał jakby kij połknął i uśmiech już nie wrócił na jego lico.
Owsiak łamie prawo
Profesor Ryszard Bender pisze w Głosie z 20 stycznia (w rubryce - Dwa pytania do prof. Ryszarda Bendera): "W tym roku, częściej niż w latach poprzednich, miały miejsce napady na kwestujące dzieci. Odbierano im puszki z pieniędzmi, okradano. Należy zauważyć, że dotąd obowiązujące przepisy rządowe o zbiórkach pieniężnych z 1933 r. i 1934 r. zabraniają udziału w nich nie tylko dzieciom, ale i młodym do 18. roku życia oraz generalnie całej młodzieży szkolnej. Jerzy Owsiak i współorganizatorzy Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy na oczach wszystkich łamią wspomniane przepisy państwowe (...)". Cóż jednak znaczy jakieś tam prawo dla rzecznika idei "Róbta, co chceta"!
Cynizm dzieciobójczyni
Prasa ujawnia coraz więcej szczegółów ilustrujących cynizm bezwzględnej matki, sprawczyni mordu 4-letniego Michałka. Iwona Konarska pisze w Przeglądzie z 29 stycznia w tekście pt. Zabijcie moje dziecko: " We wtorek, 16 stycznia br. Michał miał czwarte urodziny. Do przedszkola przyniósł kolorowe cukierki (...). Kupiła mu je matka, która wiedziała, że w nadchodzący piątek będzie kierować jego zabójstwem. Że to są ostatnie urodziny".
Zapraszamy na odczyt prof. Jerzego Roberta Nowaka
pt. "Zagrożenia dla Polski",
który odbędzie się
w Klubie Inteligencji Katolickiej,
w Lublinie, ul. Rajskiego 3
we wtorek 27 lutego o godz. 17.00.