"Prezydent odebrał posłom podwyżki" - grzmiały telewizyjne
Wiadomości w ubiegłym tygodniu. Dalej w materiale ukazano znaną posłankę
SLD, zdecydowaną zwolenniczkę ustawy aborcyjnej, która przekonywała,
że przeznaczyła swoją podwyżkę na biedne domy dziecka prowadzone
przez siostry zakonne. Jadąc później w pociągu, usłyszałem, jak pewien
jegomość, zadowolony z decyzji Prezydenta, dodał z nieukrywaną satysfakcją: "
Wreszcie ktoś obciął pensje tym sejmowym darmozjadom. Prezydent zachował
się jak bohater narodowy".
Nie chcę komentować tego, co powiedziano w mediach, ani
tego, co o prezydencie i posłach sądzi "ulica". Wspomnę jedynie,
że to sami posłowie odmówili przyjęcia podwyżki, która należała im
się ustawowo. Wyeksponowanie osoby Prezydenta, jako odbierającego
posłom podwyżki, było czystą manipulacją, ponieważ to do niego należy
uchylenie własnego rozporządzenia o zrównaniu uposażeń posłów z wiceministrami,
które wydał za czasów rządów SLD w 1996 r. Skoro jednak media, a
za nimi wielu ludzi podało w wątpliwość szlachetność naszego gestu
nieprzyjęcia podwyżek w wysokości 1700 zł, zastanawiam się, czy sami
politycy nie są winni tej i podobnym manipulacjom, wszak robią różne
rzeczy tylko pod publiczkę, np. odwiedzają domy dziecka z jakimiś
drobnymi upominkami, podszywają się pod prezenty bogatych sponsorów,
fotografują na tle biedy, a tak naprawdę chodzi im tylko o korzystne
wyborcze tło.
Skłania mnie również do tej refleksji zachowanie Sojuszu
Lewicy Demokratycznej po uchwaleniu przez Sejm budżetu, a zwłaszcza
wypowiedź jego lidera, który podczas konferencji Sojuszu 4 lutego
br. najpierw - nie przebierając w słowach - pognębił budżet, a potem "
dołożył" rządowi J. Buzka, używając obraźliwych i pełnych cynizmu
określeń. Rozumiem jego zdenerwowanie, ponieważ jeśli SLD wygra wybory,
to obejmie władzę dopiero w listopadzie, otrzyma więc jeszcze jeden
budżet przygotowany przez AWS, a ponadto okaże się do tego czasu,
że nie spotkał nas ani zapowiadany krach gospodarczy, ani żadne inne
dramatyczne wydarzenie. Nie ma bowiem w tym budżecie cudownego leku
na wszystko, nie spełnia on niczyich marzeń, ale jest na tyle przyzwoity,
iż pozwala sądzić, że z roku na rok będzie lepiej. Warto dodać do
tego, o czym wspomniałem przed tygodniem, że mimo obciążeń z lat
poprzednich, dotyczących m.in. rewaloryzacji rent i emerytur, rekompensat
dla sfery budżetowej, obsługi długu publicznego, znalazły się pieniądze
na bezpieczeństwo (głównie na wyposażenie Powiatowych Komend Policji),
na aktywne formy przeciwdziałania bezrobociu (wzrost o ponad 200
mln zł), na samolot wielozadaniowy, którego kupno ma rozpocząć proces
dostosowania naszych sił zbrojnych do standardów NATO (60 mln zł). Można też w uchwalonym budżecie wskazać realny wzrost nakładów
na rozwój wsi i rolnictwa (o 20%), na bezpieczeństwo publiczne zewnętrzne (ok. 6%) i wewnętrzne (ok. 3%), na naukę (2,6%) i szkolnictwo wyższe (2,8%) oraz na budowę dróg i autostrad (7,8%).
Krytykując budżet, należy wskazywać te elementy, które
są złe, tymczasem L. Miller zamiast takiej oceny zapowiada, że po
przejęciu władzy zmniejszy liczbę ministerstw do piętnastu, liczbę
radnych, a także członków zarządów gmin o połowę, rozważy też likwidację
Senatu. Wszystko po to, by utrzymanie państwa stało się tańsze. Zlikwidowane
będą także Kasy Chorych, jak i Ministerstwo Zdrowia. Redukcje szykują
się też w służbach i instytucjach wojewódzkich. Jak mówi dalej lider
SLD, "trzeba posprzątać państwo po wielu nieudanych i kosztownych
eksperymentach prowadzonych przez rząd Jerzego Buzka".
Zbliżające się wybory dostarczą nam zapewne prawdziwego
festiwalu obietnic i może nie warto już teraz rejestrować tych wszystkich
głupstw i urojonych pomysłów. A przecież to SLD wespół z Prezydentem
doprowadził do powstania 16, a nie 12 województw. Także powiaty znajdowały
się w przygotowywanej wcześniej przez SLD reformie administracyjnej.
Aby jednak było śmieszniej, trzeba napisać, że większość urzędników
nie pojawiła się wraz z reformą administracyjną, a jedynie przeniosła
swoje biurka do nowych instytucji. Oczywiście, większość z nich pochodzi
jeszcze z nadania PZPR czy też jej spadkobierczyni SLD. Oczywiście,
urzędników obecnie przybyło, związanych z rządzącym AWS-em. W tym
kontekście rozumiem zapowiedź L. Millera odchudzenia, czytaj: wycięcia
tej nowej kadry, aby już nigdy prawica nie doszła do władzy. Efekt
finansowy tej operacji będzie mizerny: oszczędności te z całą pewnością
nie pozwolą zaspokoić wielomiliardowych potrzeb. Jednak efekt propagandowy
jest bardzo skuteczny.
Piszę ten tekst 6 lutego br., w rocznicę tzw. okrągłego
stołu i w konsekwencji "grubej kreski" premiera T. Mazowieckiego.
Brutalnie można napisać, że w tym akcie należy szukać największego "
przekrętu" na politycznej świadomości współczesnych Polaków. Tam
zaczęło się kupczenie Polską, wybielanie historii PRL-u, tworzenie
mitów o honorowych i uczciwych komunistach, o socjalizmie z ludzką
twarzą, o nowych bohaterach narodowych. Najnowsze badania potwierdzają,
że owoce tego deformowania historii dotknęły już większość Polaków,
nie tylko młodych. Bardzo wielu uważa np. Stalina za naszego przyjaciela,
Bieruta za patriotę, generała Jaruzelskiego za prawdziwego Polaka,
a pułkownika Kuklińskiego za zdrajcę.
A przecież to w wyniku dogadania się przy "okrągłym stole"
sprawca stanu wojennego został przez kontraktowy Sejm wybrany na
pierwszego prezydenta wolnej Rzeczypospolitej. W dalszej kolejności
niemal wszyscy dygnitarze PZPR-u zamiast stanąć przed sądem - tak
jak to było np. w Czechach czy w NRD - objęli albo najwyższe stanowiska
w państwie, albo zajęli się biznesem, przejmując na własność państwowe
przedsiębiorstwa. Dziwić się potem, że po opanowaniu mediów lewica
potrafi wmówić niemal każdemu wszystko. Najlepszym przykładem było
skandaliczne zachowanie Prezydenta nad grobami w Charkowie oraz na
lotnisku w Kaliszu. Sam słyszałem, jak usprawiedliwiano głowę państwa
słowami: to jest nasz chłop. Faktycznie, obyczaj pijacki jest u nas
taki swojski i powszechnie akceptowany, że pijakowi daruje się niemal
wszystko.
"Manipulator, oszust, kłamca" - takich słów użył Zbigniew
Herbert, mając na myśli Adama Michnika, okrągłostołowego polityka,
obecnie najbardziej wpływowego i najbogatszego człowieka ze wspomnianego
gremium. Potwierdza tę opinię Herberta rozmowa Michnika z gen. Kiszczakiem,
twórcą "okrągłego stołu". Ci dwaj arcymistrzowie manipulacji przedstawiają
siebie jako narodowych bohaterów, którzy uratowali Polskę przed chaosem
rewolucji solidarnościowej w latach PRL-u. Myślę sobie, że wkrótce
dołączy do nich nowy bohater, L. Miller, o którym historycy lewicy
będą pisać, że uratował Trzecią Rzeczpospolitą przed rujnującymi
rządami Akcji Wyborczej Solidarność.
Pomóż w rozwoju naszego portalu



