Śnieg topniał szybko. Już całe połacie Rynku Wieluńskiego
były suche, tylko w cieniu rzucanym przez pobliskie kamienice zalegały
niewielkie pryzmy szarej mazi. Po zachodniej stronie nieba widać
było czerwoną łunę zachodzącego słońca. Dni robiły się coraz dłuższe,
a w powietrzu czuć było zapach nadchodzącej wiosny.
Dwóch mężczyzn podeszło wolnym krokiem do rozkładu jazdy
wiszącego na ścianie przystankowej wiaty. Kiedy zbliżyli się do łańcucha
okalającego wielką przestrzeń parkingu, zauważyli przez przezroczyste
ścianki wiaty, że w samochodzie stojącym tuż za ogrodzeniem świeci
się światło, a w środku siedzi dwóch wyrostków w dresach i w czapkach
z pomponami. Jeden z nich manipuluje śrubokrętem przy radiu, a drugi
pokazuje ręką, co trzeba robić. Chłopcy natychmiast, gdy zorientowali
się, że są obserwowani przez mężczyzn na przystanku, zgasili światło
wewnątrz pojazdu. Siedzieli nieruchomo przez kilka minut, lecz gdy
mężczyźni wciąż stali nieruchomo, po kilku minutach włączyli światło
i z powrotem zabrali się za wykręcanie radia. Samochód był stary,
śruby mocujące radio też musiały już dawno zardzewieć, ponieważ chłopcy,
nie mogąc się z nimi uporać, próbowali wyrwać urządzenie z konsoli.
W tym celu zaparli się nogami o deskę rozdzielczą i z całych sił
ciągnęli radio do siebie. Bez rezultatu jednak, było dobrze przymocowane.
- Zobacz, oni bezczelnie kradną radio z tego audi i zupełnie
się nie przejmują, że na nich patrzymy - powiedział wzburzony wysoki
mężczyzna do swego znajomego.
- No, ale co my możemy zrobić?! Jak do nich podejdziemy,
to jeszcze dadzą nam po pysku - odpowiedział znajomy.
- Przecież nas jest dwóch i ich jest dwóch, to czego
się bać? - rozważał wyższy mężczyzna.
- Nie mam zamiaru się z nimi bić - odparł znajomy.
- Ale przecież musimy coś zrobić! - mężczyzna wyglądał
na zdeterminowanego.
- Masz komórkę? - spytał znajomy.
- No jasne, że mam - odparł mężczyzna, wyjmując z kieszeni
telefon komórkowy. Stanął za witryną reklamową, tak aby nie było
widać z samochodu, wystukał trzycyfrowy numer i po chwili rozmawiał
z dyżurnym oficerem komendy policji. - Na Rynku Wieluńskim złodzieje
okradają samochód, dzwonię z komórki, zaraz panu podam numer, a nazywam
się - tu padło nazwisko - nie, nie rozpoznam ich, w samochodzie jest
zbyt ciemno, co adres, a po co panu mój adres? Przyjeżdżajcie natychmiast,
bo zaraz rozprują cały samochód.
Mężczyzna schował telefon do kieszeni i odsapnął. - Strasznie
ciekawski był ten policjant, więcej chciał wiedzieć o mnie niż o
tych łebkach, co okradają teraz samochód. Spójrz, to jest stare audi,
ma chyba z piętnaście lat. Wybrali specjalnie takie, bo wiedzą, że
w takich autach właścicielom nie opłaca się instalować alarmów, a
samo włamanie zajmuje im kilkanaście sekund.
Po kilku minutach na parking wjechał polonez z cywilnymi
numerami rejestracyjnymi. Przejechał wolno wzdłuż rzędu samochodów,
jakby szukał miejsca do zaparkowania, minął okradany samochód, zatrzymał
się kilka metrów dalej i dodając gazu, na wstecznym biegu szybko
znalazł się koło starego audi. Z poloneza wysiadło trzech mężczyzn
w cywilu, którzy szybko dopadli drzwi audi i krzyknęli jednocześnie:
- Policja, dokumenty proszę!
Jeden z chłopców, z dużym śrubokrętem w ręku, wysiadając
powtarzał w kółko:
- Jesteśmy nieletni, chcieliśmy pożyczyć samochód, chcieliśmy
się tylko przejechać, więcej nie będziemy, to on mnie namówił, nie
mówcie tylko rodzicom.
- Co, ja cię namówiłem?! - krzyczał drugi chłopak, zakuwany
właśnie w kajdanki. - A kto chciał pieniędzy na imprezę, kto mówił,
że to czysty zysk?! Przecież nie ja. Proszę pana, ja nie chcę do
więzienia.
Za chwilę na parkingu pojawił się okratowany policyjny
volkswagen przystosowany do przewozu zatrzymanych. Chłopcy wsiedli
do niego zapłakani, a policjanci zamknęli z hukiem tylne drzwi. Po
chwili oba pojazdy zniknęły za zakrętem.
- Wiesz, że mogą cię wezwać na świadka? - wysoki mężczyzna
zwrócił się do swojego kolegi.
- Jeszcze czego. Na żadnego świadka nie pójdę. Później
mi gówniarze szyby w domu wybiją - odpowiedział mężczyzna.
Pomóż w rozwoju naszego portalu