Przeciw fałszom o Piusie XII
Reklama
Wszystkich czytelników Niedzieli zachęcam do lektury znakomitego
dwuczęściowego szkicu Bohdana Cywińskiego Spór o Piusa XII (w dodatku
do Rzeczpospolitej - Plus-Minus, nr z 10-11 i z 17-18 marca). Cywiński
obnaża metody fanatycznych opluwaczy papieża Piusa XII. Szkic swój
otwiera omówieniem przekładu obrzydliwego paszkwilu, ponadpięćsetstronicowej
książki Johna Cornwella o skandalicznym tytule Papież Hitlera. Tajemnicza
historia Piusa XII, wydawnictwo warszawskie "Da Capo". Pełny oszczerstw,
zmyśleń i obelg paszkwil Cornwella, piętnując rzekome przymierze
Piusa XII z Hitlerem, pod koniec książki daje też odpowiednio oszczercze
podsumowanie obecnej sytuacji w Watykanie. Według Cywińskiego, Cornwell
dowodzi, jakoby: "Jan Paweł II, niszcząc swobodę opinii w Kościele,
niewoląc myśl teologiczną i nowe intuicje moralne, przywraca skompromitowany
moralnie, absolutystyczny i centralistyczny model Kościoła z czasów
Pacellego. Finalny rozdział książki zatytułowany jest: Pius XII redivivus."
Znamienne jest, że taka właśnie książka-paszkwil, z jej finałem szkalującym
wielkiego Polaka-Papieża, zyskała sobie szczególne zainteresowanie
warszawskiej firmy wydawniczej "Da Capo". Warto zapamiętać tę nazwę!
Godne uwagi jest dość szczególne traktowanie źródeł,
bardzo przypominające mi innego dziś nagłaśnianego autora - J. T.
Grossa. Według Cywińskiego: "Teksty wychodzące spod piór katolików (...) wydają mu (Cornwellowi - J.R.N.) się z założenia podejrzane.
Życzliwe dla Piusa XII opinie - także żydowskie - pomija lub wyśmiewa,
zbywając gołosłownymi ocenami. Każda natomiast opinia czy wiadomość
prasowa przeciwna papieżowi okazuje się dla niego wiarygodnym i istotnym
źródłem. Rażąca wybiórczość w przedstawianiu faktów i obfitość możliwie
najzjadliwszych przymiotników w ocenach środowisk kościelnych nadają
książce cechy najzwyklejszego paszkwilu, tworzonego zresztą z dużym
napięciem emocjonalnym".
Aby lepiej "pogrążyć" w swoim odczuciu zmarłego Papieża,
Cornwell daje odpowiednio drastyczny opis rozkładania się jego ciała
po śmierci, zapewniając: "smród zaś był tak nieznośny, że jeden ze
szwajcarów zemdlał". Cywiński opisuje ten przeze mnie skrócony obrzydliwy
fragment tekstu Cornwella słowami: "Przepraszam Czytelników za przytoczenie
tego opisu, ale chciałbym, by zdali sobie sprawę, z jakiego typu
literaturą mamy do czynienia. Tak też można ´zwalczać Ciemnogród´...
Z taką książką się nie dyskutuje. Po niej się myje ręce i wietrzy
pokój".
Cywiński stara się w swym obszernym, świetnie uargumentowanym
szkicu przedstawić - wbrew antykościelnym oszczercom typu Cornwella
- prawdziwe oblicze zniesławianego Papieża i jego zasługi. Pisze
o wyjątkowo trudnych dylematach, które stanęły przed nim po wybuchu
wojny, stwiedzając: "Zadania rysowały się co najmniej dwa. Pierwsze
- na cały świat wykrzyczeć prawdę o hitlerowskich zbrodniach i z
całą mocą potępić ich sprawców. Drugie - uratować ginących ludzi,
i tych z powierzonego mu stada, a więc Kościoła katolickiego, i tych
spoza owczarni, którzy jeszcze gęściej i dramatyczniej giną wokół.
Podjęcie obu zadań naraz było niemożliwe. Jednoznaczne
i głośne potępienie Hitlera skończyłoby grę. Uznanie katolicyzmu
i Kościoła za wroga numer jeden byłoby dla ideologów, polityków i
katów hitlerowskich posunięciem naprawdę łatwym. (...) Na pewno zaś
po takim akcie Kościół nie mógłby już uratować ani muchy. Pomocy
ofiarom hitleryzmu Kościół nie mógł przecież prowadzić z pozycji
siły czy groźby odwetu wobec zbrodniarzy - tak mogłyby stawiać sprawę
mocarstwa, gdyby chciały być solidarne z ginącymi. Papież dywizji
nie miał. (...) Drogi były dwie. Jedna to lokalne, niemal indywidualne,
załatwianie małych spraw, wypraszanie jednostkowych decyzji na niskim
i średnim poziomie. Druga to absolutnie dyskretne pobudzanie i organizowanie
podziemnej solidarności ludzi zniewolonych i zagrożonych represjami
czy wręcz zagładą. Otóż każde papieskie wystąpienie potępiające hitleryzm
musiało blokować drogę pierwszą, a utrudnić drugą.
Co zatem było ważniejsze - powiedzenie całej prawdy czy
uratowanie większej liczby ludzi? Dylemat niełatwy".
Cywiński pisze dalej o efektach rozwijanej przez Piusa
XII akcji pomocy ofiarom wojny, stwierdzając m.in.: "Interwencyjno-pomocowa
waga nuncjusza berlińskiego była niemalże równa zeru. Skuteczniejsze
okazały się nuncjatury słowacka, chorwacka, rumuńska, a zwłaszcza
węgierska i włoska. Każda z nich uratowała od śmierci od kilku do
kilkudziesięciu tysięcy ludzi, najczęściej Żydów". Mówiąc o jakże
dużym znaczeniu tej właśnie pomocy, której patronował Pius XII, Cywiński
zastanawia się, skąd wywodzą się na tym tle tak zajadłe napaści właśnie
na takiego papieża. Szerzej pisze w kontekście krytyków Piusa XII
o amerykańskich Żydach, stwierdzając: "Ich niechęć do papieża to
nie antypatia religijna. Idzie o obronę własnej reputacji. Stany
Zjednoczone były podczas drugiej wojny światowej siedzibą znakomicie
ustosunkowanej i bardzo bogatej finansjery żydowskiej. Środowiska
te wykazały się bardzo ograniczonym w stosunku do swych możliwości
politycznych udziałem w ratowaniu swych europejskich, a zwłaszcza
wschodnioeuropejskich ziomków przed zagładą. Po wojnie sprawa ta
stała się w oczywisty sposób drażliwa - i pozostaje nią dotąd. W
tym kontekście pomoc Żydom ze strony nieżydowskiej, zwłaszcza ze
strony papieża, ale także i ze strony polskiego podziemia, musi być
zanegowana, bo inaczej stanowiłaby zbyt wymowny kontrast dla bierności
Żydów nowojorskich".
Cywiński zwraca również uwagę, jak bardzo znaczącą przyczyną
niezwykle zajadłych ataków na Piusa XII była jego konsekwentna postawa
wobec komunizmu. To, że był on "papieżem najgłębiej i najaktywniej
antykomunistycznym", że niezwykle przenikliwie widział rozmiary zagrożeń
stwarzanych przez komunizm dla ludzkości. Na tle jakże żałosnej,
niewybaczalnej naiwności Roosevelta, traktującego Stalina jako dobrotliwego "
Wujcia Joe", tym bardziej imponujące są przedstawiane przez Cywińskiego
dowody znakomitego rozpoznania przez Piusa XII i jego współpracowników
całej perfidii zamysłów Kremla i siły jego zagrożeń dla Zachodu.
Np. zastępca watykańskiego sekretarza stanu - kard. Maglione abp
Domenico Tardini już 30 maja 1943 r. ostrzegał w nocie do rządu brytyjskiego
przed siłą zagrożenia komunizmem po ostatecznym zwycięstwie aliantów.
Pisał, że po zakończeniu działań w Europie Ameryka i Anglia będą
musiały je kontynuować na Dalekim Wschodzie, podczas gdy Rosja będzie
mogła całą swą armię w całości pozostawić w Europie i znajdzie się
w bardzo dogodnych warunkach dla rozwoju propagandy komunistycznej.
Ostrzegał, że po zakończeniu wojny Rosja jako państwo totalitarne
będzie się nadal zbroić i prowadzić do nowej wojny, podczas gdy kraje
demokratyczne będą musiały słuchać głosów swych narodów, które wyczerpane
wojną i jej cierpieniami, opowiedzą się za niemal całkowitą redukcją
wojska i kosztów uzbrojenia.
Śmieszne oburzenie Unii Wolności
Reklama
To chyba najświetniejszy tekst Rafała Ziemkiewicza w ciągu
ostatnich paru lat. Myślę o jego felietonie Wracać na salę!, jakże
celnie obnażającym skutki wieloletniej niechlubnej polityki Unii
Wolności. Ziemkiewicz pisze (w Gazecie Polskiej z 21 marca): "Unia
Wolności wyszła z sejmowej sali. Oburzyła się na komunistów. I za
co? Za to właśnie, że się zachowali, jak na komunistów przystało. (...) Fakt, że w roku 2001 w wolnej - chwilowo - Polsce czerwony kolaborant
może ogłaszać z trybuny sejmu III RP stalinowskie kłamstwa, jest
rzeczywiście oburzający, tylko, że akurat w wydaniu ´ludzi rozumnych
z Unii Wolności´ to oburzenie śmieszy. Śmieszy na tej samej zasadzie,
co ów baca z kawału, zdziwiony, że gałąź, którą pod sobą piłował,
nagle się złamała, a on spadł na łeb.
Czy zabrakło w początku lat dziewięćdziesiątych ludzi
wystarczająco mądrych, by przewidzieć, że do tego właśnie doprowadzą
grube kreski, masowanie ´lewej nogi´ i temu podobne? Nie, wcale nie
zabrakło. Byli, ostrzegali. Za te ostrzeżenia byli opluwani, bezwzględnie
rugowani z tzw. publicznych mediów, pozbawiani głosu, wyszydzani
na rozliczne sposoby i demonizowani. Oczywiste ostrzeżenie, że stwarzanie
atmosfery totalnego rozgrzeszenia peerelu i demonstracyjne zamazanie
różnicy między przyzwoitością a świństwem tak właśnie musi się skończyć
- okrzyknięte zostały antysemityzmem, populizmem, endeckim ciemnogrodem
i tak dalej.
A teraz nagle Unia Wolności się dziwi? Potępia? Wychodzi
z sali?! (...)
Przez ostatnie lata łatwo zapomnieliśmy o tym amoku,
jaki wtedy (na początku lat 90. - J.R.N.) rozpętano, o tych obelgach,
jakimi zasypywano każdego, kto odważał się być mądry. Zapomnieliśmy
też o tym baranim pędzie, z jakim mnóstwo ludzi z pozoru rozsądnych
włączało się w histeryczną walkę ze zdrowym rozsądkiem i gotowych
było zabić za jakiekolwiek słowo potępienia dla partyjnego karierowicza,
ubeka albo kapusia. (...)
Trzeba było dopiero, żeby ze śp. Zbigniewa Herberta zrobiono
na łamach Wyborczej wariata i alkoholika, aby Wprost pozwolił Czesławowi
Bieleckiemu na skrytykowanie na swych łamach Oberautorytetu Moralnego
i jego pomagierów! Trzeba aż było dopiero, by Gazeta (...) zrobiła
ogromny wywiad z szefem komunistycznej tajnej policji, za czasów
którego funkcjonariusze tejże zamordowali skrytobójczo ponad sto
osób - i w całym owym wywiadzie o zbrodnie te nie zahaczyła ani słówkiem?
Pewnie zresztą w milczącym przekonaniu, że w sumie dobrze zrobiono,
bo przecież taki ksiądz Niedzielak, ksiądz Suchowolec czy Piotr Bartoszcze,
gdyby żyli, niechybnie wsparliby tak groźny dla Polski ´endecki ciemnogród´.
Trzeba aż było dopiero takiego horrendum, aby zaczadzeni michnikowszczyzną
udecy i intelektualiści poczuli pewien absmak? Ależ nie wychodźcie
z sali panowie i panie. (...) Nie odwracajcie oczu. Przypomnijcie
sobie, coście wygadywali w amoku tak jeszcze niedawno, jak żeście
własną piersią bronili tych wszystkich towarzyszy Szmaciaków, przypomnijcie
sobie, jak was bawiły żarciki z oszołomów".
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Smutek Tuska
Zuzanna Dąbrowska strasznie szydzi z Tuska i innych liberałów w tekście Donald Tusk smutną ma twarz (Trybuna z 21 marca), Pisze m.in.: "SKL chce do Platformy. Janusz Tomaszewski z przyjaciółmi - chyba też. Wiadomości te, wydawałoby się radosne dla PO, nie wywołały uśmiechu na obliczu Donalda Tuska (...) Skąd (...) bierze się smutek Tuska? Na pewno nie z pustego malkontenctwa. On wie, że do tej pory miał monopol. Jako jedyna zorganizowana grupa w Platformie, posiadająca struktury w terenie, liberałowie mogli rozgrywać całą resztę, jak chcieli (...) Wejście innych zorganizowanych grup skomplikuje sytuację. Zaczyna się walka o program i miejsca na listach (...) pierwszych miejsc jest mało, a bohaterów wielu. Ich liczba rośnie w szybkim tempie. I jak tu się można cieszyć?"
Łzawa Torańska
Czyż ktokolwiek mógł myśleć w najbardziej nawet makabrycznym śnie, że Teresa Torańska, twórczyni tak drapieżnej, demaskatorskiej książki Oni, jednego z największych przebojów samizdatów "Solidarności", zmieni się w wybielaczkę realizatora stanu wojennego, łzawo roztkliwiającą się nad jego niesłychanymi "przeżyciami" w czasie wojny z Narodem. A wszyscy to mogli ujrzeć na własne oczy w telewizji 19 marca. I trudno się nie zgodzić z minirecenzją tego programu pióra Macieja Rybińskiego na łamach Rzeczpospolitej z 20 marca. Rybiński pisał tam m.in. w tekście Historia według Jaruzelskiego: "Grzechem autorki filmu (Torańskiej - J.R.N.) jest potulne przyjęcie narzuconej przez Jaruzelskiego łzawo-sentymentalnej interpretacji dramatu narodowego, którego skutki odczuwamy jeszcze teraz".