Reklama

"Złota nić" ks. Franciszka Blachnickiego

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Trwa proces kanonizacyjny ks. Franciszka Blachnickiego, założyciela Ruchu Światło-Życie, który oddziaływał na kształtowanie postaw religijno-moralnych, społecznych i patriotycznych u dzieci i młodzieży, a także dorosłych, zarówno duchownych, jak i świeckich. " Złota nić" to łaska dana każdej duszy, przysłonięta okolicznościami codziennego, szarego życia, którą można łatwo utracić, jeśli się ją pominie z własnego wyboru. Ks. Franciszek poszedł za "złotą nicią", za wizją raz ujrzaną, zapamiętał ją i przestrzegał jej praw, co oznaczało stałe nawijanie owej "złotej nici" i sensowne znalezienie drogi w labiryncie życia. Nie jest to łatwa sprawa, ale ks. Franciszkowi to się udało. Potrafił bowiem przystosować się do rzeczywistości i tę rzeczywistość kształtować - nawet po swojej śmierci. Zostawił w wielu ludziach ziarno i zasiew teologii wyzwolenia z wszelkich uzależnień, które wydają owoce po wsze czasy.

Trzy przykłady potwierdzają ustawiczne działanie ks. Blachnickiego w świecie. Pierwszy przykład to świadectwo Tomasza, który wyzwolił się z uzależnienia od alkoholizmu. Tomasz opowiada:
"Byłem wychowywany w wierze katolickiej, ale nie praktykowałem. W młodości wpadłem w nieodpowiednie towarzystwo i często przychodziłem do domu rodzinnego w stanie nietrzeźwym. Rodzice bardzo nad tym boleli, ale do mnie nic nie docierało. Byłem zwyczajnym chuliganem. W czasie mojego największego upodlenia umarła moja matka. Mój starszy brat zaczął mnie obwiniać za jej śmierć. Wołał nawet przy otwartym grobie, kiedy zostaliśmy na cmentarzu wraz z ojcem, że zabiłem naszą matkę swoim niecnym, pijackim życiem. Wrony przelatujące nad naszymi głowami krakały złowrogo, jakby potwierdzały ostre, bolesne słowa brata. Opamiętałem się na krótki czas, ale pociąg do alkoholu i do złego towarzystwa przeważyły. Piłem jak opętany.
Po kilku miesiącach mojego brata spotkała tragedia. Pijani koledzy uruchomili młyn, w którym pracował, i tylko cudem uszedł z życiem. Doznał jednak poważnych obrażeń i długie miesiące leżał w szpitalu, walcząc ze śmiercią. Wtedy zrozumiałem, że na alkohol nie ma silnych i że jest on motorem złych działań. Przestałem pić. W decyzji tej pomógł mi ruch oazowy, w którym zacząłem uczestniczyć. Na oazie poznałem dziewczynę, z którą ożeniłem się, a po roku zostałem ojcem.
W piękny, wiosenny dzień zaplanowaliśmy z żoną i 2-letnim już wtedy dzieckiem wycieczkę do nie znanej nam bliżej miejscowości, w której od miesiąca mieszkał mój brat. Rankiem tego dnia opowiedziałem żonie sen, jaki miałem tej nocy. Śniła mi się moja zmarła matka z różańcem w ręku i ze łzami w oczach. Obok niej stał ks. Franciszek Blachnicki, którego poznałem na jednym ze spotkań oazowych. Matka nie mówiła nic, tylko patrzyła na mnie smutnym wzrokiem. Wiedziałem, że nie żyje. Potem na jej postać nałożyła się scena, w której widać było małe miasteczko z wieloma młynami, a wszyscy ludzie pracowali tam z jakąś wręcz zapiekłą zaciętością. Śniłem, że wjechaliśmy wraz z żoną i dzieckiem do tej dziwnej miejscowości, a ja mając we śnie świadomość, że jest niedziela, zadałem małżonce pytanie, czy nie uważa za rzecz godną napiętnowania, iż ci wszyscy ludzie nie potrafią uszanować dnia Pańskiego. Żona pokiwała głową i zwróciła moją uwagę na dziwny budynek, wyraźnie odcinający się od pozostałych zabudowań odmienną architekturą. Nie wiem dlaczego, ale doznałem we śnie przerażenia na widok tej budowli, w której moją uwagę przykuło jedno małe prostokątne okno - chociaż było ich tam wiele, tak jakby było przeznaczone dla mnie. To był sen, ale tak bardzo wyraźny, że pamiętam go do dnia dzisiejszego.
Po tej relacji i śniadaniu wyjechaliśmy w trójkę na zaplanowaną wycieczkę. Po trzech godzinach wjechaliśmy do... miasteczka z identyczną scenerią jak z mojego snu, wśród której dominowali ludzie pracujący przy młynach. Na skrzyżowaniu najechał na nas samochód i w tym momencie straciłem przytomność. Po odzyskaniu świadomości zobaczyłem białe ściany szpitalne i małe okno, znane mi ze snu. Żonie i dziecku na szczęście nic się nie stało. Po trzech miesiącach leczenia szpitalnego, gdzie wiele spraw mogłem przemyśleć, wyszedłem na świat zupełnie odmieniony. W moich przemyśleniach pojawiały się stale spotkania oazowe, które w szpitalnej ciszy nabrały pełnej wartości i znaczenia.
To, co było dawniej, co nazwać mógłbym pustym przebiegiem umysłu, życiem zapełnionym niezbyt pozytywnymi treściami, zostało na zawsze poza mną.
Zacząłem aktywnie uczestniczyć w życiu religijnym, dbać o rodzinę. Od tamtej pory nie wziąłem kropli alkoholu do ust. Dopiero po wyjściu ze szpitala zrozumiałem w pełni sens przesłania teologii wyzwolenia, głoszonego przez ks. Franciszka Blachnickiego, sens wyzwolenia z uzależnienia alkoholowego.
Moje życie, mimo że jestem nie w pełni sprawny, jest znośne. Żona twierdzi, że jest szczęśliwa tak bardzo, jak nigdy dotąd. Mam 33 lata i dopiero po wypadku, po wyjściu ze szpitala, zrozumiałem sens życia, sens istnienia. Odczułem działanie ´złotej nici´ ks. Franciszka, niosącej wolność od uzależnienia alkoholowego".
Inny przykład zasiewu nauki ks. Franciszka to mały wycinek z życia Brygidy, która była namiętnym palaczem. Mimo wielu zalet charakteru nie potrafiła sobie poradzić z tym zgubnym uzależnieniem. Uczestniczyła w ruchu oazowym, ale papieros był silniejszy od mocy słowa przekazywanego przez naśladowców mistrza teologii wyzwolenia.
Założyła rodzinę i cieszyła się wraz z mężem swoim jedynym synem, a w czasie studiów marzyła o takiej liczbie dzieci, żeby można z nich było utworzyć drużynę piłkarską. Ale los zadecydował inaczej. W wieku ośmiu lat jedyny jej syn Arek zakrztusił się kawałkiem jabłka, które utknęło w tchawicy i zaczął się dusić. Mąż, ordynator na oddziale chirurgii, zadzwonił po pogotowie. W tym pełnym napięcia czasie oczekiwania na pomoc Brygida zaniosła na rękach sinego syna przed obraz Matki Bożej Częstochowskiej i klęcząc prosiła Maryję: Matko Boża, jeśli uratujesz mi syna, to nie wezmę już do końca mych dni papierosa do ust, błagam. Dotrzymam obietnic, które składałam w ruchu oazowym, a które przez tyle lat łamałam.
Przyjechało pogotowie, przywrócone zostało synowi zdrowie. Matka dotrzymała słowa i została wyzwolona z nikotynowego nałogu - w tym stanie utrzymuje się do dziś. Po raz kolejny "złota nić" ks. Franciszka Blachnickiego, niosąca wolność od wszelkich uzależnień, wydała pozytywny owoc.
Trzeci spektakularny sukces odniósł ks. Franciszek Blachnicki w stosunku do znanego prawnika Wojciecha, który również był namiętnym palaczem i nie potrafił sobie poradzić z tym zgubnym nałogiem.
W młodości uczestniczył on w spotkaniach oazowych, na których poznał swoją przyszłą żonę, i był zafascynowany ideami ks. Franciszka.
W piękny jesienny wieczór stał przed kościołem Świętego Krzyża, w którym odbywały się rekolekcje dla inteligencji. Żona weszła do świątyni, a Wojciech palił na placu kościelnym papierosa. Podszedł do niego człowiek, od którego czuć było alkohol i powiedział: Daj pan papierosa. Wojciech oburzył się i odrzekł: W takim stanie ośmiela się pan podchodzić pod drzwi kościoła? Na to ów nieznajomy odpowiedział: A pan jesteś lepszy, paląc przed świątynią? I machnąwszy lekceważąco ręką w kierunku prawnika, odszedł skulony, znikając w mroku. Wojciech poczuł się zażenowany i do głębi zawstydzony. Pomyślał o tym, w jaki sposób w tej sytuacji postąpiłby ks. Franciszek. Z pewnością nie potępiłby owego człowieka i nie odtrącił. Z ogromną determinacją woli wyjął z kieszeni paczkę papierosów i wyrzucił do kosza. Wszedł do kościoła, uklęknął przed Najświętszym Sakramentem i przeprosił Boga za swoje zachowanie, składając jednocześnie uroczyste ślubowanie, iż od tej chwili nie weźmie już do ust papierosa. Przyrzeczenia dotrzymał, uznając wyzwolenie z nałogu nikotynowego za swój największy sukces życiowy.

Idee i postawa światłego kapłana - ks. Franciszka Blachnickiego w dużej mierze ukształtowały wielu ludzi. Jego nauki nabierały charakteru sakramentalnego. Ks. Franciszek Blachnicki uświadomił im bowiem fakt, iż należą do innego świata i że jest inny wymiar istnienia. Nie można tego zwerbalizować, bo to, co nazywamy olśnieniem, objawieniem, po prostu ludzi przerasta.Przeżycie nowej wizji świata jest momentem, w którym człowiek staje twarzą w twarz wobec prawdziwej rzeczywistości, co nazwać można momentem łaski.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Podziel się:

Oceń:

2001-12-31 00:00

Wybrane dla Ciebie

Zmiany kapłanów 2024 r.

2024-05-22 15:45

Karol Porwich/Niedziela

Maj i czerwiec to miesiąc personalnych zmian wśród duchownych. Przedstawiamy bieżące zmiany księży proboszczów i wikariuszy w poszczególnych diecezjach.

Więcej ...

Jakie jest twoje osobiste stanowisko wobec kryzysu Kościoła dzisiaj?

Monika Książek

Rozważania do Ewangelii Mt 28, 16-20.

Więcej ...

Sylwetki neoprezbiterów

2024-05-26 10:04

ks. Łukasz Romańczuk

6 diakonów [archidiecezja wrocławska] oraz jeden ze Zgromadzenia Misjonarzy Synów Niepokalanego Serca Błogosławionej Maryi Dziewicy] przyjęło święcenia kapłańskie w katedrze wrocławskiej. Dziś będę odprawiać swoje Msze święte prymicyjne, a my zachęcamy do tego aby ich lepiej poznać.

Więcej ...

Reklama

Najpopularniejsze

Mecenas Wąsowski: ks. Olszewski prosił, abym Wam to...

Kościół

Mecenas Wąsowski: ks. Olszewski prosił, abym Wam to...

Ida Nowakowska: Chcę być jak moja Mama!

Wiara

Ida Nowakowska: Chcę być jak moja Mama!

Dziś uroczystość Najświętszej Trójcy

Kościół

Dziś uroczystość Najświętszej Trójcy

Panie, spraw, bym był wiernym uczniem Twoim i innych...

Wiara

Panie, spraw, bym był wiernym uczniem Twoim i innych...

Franciszek wyjaśnia: zezwoliłem na błogosławieństwo...

Kościół

Franciszek wyjaśnia: zezwoliłem na błogosławieństwo...

Zgorszenie w Warszawie. Tęczowe

Kościół

Zgorszenie w Warszawie. Tęczowe "nabożeństwo" z...

Niesamowita święta Rita

Kościół

Niesamowita święta Rita

Święto Chrystusa Najwyższego i Wiecznego Kapłana

Polska

Święto Chrystusa Najwyższego i Wiecznego Kapłana

#NiezbędnikMaryjny: Litania Loretańska - wezwania

Wiara

#NiezbędnikMaryjny: Litania Loretańska - wezwania