Trudna prawda o obecności Boga w Eucharystii
Reklama
Jak co roku wierni Chrystusowi i Jego Ewangelii przeszliśmy
ulicami naszych miast i wsi, żeby publicznie wyznać naszą głęboką
wiarę w realną obecność żywego i prawdziwego Boga w niesionej przez
nas uroczyście Eucharystii i żeby gorąco prosić Go o łaskę nawrócenia
i o błogosławieństwo dla wszystkich, którzy tu żyją; także dla tych,
którym Chrystus stał się obcy i nieznany, mimo, że - jak mówi Pismo
Święte - przyszedł na świat "by głosić dobrą nowinę ubogim, by opatrywać
rany serc złamanych, by zapowiadać wyzwolenie jeńcom i więźniom swobodę,
by pocieszać wszystkich zasmuconych".
Z fragmentu odczytanej dzisiaj Ewangelii św. Jana raz
jeszcze usłyszeliśmy słowa Chrystusa, który po cudownym i jakże spektakularnym
rozmnożeniu chleba i ryb, wiwatującym na Jego cześć tłumom, które,
nakarmione w tak niezwykły sposób, chciały Go obwołać królem, ogłosił
z wielką mocą, że to On sam jest żywym chlebem, który zstąpił z nieba,
i że tylko ci, którzy spożywać będą Jego Ciało i pić Jego Krew, otrzymają
życie wieczne i będą wskrzeszeni w dniu ostatecznym.
W wielkim tłumie, tak entuzjastycznie wiwatującym na
cześć Jezusa cudotwórcy, zawrzało. Słuchacze Jezusa nie byli w stanie
zrozumieć tych niewiarygodnie brzmiących w ich uszach słów. Nie byli
w stanie wyjść poza świadectwo swoich słabych ludzkich zmysłów i
poza możliwości swojego ograniczonego rozsądku. Mimo że kilkanaście
godzin wcześniej uczestniczyli w cudownym zdarzeniu, mimo że na własne
oczy widzieli skutki Boskiej władzy Chrystusa, natychmiast zwątpili
w Jego słowa.
"Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?" - mówili.
I wzruszając z rozczarowaniem ramionami odchodzili od Tego, któremu
przed chwilą ofiarowywali królewską koronę. Odchodzili coraz większymi
gromadami. A Chrystus patrzył na to w milczeniu.
I nie biegł bynajmniej za nimi i nie wołał: "zaczekajcie,
bo źle zrozumieliście moje słowa!". Nie wołał: "Ja miałem na myśli
tylko znak, tylko symbol, a nie moje prawdziwe i żywe ciało, i nie
moją prawdziwą krew!".
Chrystus nie zawracał odchodzących od Niego ludzi i nie
odwoływał wypowiedzianych przez siebie słów, ponieważ nie miał czego
odwoływać, ponieważ mówił do nich o rzeczywistym swoim ciele i o
rzeczywistej swojej krwi, którą powinni spożywać, jeśli chcą żyć
wiecznie; ponieważ mówił wówczas dosłownie, a nie w przenośni, o
swojej realnej i prawdziwej obecności w Eucharystii. W końcu od Jezusa
odeszli wszyscy, oprócz małej gromadki Apostołów. Ale nawet na ich
twarzach zauważył On zmieszanie i niedowierzanie.
"Czyż i wy chcecie odejść?". "Czyż i wy chcecie odejść?"
- zapytał.
W tym momencie gotów był zrezygnować nawet ze swoich
najbliższych uczniów, jeśli mu bezwarunkowo nie uwierzą. W odniesieniu
do prawd wiary nie ma bowiem miejsca na kompromisy, paktowanie, niedopowiedzenia
i ustępstwa. Jeśli chce się być chrześcijaninem, trzeba się jednoznacznie
opowiedzieć za nauką Chrystusa. Trzeba ją przyjąć w całości i integralnie.
"Czyż i wy chcecie odejść?". To Chrystusowe pytanie brzmi
nieustannie w uszach miliardów ludzi od prawie dwóch tysięcy lat.
I wcale nie przestaje być aktualne. To Chrystusowe pytanie staje
dziś przed każdym z nas tu obecnych. I trzeba, abyśmy sobie na nie
jednoznacznie odpowiedzieli. Jak mamy na nie odpowiedzieć my, ludzie
żyjący już w trzecim tysiącleciu chrześcijańskiej ery? My, zatopieni
w materii i technologii, w konsumpcjonizmie i w fałszywych ideologiach?
My, atakowani przez ateizm, który ogłosił śmierć Boga i śmierć ludzkiej
duszy, atakowani przez bezbożność bluźniącą Bogu; przez relatywizm,
który przestał odróżniać dobro od zła i prawdę od fałszu?
Jak mamy odpowiedzieć na postawione Apostołom dwadzieścia
wieków temu Chrystusowe pytanie: "czyż i wy chcecie odejść?". Po
smutnych, historycznych i współczesnych doświadczeniach ludów i narodów,
które wypierały się Chrystusa, które Jego Ewangelię zastępowały bezbożnymi
ideologiami i irracjonalnymi utopiami, podejmując próbę zbudowania
raju na tym świecie za cenę męki i śmierci dziesiątków milionów ludzi,
możemy na zadane przez Chrystusa pytanie odpowiedzieć tylko tak,
jak odpowiedzieli owego pamiętnego dnia sami Apostołowie: "Panie,
do kogóż pójdziemy? To przecież tylko Ty masz słowa prawdy i wiecznego
życia" (por. J 6, 68).
Żyjemy w ustawicznym hałasie współczesnej cywilizacji.
Bez ustanku bombardowani jesteśmy milionami fal i elektronicznych
impulsów, które niosą nam nieustanny potok słów i obrazów, porażających
wprost naszą psychikę. Tak rzadko w tym potoku odnajdujemy prawdę
i autentyczne dobro. Tak często są to tylko bezużyteczne, a nawet
trujące treści, które promują zło, banalizują je i do niego zachęcają.
Powrócić do Chrystusa i Jego nauki
Tymczasem słowa Chrystusa mimo upływu wieków nie tracą nic
ze swojej pierwotnej świeżości, aktualności i odwiecznej mądrości.
Tylko one dają życie, które nie przemija. Tylko one są w stanie przemienić
nas ku dobremu. Tylko one są w stanie wskazać nam zbawienie, za którym
tęskni każde ludzkie serce.
Tak często stajemy przed różnymi wyborami. Bywamy bezradni.
Szukamy swojego miejsca w społeczeństwie. Kuszą nas różni ludzie,
różne partie, różne ludzkie nietrwałe autorytety, a nawet najróżniejsze
reklamy. Tak często podpowiadają nam pozornie korzystne i rzekomo
uszczęśliwiające nas decyzje życiowe, w których nie ma miejsca dla
Boga i dla Jego odwiecznego prawa.
Panoszący się relatywizm, który wymazuje z naszej świadomości
poczucie grzechu oraz zaciera różnicę między moralnym dobrem i złem
sprawia, że bardzo wielu ludzi nie liczy się w swoim postępowaniu
z przykazaniami Bożymi, a nawet z jakimikolwiek zasadami etycznymi,
które są podstawą każdego ładu społecznego.
Z przerażeniem patrzymy na nieuczciwość i kierowanie
się tylko żądzą pieniądza wielu ludzi, którzy pozostając na różnych
odpowiedzialnych, prestiżowych stanowiskach - w gospodarce, polityce,
życiu społecznym, a nawet w nauce - zamiast troszczyć się o dobro
wspólne, zamiast tworzyć w społeczeństwie ład moralny, kradną, oszukują
i deprawują tych, dla których winni być świetlanym przykładem. Nie
liczą się dla nich żadne zasady, żadna moralność, żadna etyka. Dla
nich wszystko jest dozwolone, byle przynosiło zysk, byle dawało władzę
nad innymi.
Zdumiewające przy tym jest to, że nawet tacy ludzie,
o których powszechnie wiadomo, iż są nieuczciwi, kłamliwi, pokrętni
i pozbawieni jakichkolwiek stałych zasad moralnych, bez trudu bywają
wybierani bądź mianowani na prestiżowe stanowiska.
Wynika z tego, że dla wielu wyborców także nie liczy
się już uczciwość, prawdomówność i jednoznaczność etyczna. Czyżby
wybierali takich, do jakich są sami podobni?
Bez Bożego prawa tymczasem i bez ludzi, którzy według
niego żyją, nie da się zbudować uczciwego społeczeństwa. Nie da się
też utrwalić pokoju społecznego. Najlepsze ludzkie prawo nie uzdrowi
społeczeństwa, jeśli nie będą w nim żyli ludzie, którzy kierują się
prawem moralnym, jakie przyniósł nam Chrystus.
Mieszkańców naszej diecezji, tak jak wszystkich Polaków
dręczą dziś najrozmaitsze problemy: bezrobocie, przestępczość, brak
poczucia bezpieczeństwa osobistego i socjalnego, bieda, nieład społeczny
i najróżniejsze problemy międzyludzkie. W nasze codzienne życie wciska
się tyle agresji, nienawiści i moralnego zdziczenia. Najwyższy czas
na powrót do chrześcijańskiej nauki moralnej i do Chrystusa! Bez
Niego nie zbudujemy lepszego świata.
Eucharystia źródłem siły i nadziei
Wszyscy jesteśmy słabi i skłonni do zła. Każdy z nas może ulec
pokusie. Wszyscy potrzebujemy wiele wewnętrznej energii, by zło przezwyciężyć,
by mu nie ulec, by w każdej sytuacji życiowej zachować się uczciwie.
Największym i niezastąpionym źródłem tej energii jest Ciało i Krew
Chrystusa, jest Eucharystia.
Jak mówił do młodzieży Ojciec Święty, Eucharystia jest
sakramentem obecności Chrystusa, który daje nam siebie, bo nas kocha.
Kocha każdego z nas osobiście w naszym konkretnym życiu: w rodzinie,
wśród przyjaciół, w pracy i w studiach, w wypoczynku i w rozrywce.
Kocha nas, kiedy nasze życie jest szczęśliwe i radosne, ale kocha
nas również wtedy, kiedy spada na nas cierpienie, kiedy trzeba dźwigać
ciężki krzyż niełatwego losu, choroby, prześladowań i ludzkiej nienawiści.
Chrystus kocha nas zawsze. I nigdy nie cofa swojej miłości,
swojej wyciągniętej do nas ręki. Kocha nas nawet wtedy, kiedy Go
zawodzimy, kiedy Go ranimy grzechami, kiedy nie idziemy za Jego głosem.
Chrystus nigdy nie zamyka przed nami ramion swojego miłosierdzia,
które jest bezgraniczne. On zawsze na nas czeka.
Przyjmować Go w Komunii św., to znaczy spożywać chleb
z Domu Ojca, który wzmacnia nasze siły, byśmy mogli po Bożemu przejść
przez niełatwą drogę życia. Przyjmować Komunię św., to znaczy przyjmować
także logikę krzyża i służby dla bliźnich; to znaczy dawać świadectwo
Chrystusowej Ewangelii.
Tego świadectwa współczesny świat potrzebuje dzisiaj
bardziej niż kiedykolwiek. Potrzebują go zwłaszcza młodzi ludzie,
szukający dopiero drogowskazów dla swojej przyszłości. Ludzie ci
kuszeni są dziś ustawicznie mirażami łatwego, wesołego, pełnego nieustającej
zabawy i wygodnego życia; namawiani do narkotyków, alkoholu i rozpusty;
wabieni ideologią konsumpcjonizmu, anarchii moralnej i hedonizmu,
kuszącego ich swoim podstawowym hasłem: kieruj się w życiu tylko
przyjemnością i rozrywką, i nie zważaj na żadne przykazania.
Ci nieszczęśni ludzie, którzy porzucają Chrystusa i ulegają
tym pokusom, szybko się rozczarowują. Ich życie staje się męką -
narkomana, alkoholika, więźnia, bezdomnego, konającego na śmiertelne
choroby, staczającego się w rynsztok, zatopionego w odmętach rozpaczy,
bezsensu, przemocy.
Ale nawet taki najbardziej zagubiony i dotknięty przez
zło człowiek, dopóki jeszcze żyje, może wrócić do Chrystusa. Może,
jeśli tylko tego bardzo będzie chciał, zmienić swój los. Chrystus
na niego czeka. W sakramencie pokuty i w sakramencie Eucharystii,
który go uzdrowi.
W życiu każdego z nas jest wiele problemów, trosk, niepokojów,
chorób, nieporozumień i zawiedzionych nadziei. Nie upadajmy jednak
nigdy na duchu. Chrystus, którego Ciało i Krew nieśliśmy przez ulice
naszych miast i wsi, pomoże nam przezwyciężyć wszelkie zło i nadać
naszemu życiu, choćby było przepełnione cierpieniem, głęboki sens.
Pomóż w rozwoju naszego portalu