Ostatnim miejscem internowania Księdza Prymasa Wyszyńskiego
był klasztor Sióstr Nazaretanek w Komańczy, położony w daleko na
południowy wschód wysuniętym punkcie Polski, ok. 40 km od Sanoka.
Przywieziono go tutaj warszawą z Prudnika Śląskiego (przez Kraków,
Tarnów, Jasło i Sanok) ok. godz. 15.30 w sobotę (w wigilię uroczystości
Chrystusa Króla), 29 października 1955 r. "Jestem więc ostatecznie
´w klasztorze´, o którym od dwóch lat głosiły komunikaty rządowe.
Tym razem klasztor jest ´z prawdziwego zdarzenia´. Obszerny dom,
prowadzący normalne życie klasztorne, z prawdziwymi siostrami zakonnymi,
z własnym zakonnym trybem życia". Od nieznanego konwojenta usłyszał: "
od tej chwili opieka nasza nad Księdzem Arcybiskupem się kończy i
przechodzi do Episkopatu Polski".
Siostry zauważyły, że Ksiądz Prymas był bardzo zmęczony.
Po pewnym czasie powiedział im, że w drodze do Komańczy - gdy zboczyli
z głównej trasy i wjechali w jakiś tunel, a później skręcili w las
- był pewien, "że to już koniec, że go rozstrzelają".
Po przeżyciach dwóch poprzednich lat nowe miejsce pobytu
zdawało się być "złotą klatką". Siostry przyjęły go "z całą dobrocią...
czuł się dobrze w tym domu". Mszę św. odprawiał "przy normalnym ołtarzu". Uroczystej Sumy mógł wysłuchać "na chórku". Dużo pracował, czytał
gazety. "Wolny od policyjnej izolacji", mógł się swobodnie poruszać,
ale bez prawa opuszczania wsi, włączonej w strefę nadgraniczną (przy
drodze do klasztoru zrobiono szlaban; dzień i noc stał przy nim wopista),
do której wstęp mieli ci, którzy otrzymali specjalną przepustkę.
W dziesięciolecie sakry biskupiej (12 maja 1956 r.) odwiedził go
ojciec. Dotarły też siostry, kilku domowników z Miodowej i niektórzy
biskupi.
Lubił spacery wśród wiecznie zielonych jodeł i świerków.
Opisy dwóch z nich (wiosną 1956 r.), świadczące o jego dobroci, delikatności,
subtelności i wielkości, urzekają swoim pięknem i wzruszają. Oto
pierwszy: "Na zboczu góry, wiszącej nad torem kolejowym, weszliśmy
na wspaniałą łąkę, pokrytą śnieżyczkami. Wzruszający obraz! Wszystkie
kwiatki otwierały swe niepokalane serca, jakby patrzyły na niespodzianych
gości z ufnością, pewne swego nieprzepartego uroku czystości i piękna.
Spojrzałem wstecz: na linii moich kroków zdeptane główki, rozgniecione
listki. To moje dzieło. Tak wygląda i moje życie, i moja praca. Zatrzymałem
się pod krzewem leszczynowym. Dalej nie mam odwagi iść. Tylko Chrystus
może bezpiecznie przejść przez dziewicze pola serc... Tylko Chrystus
niczego nie zdepcze, wszystko osłoni swą delikatną, mistrzowską umiejętnością
prowadzenia ludzi. A ja? Zawsze mi to źle wychodziło: niefortunnemu
´ojcu´. Może jeszcze najlepiej mi się to udawało, gdym pracował wśród
młodzieży akademickiej ´Odrodzenie´. Ale dziś? Utraciłem jakąś wielką
´umiejętność´ oddziaływania, zgrubiała mi dusza i serce. Od czego?
Patrzę z lękiem na ten skrawek śnieżyczek, którego nie dotknęła moja
noga. Jakie to wszystko cudowne! Nie pójdę dalej, nie przejdzie tędy
moja noga, niczyjej główki nie trąci, niczyjej nie zmiażdży. Skręciłem
w bok i uratowałem kwiaty. ´Zachowałem´ duszę swoją. A może to tylko
pycha?".
I drugi fragment: "Ojcze życia - widziałem dziś orkę
na wyżynach, widziałem siew. Widok ten rozdziera mi serce. Dałeś
łaskę oraczom, by mogli ziarno Twoje rzucać w ziemię... Twoje ziarno
oddają Twojej ziemi... Ojcze, ziarno, które nagromadziłeś w spichlerzu
mojej duszy, pozostaje nadal na pryzmie. Nie mogę go wysiać. Brak
mi pola. Spichlerz mój zamknięty. Już mi ciasno, Ojcze. Dusza moja
jęczy... Ojcze, Ojcze, otwórz moje spichlerze. Widzę, jak niektórzy
Twoi siewcy oszczędzają ziarna, jak skąpo je wymierzają... Ty wiesz,
żem go nie skąpił. Dziś trzymam rękę i nie mogę jej podnieść na siew...
Ileż mi trzeba pokory, bym zgodził się na to, że to ziarno, które
mi dałeś, nie będzie użyte do siewu".
Pisząc te słowa, nie spodziewał się zapewne, jak szybko
zbierze obfity plon swego prawie trzyletniego, samotnego, nie ustającego
siewu, owocu tysięcy przepracowanych i przemodlonych godzin, a zwłaszcza
tych kilku - w dniu 16 maja 1956 r., gdy ułożył tekst Jasnogórskich
Ślubów Narodu Polskiego, potajemnie przesłany na Jasną Górę na centralne
obchody święta Matki Bożej Częstochowskiej 26 sierpnia tegoż roku (
dla uczczenia 300. rocznicy Ślubów Króla Jana Kazimierza i ogłoszenia
Matki Bożej Królową Polski), odczytany przez tymczasowego przewodniczącego
Episkopatu Polski - bp. Michała Klepacza i powtórzony przez ponadmilionowe
zgromadzenie wiernych. Nieobecnego Autora i Sprawcę tego wyjątkowego
zdarzenia symbolizował pusty fotel z bukietem biało-czerwonych kwiatów,
a łączyła przysłana z miejsca wygnania hostia, użyta do konsekracji
podczas Najświętszej Ofiary.
Oddalony setki kilometrów od duchowej stolicy Polski
Wielki Nieobecny, "Prymas Maryjny", w tym samym czasie odprawiał
w Komańczy Mszę św. i modlił się. Gdy słowa Ślubowania mówiły za
niego do ludzi, on za nich mówił tylko do Matki Bożej: "To jest Twoje
królowanie nade mną. Uczyniłem, co mogłem dla Twojej chwały... Ufam,
że Królowa Niebios i Polski dozna dziś wielkiej chwały na Jasnej
Górze. Jestem już w pełni spokojny. Dokonało się dziś wielkie dzieło.
Spadł kamień z serca. Oby stał się chlebem dla Narodu... I stał się
cud wiary. Może wszyscy uwierzą w potęgę Jasnej Góry w Polsce! Wszyscy!
Ja wierzę od dawna. Bóg raz jeszcze pokazał, w imię jakiej siły trzeba
jednoczyć i odradzać Naród".
Po tej uroczystości jeszcze bardziej niż dotychczas oczy
milionów Polaków spoglądały na tę bieszczadzką wioskę. Jeszcze dwa
długie miesiące trzeba było czekać na załatwienie "sprawy najważniejszej
- jak najszybszego powrotu Prymasa do Warszawy i objęcia przez niego
urzędowania". Stało się to 28 października 1956 r., w niedzielę Chrystusa
Króla.
Ksiądz Prymas wrócił na Miodową. Do końca swego życia
poczytywał sobie za łaskę, "że mógł dać świadectwo prawdzie jako
´więzień polityczny´". Nazaretanki w Komańczy do dziś pielęgnują
pamięć o nim. Nawiedzającym ich klasztor przypominają, że właśnie
tu zrodził się wielki program odrodzenia Narodu przez Nowe Przymierze
z Maryją Królową, przygotowujący nas do godnego uczczenia 1000-lecia
Chrztu Polski, o czym mówi umieszczona w hallu tablica z napisem: "
W tym domu w latach 1955-1956 podczas pobytu J. Em. Ks. Dr. Stefana
Wyszyńskiego powstała Wielka Nowenna i Jasnogórskie Śluby Narodu". W zajmowanym przez Dostojnego Wygnańca pokoju czytamy: "W tym miejscu
modlił się, pracował i cierpiał in vinculis pro Ecclesia J. Em. Ks.
Kard. Dr Stefan Wyszyński Prymas Polski".
Na jednej ze ścian siostry umieściły dedykowany mu przez
ks. Jana Twardowskiego wiersz pt. Komańcza.
Lubię deszcz,
który pada czasami w Komańczy,
nawet taki szorstki i chłodny,
gwiazdkę śniegu,
co nieraz Mu w oknach zatańczy,
żeby był tak jak zawsze pogodny ...
Prostą lampę na stole,
wszystkie Jego książki,
brewiarz, zegar,
wieczorną ciszę ...
Nawet taki najmniejszy,
z Matką Boską obrazek,
który komuś z wygnania
podpisze.
Krzyże żadne nie krwawią,
gdzie jest świętość i spokój,
gdy z Wygnańcem po cichu
drży Polska ...
Wszystko proste jak w wierze
brewiarz, lampa
i pokój.
W niedzielne popołudnie 21 września 1986 r. Ksiądz Prymas
Józef Glemp poświęcił i odsłonił przed klasztorem pomnik Prymasa
Tysiąclecia
(z napisem na postumencie "Soli Deo").
Wszystkim, którzy zechcieli ze mną nawiedzać miejsca
uwięzienia Wielkiego Prymasa - Męża wiary, Nauczyciela życia, Przewodnika
wśród trudnych lat przemian, Niezłomnego Obrońcy Narodu, Sługi Bożego
- serdecznie dziękuję za wspólny, pielgrzymi trud. Umocnieni duchem
i pełni nadziei idźmy dalej odważnie i radośnie podejmujmy wielkie
i małe zadania.
KONIEC . Na podstawie "Zapisków więziennych" kard. Stefana Wyszyńskiego
Pomóż w rozwoju naszego portalu