Umiłowani Bracia i Siostry!
Kana - zaradzenie brakom
Ewangelia wysłuchana w dzisiejszą uroczystość Jasnogórskiej
Królowej przenosi nas do Kany Galilejskiej, gdzie odbywało się przyjęcie
weselne. Wiele razy słyszeliśmy o tym, co się tam wydarzyło, jak
obecność Maryi i Jezusa zapobiegła kłopotom i jaki miała wpływ na
Apostołów. Zaradzenie kłopotom weselnym w Kanie zwykliśmy przenosić
dosłownie na warunki naszego bytowania i liczyć na wstawiennictwo
Maryi u Jezusa w naszych codziennych potrzebach. Jest to zupełnie
zrozumiałe, bo zanoszone przez Nią prośby odnoszą skutek. Jednakże
wydarzenie w Kanie ma inny wymiar niż tylko doraźne zaradzenie kłopotom.
Ma przede wszystkim wymiar posłannictwa Chrystusa, który rozpoczyna
swoją "Godzinę". Ta "Godzina" pełnym dźwiękiem wybije na Kalwarii.
Potrzeby, które my przedkładamy, są - można powiedzieć
- nieograniczone. Brak chleba, brak mieszkania, brak pracy, brak
rynków zbytu, brak pieniędzy do pierwszego, dziura w budżecie itd.
Czy jesteśmy gorsi od tych w Kanie, którym Jezus zafundował wino?
Tak, nie jesteśmy gorsi, a potrzeby mamy na serio większe. Tylko
że prawda Ewangelii nie odnosi się do prostych spraw gospodarczych,
ale do posłannictwa Zbawiciela, do głoszenia nowej drogi, do jednoczenia
się z Bogiem. Stwierdzenie - "nie mają wina", jest wyrażeniem przez
Maryję niezwykłej potrzeby ludzkości, przekraczającej nieskończenie
potrzeby sformułowane przez ludzi. "Nie mają wina" - oznacza, że
wyczerpały się zasoby duchowe Starego Przymierza. Pierwszy znak uczyniony
przez Jezusa Chrystusa, nowego Adama, nowego Mojżesza, oznacza nowy
porządek ku zbawieniu. Wino ze stągwi jest lepsze od wpierw podanego,
bo ma przypominać to wino, które będzie podane na stole Wieczernika
ku jeszcze większej przemianie - będzie przemienione w Krew Chrystusa.
Zakosztować tego nowego wina, przemienionego z wody przez Chrystusa,
oznacza: nie być już gościem, ale - jak powie dziś św. Paweł - "otrzymać
przybrane synostwo" (Ga 4, 5), wejść w "dziedzictwo z woli Bożej" (
por. Ga 4, 7). Tak więc tu, na Jasnej Górze, w naszej narodowej Kanie,
możemy pełnym głosem, jak młodzież przed dziesięciu laty, wołać "
Abba, Ojcze", wyrażając w Domu Matki, z sercami pełnymi radości,
nasz hołd, zachwyt i uwielbienie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Duże potrzeby na nowe stulecie
Przychodzimy dziś pełni zapotrzebowań i tych doczesnych, i
tych duchowych. Nie wolno nam zapomnieć, że przeżyliśmy błogosławiony
Rok Wielkiego Jubileuszu, napełniony wydarzeniami religijnymi. One
posunęły nas o krok w dojrzałości duchowej. Trudno bowiem zapomnieć
o tych przeżyciach w parafiach, diecezjach i metropoliach, które
ukazywały nam obecność Chrystusa w życiu społecznym i rodzinnym.
Pamiętamy wyznanie naszych win i piękne oddanie Bogu chwały przez
dostojną liturgię. Przybliżana przez telewizję pielgrzymka Ojca Świętego,
idącego śladami Chrystusa w Ziemi Świętej, pielgrzymka narodowa do
Rzymu i wielka modlitwa Rodaków na grobach Apostołów i Świętych w
bazylikach Wiecznego Miasta pozwoliły nam zrozumieć, że tajemnica
Wcielenia ciągle trwa i dynamicznie się rozwija. Z takimi siłami
duchowymi wchodzimy w nowe tysiąclecie, w którym, pośród kłopotów
ludzkich, ma rozwijać się Królestwo Boże.
Początek tysiąclecia nie szczędzi nam niespodzianek.
Właściwie wszystkie przewidywania się nie sprawdzają. Zawodzą ludzkie
kalkulacje. Najgorsze wydaje się to, że nadszarpnięta została ludzka
nadzieja, zwykłe zaufanie do drugiego człowieka, które, zupełnie
niesłusznie, przenosi się na nieufność do Boga. Panorama spraw, które
się wyłaniają, jest rozległa. Kościół jako nauczyciel wiary winien
na ten temat się wypowiedzieć. I rzeczywiście Kościół bacznie obserwuje
znaki czasu i pokornie wgłębia się w myśl, jaką Opatrzność zechciała
ludziom zaproponować do jej dalszego rozwoju. Nowe zjawiska są tak
samo ciekawe i fascynujące, co niebezpieczne. O jakie zjawiska chodzi?
Najpierw uderza to, że niemal wszyscy ludzie na świecie
mogą o sobie czegoś się dowiedzieć. Mieszkańcy Mongolii z telewizora
lub internetu dowiadują się o tym, co dzieje się w Londynie lub w
Watykanie. Człowiek z Alaski za kilkanaście godzin może się samolotem
przemieścić do Afryki Południowej. Świat staje się jakby mały, a
ludzie mogliby bardziej czuć się jedną wielką rodziną. To wielkie
przybliżanie się ludzi, zwłaszcza w sprawach gospodarczych, ogólnie
nazywamy globalizacją. Globalizacja - to jakby potężny wylew wody,
która szuka każdego wolnego kanału, każdego rowu i koryta, gdzie
mogłaby pomieścić swoje wody i nawodnić ziemię. Może jednak wymknąć
się spod kontroli i wtedy staje się niebezpieczna jak powódź. Globalizacja
- jak określa nasz Synod Plenarny - "oznacza ogólnoświatowe otwarcie
rynków dla towarów i usług, coraz większą mobilność kapitałów" (s.
72). Zajmują się tym przedstawiciele najbogatszych państw, a podczas
ich posiedzeń dochodzi do niebezpiecznych awantur, nawet krwawych,
jak to było niedawno w Genui. Oznacza to, że ludzie boją się globalizacji
jak powodzi, sądząc, że ona wchłonie ich niezależność, a siła kapitału
zatopi suwerenność. Dlatego też Ojciec Święty, znając nie tylko dobre
strony zjawiska, ostrzega, aby proces globalizacji odbywał się "w
sposób zgodny z zasadami solidarności i z szacunkiem należnym każdej
osobie ludzkiej" (NMI, 10). Globalizacja to między innymi możliwość
dysponowania przez firmy prywatne kapitałami przekraczającymi budżet
wielu średnich państw. Ukazuje to, jak w nowym systemie słabnie państwo,
podczas gdy potężni stają się prywatni właściciele kapitału.
Jednak otwieranie się krajów i ludzi na siebie jest nieuniknione.
Doświadczyliśmy już tego przez wstąpienie do NATO, czyli do międzynarodowej
organizacji obronnej. Wypływają z tego zadania niełatwe. Naszych
dzielnych żołnierzy widzimy w służbie pokoju w innych krajach, a
tam, gdzie jest żołnierz, tam jest i polski kapelan, znak wiary i
tożsamości.
Jeszcze inną formą tworzenia wspólnot większych niż narodowa
jest Unia Europejska. Niekiedy pytają się ludzie związani z Kościołem,
czy Polska chce wejść do Unii Europejskiej? Oczywiście, że Unia gwarantuje
więcej demokracji i szacunku dla tożsamości narodowej niż pełna globalizacja.
Zdaje się jednak, że pytanie można odwrócić: czy Unia w takim stanie
założeń doktrynalnych, jakie posiada dzisiaj, chce szczerze włączyć
Polskę do tej elity krajów europejskich?
Mówię o sprawach bardzo doczesnych, bo i w Kanie Chrystus
znalazł się w środowisku bardzo doczesnym. Wszystko to dotyczy sytuacji,
w której Kościół, skoro ma prowadzić ludzi do zbawienia, musi to
środowisko poznawać.
Nie dość na tym. Z początkiem tego stulecia nasiliły
się manipulacje genami ludzkimi. Biotechnika chce do końca rozszyfrować
człowieka i dojść do jego istoty, bodaj duszy. Co innego jest dotarcie
do prawdy, a co innego uprzemysłowienie odkryć. Przy propagandzie
wolności badawczych chodzi więc nie tyle o poznanie, ile o wykorzystanie
badań dla zysku. Bo czy nie będzie zyskiem wyhodowanie z embrionów
ludzkich tkanek, które posłużą jako części zamienne dla starych i
chorych, byle bogatych? Niemoralność wyzysku wraca tu w innej, bardziej
drastycznej formie. Klonowanie i inne zabiegi na ludzkich zarodkach
przypominają dzieci bawiące się zabawkami. Ciekawość poznawcza dziecka
jest tak silna, że mimo zakazu rozkręci zabawkę. Rozkręci i zepsuje.
Kościół będzie ostrzegał, przypominając o niezbywalnej godności ludzkiej,
aby nie psuć ani ciała, ani duszy ludzkiej.
Reklama
Wyznawcy Chrystusa przed wyborami
Zachować godność każdego człowieka - to także zadanie przed
wyborami politycznymi, jakie w Polsce niebawem nastąpią. Wielu ludzi
mówienie o wyborach albo złości, albo zniechęca. Ktoś śledzi z napięciem
racje przemawiających za dobrem państwa i przyznaje rację, a za chwilę
słyszy coś innego. Ktoś inny myśli, jak przeczekać ten folklor polityczny,
który sprawia pranie mózgu i serca. Kościół pragnie, aby sprawy dotyczące
Ojczyzny traktować poważnie, dlatego naznacza dni modlitwy za Ojczyznę.
Prosimy o modlitwę w parafiach, diecezjach i zgromadzeniach zakonnych.
Nie identyfikując się z żadną grupą polityczną, Kościół nie jest
obojętny wobec etycznych i ewangelicznych zachowań wyznawców Chrystusa.
W Polsce jesteśmy w tej szczęśliwej sytuacji, że mamy
gotowe pouczenia zawarte w naszym II Synodzie Plenarnym, uchwalonym
zgodnie z przepisami i uznanym przez Stolicę Apostolską. Wiadomo,
że inny jest stosunek do polityki duchownych, a inny świeckich. Świeccy
włączają się w autonomię spraw doczesnych, podczas gdy dla duchownych
pozostaje zadanie obserwowania etycznych wymiarów działania. Pouczenie
o zadaniach politycznych Kościoła jest jasno wyłożone w naszym Synodzie
i do jego pouczenia kieruję przede wszystkim duchownych (zob. rozdz.
V).
Rozumiem, że nie mogę poprzestać na takim odesłaniu i
że powinienem wypowiedzieć się według swego obywatelskiego sumienia.
Człowiek Kościoła winien mieć swoje zdrowe obywatelskie sumienie,
oświecone Ewangelią. Z Ewangelii widać godność osoby ludzkiej i słychać
zaproszenie do dziedzictwa w Królestwie niebieskim. Obywatel żyjący
według Ewangelii nie może przekreślać ani człowieka w jego godności
od poczęcia aż do naturalnej śmierci, ani Boga, który jest Panem
tego i tamtego świata. W konsekwencji wybór programu politycznego,
który zakłada szerzenie takiej wolności, w której o człowieku decyduje
wyłącznie drugi człowiek, jest nie do przyjęcia przez katolika. Wskazywanie
na aborcję, na partnerstwo płciowe, na zyskowne manipulacje genetyczne,
na eutanazję, jako na postęp czy przejawy tolerancji, jest wysoce
bałamutne. Takie programy prowadzą do społecznego upadku, w perspektywie
do obozów zagłady, czego przykłady mieliśmy w ubiegłym stuleciu.
Głosując za programem z takimi elementami, katolik popada w sprzeczność
ze sobą samym.
Kontemplować Oblicze Chrystusa
Oczywiście, wybory nie są na całe życie, a Opatrzność Boża
potrafi korygować ludzkie błędy przez różne doświadczenia, przez
które ludzie doskonalą się. Kościół słowami Papieża stawia sobie
na przyszłe stulecie bardzo prosty program: Kontemplować Oblicze
Chrystusa! Jakże to zaskakujące! - Dlatego że proste. Wpatrzeć się
w Oblicze Chrystusa w całym wyciszeniu, w swojej słabości, widzieć,
jak to widział św. Brat Albert, gdy w swoim obrazie ukazał Twarz
Zbawiającego w cierniowej koronie przed Piłatem. Z Chrystusa przenieść
wzrok na ludzi, którzy krzyczą i urągają, i na tych, co piętnowani
niekiedy krzywdząco zdają swoje włodarstwo. Przecież nie wszystko,
co się stało w Polsce, było złe, nie wszystko do wyśmiania. Wzrasta
nowe pokolenie, wprawdzie mniej liczne (bo jest za mało dzieci),
ale to pokolenie, które będzie umiało liczyć i rozliczać.
Wróćmy na koniec do Kany Galilejskiej. Jak miły tam klimat:
Matka zauważa, Syn poleca, robotnicy wykonują polecenie, starosta
wesela wyraża uznanie, Apostołowie uwierzyli. Patrzyli od teraz inaczej
w Jego Oblicze. To sprawił Chrystus. Taka jest Ewangelia, ciągle
nowa. Przypominając nastrój Kany Galilejskiej, nie mogę nie wspomnieć
wydarzenia, które miało miejsce co do dnia 45 lat temu, kiedy wierni
zebrani pod Szczytem Jasnej Góry, solidaryzując się z więzionym Prymasem
Wyszyń-skim, wyrażali wielkie słowa o wierności Bogu, Krzyżowi i
Ewangelii. Niech te słowa trwają w naszej narodowej Kanie na rozpoczęte
stulecie. Amen.