Wielki Jubileusz karmelitański, związany z przyjęciem przed
750 laty przez św. Szymona Stocka od Matki Bożej szkaplerza, miał
swoją wymowę nie tylko, jak sądzę, w kontekście góry Karmel (gdzie
prorok Eliasz bezpardonowo rozprawił się z kapłanami Baala), ale
też na parterze zamieszkiwanej przeze mnie kamienicy, gdzie wydarzył
się fakt następujący: Otóż Piotrek, który tam mieszkał od kilku lat
i znany był reszcie mieszkańców owej kamienicy, zabrany został nagle
do szpitala Bonifratrów w Krakowie, prawdopodobnie z powodu używania
narkotyków. Miałem ciągle przed oczami widok chłopaka w stanie permanentnego
odurzenia, wynikającego z wąchania rozpuszczalników (najniższa forma
narkotycznego uzależnienia). Nie od razu zareagowałem na tę wiadomość.
Niebawem jednak zostałem wprowadzony w plan Bożej Opatrzności względem
nadchodzących wydarzeń. Miało to miejsce w dniu Matki Bożej z góry
Karmel, zwanej powszechnie Szkaplerzną, przypadającym 16 lipca. Właśnie
tego dnia otrzymałem od ojca prowincjała Karmelitów szkaplerz, który
zamierzałem podarować znajomemu kapłanowi - ks. Wojciechowi. Nie
wiedziałem wówczas jeszcze, że szkaplerz zostanie przekazany innej
osobie, a będzie nią umierający w szpitalu Piotrek.
Mój przyjaciel Piotr, powiadomiony o wydarzeniu, pojechał
natychmiast po ks. Wojciecha i udaliśmy się razem do szpitala na
oddział intensywnej terapii. Do reanimowanego Piotrka dopuszczono
jedynie kapłana, a ja całe wydarzenie obserwowałem przez szybę. Z
powodu późnej pory kapłan nie przyniósł ze sobą olejów świętych w
celu udzielenia sakramentu ostatniego namaszczenia, podszedł jednak
do chłopca, nałożył na jego szyję szkaplerz, podniósł wysoko rękę,
udzielając mu rozgrzeszenia. Niebawem pojawił się kapelan szpitala
- o. Benedykt, który udzielił choremu ostatniego namaszczenia.
Opowiedzianą historię uznałem za wyraźny cud - cud Bożego
Miłosierdzia, które zadziałało przez szkaplerz karmelitański w roku
jego jubileuszu. Wierzę, że zanoszona przez wiele lat modlitwa za
młodego narkomana odegrała skuteczną rolę w momencie najbardziej
krytycznym dla człowieka - przejścia przez bramę śmierci. Szkaplerz
karmelitański, będący wszak płaszczem Matki Bożej Ucieczki Grzeszników,
okazał się razem z łaską chrztu św. wyrazem Miłosierdzia Bożego dla
tego biednego człowieka w godzinie jego śmierci.
Pomimo tragicznego losu, jaki był udziałem tego chłopca,
przechowywał on w swoim sercu jako największy skarb wspomnienie,
że był na rękach Ojca Świętego w Krakowie na Skałce w czasie spotkania
z młodzieżą w 1979 r. To krótkie życie zamknęło się niejako w klamrze
- z rąk Ojca Świętego do rąk Ojca Niebieskiego.
Pomóż w rozwoju naszego portalu