W języku współczesnych mediów jednym z najważniejszych słów
jest słowo: "wszyscy". "Wszyscy" oglądają serwisy informacyjne w
telewizji i stąd czerpią wiedzę o świecie, "wszyscy" czytają największe
dzienniki, "wszyscy" jedzą serki Danone i piją NescafeM Classic.
To słowo-klucz ma nas skłonić do myślenia o sobie jako części wielkiej
ludzkiej masy, która to samo myśli, tak samo się zachowuje, dokonuje
tych samych wyborów, gustuje w tych samych przysmakach. Pojęcie "
wszyscy" dociera stopniowo także do dzieci. Ostatnio media ogłosiły,
że "wszyscy" czytają dziś czterotomową powieść Joanne K. Rowling
o przygodach Harry´ego Pottera.
Jak to się stało, że "wszystkie" dzieci zachwyciły się
Harrym Potterem? Co tak do nich przemówiło?
Miałam okazję obserwować, jak przemyślanym w każdym calu
przedsięwzięciem reklamowym było popularyzowanie książki. Książki
będącej średniej klasy literaturą, napisanej banalnym językiem -
tłumaczenie polskie nieco ten język uszlachetniło - za to wprowadzającej
czytelników w świat magii, tak jakby to był ów "lepszy świat", zaludniony
przez postacie pociągające, szlachetne i kolorowe w przeciwieństwie
do przeciwników magii, ludzi posępnych, odpychających, złych. Czyżby
wystarczyło sprawnie opowiedzieć historię o chłopcu, który był niegdyś
nieśmiały i samotny, z dużą ilością konkretów i realiów opisując
magiczne praktyki, wcale nie w konwencji baśni, lecz laboratoryjnego
skryptu, żeby tak "zaczarować" wszystkie dzieci, by rzuciły ulubione
lektury, bohaterów, gry, nawet telewizję, by oddać się potteromanii?
Rzeczywiście, młoda publiczność została zaczarowana. Ale zadziałała
bynajmniej nie tylko artystyczna uroda powieści - raczej wątpliwa
- lecz zestaw chwytów reklamujących książkę w sposób wysoko specjalistyczny.
Tłum w księgarniach amerykańskich, gdzie o północy, ponad rok temu,
rozpoczynano sprzedaż drugiego tomu, nie był tłumem zgromadzonym
spontanicznie. Dzieci zostały przyciągnięte niezliczonymi atrakcjami,
nagrodami, fajerwerkami, niesamowitą scenerią. To samo działo się
np. w Londynie, gdzie książka słabo się sprzedawała. Znam dwóch chłopców,
którzy stali w nocnej kolejce w jednej z waszyngtońskich księgarni,
przekonani, że czeka ich przygoda życia. Przez kolejne tomy przygód
Harry´ego Pottera przebyli znudzeni, raczej z obowiązku niż dla przyjemności;
dziś już nie pamiętają, co tak ich zachwycało w tej książce i czy
na pewno był to zachwyt, czy rodzaj przymusu, nieumiejętność wyrwania
się z presji bycia "ze wszystkimi", bezradność wobec obowiązku znalezienia
się w centrum mody. To samo działo się w Polsce. Promocja ostatniego
tomu książki J. Rowling była oparta na niesłychanie ekspansywnej
reklamie. Dzieci ściągano w środku nocy do wielkomiejskich księgarni,
by uczestniczyły w festynie czarownic. Kuszono je tysiącem atrakcji.
Z niedowierzaniem można było wśród fajerwerków wielkiego show "rozpoczęcia
sprzedaży" dostrzec baloniki z napisem "Telewizja Puls".
Czy możliwe, żeby ta Telewizja, na równi z wieloma zresztą
księgarniami katolickimi sprzedającymi Harry´ego Pottera - jako współczesną
odmianę Cudownej podróży czy kontynuację niemal baśni Andersena -
nie wiedziała, co tak naprawdę wkłada dzieciom do ręki? Na ostatnich
Targach Książki Katolickiej w Warszawie (maj br.), zaszokowana obecnością
Harry´ego Pottera wśród książek katolickich, domagałam się wyjaśnień
zarówno od przedstawicieli organizatorów Targów, jak i od wydawców (
książkę Rowling wydaje Media Rodzina z Poznania). Odpowiadali z rozbrajającym
uśmiechem: "Czyżby miała pani coś przeciw twórczości Andersena albo
J. S. Lewisa? Przecież tam też jest o czarach". Tymczasem wszystkie
te osoby dobrze znały argumentację ks. Aleksandra Posackiego, wybitnego
teologa, znawcy tematyki okultyzmu, na temat szkodliwości książki.
Przedstawił ją w dniu otwarcia Targów na publicznym spotkaniu. Mimo
poważnych zarzutów i ostrzeżeń, książka znalazła się na Targach.
Protesty odwiedzających Targi zostały odrzucone. Zbywano ich i ośmieszano
zastrzeżenia. Oto tezy ks. Posackiego: "Harry Potter (...) jest uczniem
szkoły magii, której tak naprawdę poświęcona jest w całości książka.
Harry Potter nie uczy się ´niewinnych´ sztuczek czarodziejskich (
np. prestidigitatorskich), ale ´poważnych´ sztuk magicznych (czarów)
w podobny sposób, jak wielu magów w historii zachodniego okultyzmu
czy pozaeuropejskiego czarownictwa. Postacie okultystów występujące
w książce są w większości fikcyjne, choć można spotkać takie, które
istniały realnie. Książka opowiada więc o realnej historii okultyzmu
oraz o jeszcze bardziej realnej magii". Ks. Aleksander Posacki znakomicie
wychwycił wielce profesjonalne, można rzec - specjalistyczne przygotowanie
p. Rowling w tej tematyce. Reklama tymczasem przedstawia ją jako "
samorodka", błyskotliwy talent, który po perypetiach nieudanego życia
osobistego - J. Rowling ponoć zaczęła pisać, bo została bez środków
do życia - nagle rozkwitł i rzucił na kolana młodzieżową publiczność
czytelniczą. Ta romantyczna, tajemnicza młoda kobieta ma być - w
tej wersji - obdarzona po prostu wspaniałą poetycką wyobraźnią. Nikt
nie podkreśla, że powieść, jaką napisała, musiała być poprzedzona
długoletnimi, specjalistycznymi studiami historii okultyzmu. "Flamel
- kontynuuje ks. Posacki - o którym namiętnie czytają Harry i jego
przyjaciele, istniał naprawdę i był kluczową postacią w historii
alchemii. Był mistrzem wiedzy ezoterycznej i okultyzmu (...) Alchemia
czy inne dziedziny wiedzy tajemnej (o których mówi się także w słowniczku
na końcu każdej z książek) starają się czynić człowieka bogiem, który
przez ezoteryczną wiedzę i własną wolę może osiągnąć ´cudowną´ przemianę".
Miałam okazję znaleźć się na publicznej dyskusji o książce
wśród osób z grona znawców literatury dziecięcej, gremialnie zapewniających,
że książka jest cudowna, bo rozwija wyobraźnię. Nie przyjmowali do
wiadomości, że ten rodzaj "wyobraźni" łączy się dość nieoczekiwanie
z przyswajaniem sobie instruktażu praktyk magicznych. "(...) jest
to wyobraźnia - dodaje ks. Posacki - poruszająca się po pewnych torach
szablonów światopoglądowych czy wręcz okultystycznych teorii. Rowling (...) jest bardzo zorientowana w historii okultyzmu, zna szczegóły
historyczne, ogólny klimat duchowy oraz zakres ´szczegółowych nauk´,
składających się na okultystyczny obraz świata".
Moi rozmówcy w dyskusji w Telewizji Puls starali się
udowodnić, że magia, którą uprawia Harry Potter pod okiem mistrzów,
jest "dobra". Oczywiście, przeczy to zdecydowanemu stanowisku Kościoła
w tej sprawie. Podział na magię "dobrą" i "złą" jest mąceniem w umysłach,
opiera się na dość powszechnej, niestety, także wśród chrześcijan,
ignorancji, nieznajomości Pisma Świętego i Katechizmu, zdumiewającej
odporności na naukę głoszoną w kościołach.
Ludzie, którzy umieszczają książki o Harrym Potterze
wśród książek katolickich, ponoszą odpowiedzialność za osłabianie
czujności przed ewidentnym złem. Za narażenie wielu dzieci - zupełnie
przecież bezbronnych - na jego działanie. Wielu rodziców zostanie
skutecznie uśpionych reklamą Harry´ego Pottera, na jaką pozwoliła
sobie katolicka - ponoć - Telewizja Puls. Sprawnie przeprowadzona
akcja masowego "zakochiwania się" dzieci w przygodach Harry´ego Pottera,
gwałtownego, bezkrytycznego, pod wpływem reklamowych haseł, jest
kolejną socjotechniczną manipulacją. Kolejną - po oszukiwaniu dzieci
i rodziców nieszkodliwością pokemonów, "kieszonkowych potworów",
które "nie wiadomo dlaczego" całkowicie zawładnęły wyobraźnią i myślami
dzieci. Ktoś jednak dobrze wie, dlaczego. Szkoda, że pomagają mu
ludzie małego formatu umysłowego, ludzie nadwątlonego sumienia, ze
środowisk, które pragną być uważane za katolickie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu