Kard. Stefan Wyszyński, pragnąc rozbudzić miłość Polaków do
ziemi, mówił: "Pamiętajcie, jeszcze niedawno chodzili w Polsce najeźdźcy,
którzy posyłali Polaków do pieców krematoryjnych i głosili: nam nie
są potrzebni Polacy, nam są potrzebne ich ziemie. Naród, jeśli chce
utrzymać swój byt narodowy i państwowy, swą niezależność i wolność,
musi być związany z ziemią. Jak trawy trzymają lotne piaski, aby
ich burze nie przewiewały, tak Naród Polski musi się trzymać całą
duszą, całym sercem ziemi, aby wiązać się z ziemią, i nie dając się
z niej wydziedziczyć, zabezpieczyć swą wolność i miejsce na karcie
Europy".
Czy te dramatyczne, choć prawdziwe słowa przemówią dzisiaj
do nas, skoro rolnictwo jest w takim rozkładzie, że miliony hektarów
ziemi leżą odłogiem? Na to pytanie przyjdzie nam wkrótce odpowiedzieć,
ponieważ polską ziemią zainteresowała się Unia Europejska. Jak się
wydaje, Bruksela cierpliwie czekała na rząd, dla którego polska ziemia
będzie kartą przetargową. Poprzedniemu rządowi, domagającemu się
18-letniego zakazu sprzedaży polskiej ziemi cudzoziemcom, Unia powtarzała,
że Polska jest w ogonie kandydujących państw. Nagle, po ustępstwach
obecnego rządu co do handlu ziemią, jesteśmy znowu w "pierwszej lidze"
państw dążących do zjednoczenia z UE.
Narodowi należy się wyjaśnienie: dlaczego za tak poważne
ustępstwa Polska otrzymała jedynie obietnicę daty akcesji na 2004
r.? Nic więcej. Aby wyjaśnić tę sprawę, ponad stu posłów podpisało
się pod wotum nieufności dla ministra W. Cimoszewicza, dla którego
data wstąpienia do Unii jest ważniejsza aniżeli interes narodowy.
Poświęćmy chwilę uwagi problemowi wykupu polskiej ziemi
przez cudzoziemców. Oficjalnie obywatele Unii Europejskiej mogą w
Polsce nabywać ziemię tylko pod jakąś inwestycję, najczęściej supermarket,
stację benzynową czy inny obiekt usługowo-produkcyjny. W każdym z
tych przypadków wymagane jest zezwolenie wydawane przez MSWiA. Oficjalne
statystyki mówią, że obywatele UE stali się posiadaczami niecałych
30 tys. hektarów. Nieoficjalnie mówi się, że doszło już do wykupu
co najmniej 500 tys. hektarów. Metoda wykupu jest prosta: kupującym
jest Polak z podwójnym paszportem, można też podstawić każdego innego
Polaka, dając mu pieniądze, można też założyć spółkę z obcokrajowcem,
do której Polak wnosi jako swój wkład ziemię. Potem cudzoziemiec
przejmuje w spółce większość udziałów i staje się właścicielem gruntu
bez uzyskania koniecznej zgody w MSWiA. W tego typu transakcjach
przodują obywatele Niemiec, Holandii, Francji, Danii i Austrii. W
podobny sposób można, oczywiście, nabywać każdą nieruchomość, nie
tylko ziemię.
Jak wspomniałem, prawdopodobnie 500 tys. ha ziemi znajduje
się w rękach obcokrajowców. Nie jest to dużo, jeśli jednak zgodnie
z unijnym planem dwa miliony gospodarstw rolnych zostanie zlikwidowanych,
otworzą się ogromne możliwości wyprzedaży ziemi. Pierwsze bowiem,
co będą musieli uczynić bezrobotni rolnicy, to sprzedać ziemię, aby
jeszcze kilka lat jakoś przeżyć.
Ponadto nie jest nadal jasna sytuacja mieszkańców na
tzw. Ziemiach Odzyskanych. Choć AWS uchwalił ustawę o zamianie prawa
użytkowania wieczystego w pełne prawo własności, środki przekazu
milczą o tym jak zaklęte. Tymczasem zanim wejdziemy do Unii, mieszkańcy
tych ziem muszą być pewni, że akty nadania, jakie otrzymali po wojnie
ich dziadowie i ojcowie, będą nadal ważne. A trzeba pamiętać, że
przepisy w PRL-u zmieniały się dość często, wielu uprawia dzisiaj
ziemię, na którą - najpierw z powodu komasowania pod PGR, a później
dzielenia PGR-ów - nie mają potwierdzenia w aktach wieczystych. To
wszystko powinno się obecnie w ustawach uregulować, aby polski obywatel,
którego nie będzie stać na wykup np. sąsiedniej działki, nie został "
skolonizowany" przez bogatego cudzoziemca.
PSL jako partia współrządząca obiecuje, że w najbliższym
czasie zgłosi ustawę, która uniemożliwi łatwy zakup polskiej ziemi
rolnej przez cudzoziemców. Zapewne powinny w niej znaleźć się takie
zapisy, jakie ma Dania, aby obywatel innego państwa pragnący kupić
ziemię rolną mieszkał na stałe w kraju co najmniej 5 lat, znał język,
miał wykształcenie rolnicze, otrzymał zgodę władz lokalnych, samorządu
rolniczego i związków zawodowych.
Ponadto ochrona ziemi powinna nie tylko dotyczyć obrotu,
czyli sprzedaży obcokrajowcom, ale także jej uprawiania. Wiadomo,
że w Stanach Zjednoczonych, a także krajach Unii wielkie koncerny
spożywcze produkują żywność zmodyfikowaną genetycznie, z wszczepionym
do roślin np. genem myszy lub owada. Ekolodzy przestrzegają przed
ich rozmieszczaniem na terenie Polski. Niebezpieczeństwo polega m.in.
na tym, że takie rośliny obficie pylą, łatwo krzyżują się z innymi,
w wyniku czego powstają nowe rośliny o niekontrolowanych zmianach
genetycznych. Skutki mogą być trudne do przewidzenia, ponieważ na
Zachodzie skupujący płody rolne pytają, czy sąsiadowały z żywnością
zmodyfikowaną. Jeśli tak, ich cena jest znacznie niższa. Jak sądzę,
takiej surowej dla cudzoziemców ustawy z całą pewnością nie poprze
SLD, który na przystąpieniu do UE chce wygrać własne interesy finansowe,
a zapewne i kolejne wybory parlamentarne. SLD swoje ustępstwa w obrocie
ziemią tłumaczy tak, jakby już miało paszporty unijne, a nie polskie.
Minister J. Truszczyński strofuje Polaków, że niepotrzebnie mają
taki emocjonalny stosunek do ziemi i są przesadnie wrażliwi na jej
sprzedaż ze względów historycznych. To prawda, wrażliwości nigdy
za dużo, jeśli kupującym polską ziemię jest ktoś, kto może przedstawić
prawo własności sprzed 1939 r. To nie z naszej winy po ostatniej
wojnie granice Polski zostały radykalnie zmienione: zabrano nam 300
km na wschodzie, a dano niecałe 200 na zachodzie. Dlatego obserwując
to wszystko, co dzieje się w polityce, i nie tylko w polityce, to
podporządkowywanie człowieka dla zysku globalnej gospodarce i globalnej
moralności, można mieć uzasadnione obawy na przyszłość. Myślę więc,
że nowy rząd popełnił poważny błąd, godząc się na cząstkowe ustępstwa
już teraz, bo przecież w pakiecie negocjacyjnym jest jeszcze wiele
poważnych spraw, dotyczących zwłaszcza swobodnego przepływu kapitału,
handlu, a przede wszystkim czekających nas korzyści finansowych z
unijnych funduszy strukturalnych oraz dopłat.
Jan Paweł II w encyklice Veritatis splendor (Blask prawdy)
pisze, że "jedynie moralność, która uznaje normy obowiązujące zawsze
i wszystkich, bez żadnych wyjątków, może stanowić etyczny fundament
współżycia społecznego, zarówno w poszczególnych krajach, jak i na
płaszczyźnie międzynarodowej" (nr 97). Takiego moralnego fundamentu
brakuje w negocjacjach z Unią Europejską. Dlatego będzie najbardziej
sprawiedliwym rozwiązaniem w demokratycznym państwie, jeśli o nabywaniu
polskiej ziemi przez cudzoziemców i wydłużeniu okresu zamykającego
dostęp do unijnych rynków pracy zadecyduje ogólnonarodowe referendum.
Taką propozycję zgłosiło kilka partii, a referendum mogłoby odbyć
się razem z wyborami samorządowymi. Ziemia za obietnicę pracy - to
czysty kolonializm, nowoczesne niewolnictwo.
Pomóż w rozwoju naszego portalu