Zagrożenia korupcją i biedą
W Tygodniku Solidarność z 7 grudnia - jeden z najdonioślejszych
tekstów Bernarda Margueritte´a o sytuacji w Polsce pt. Umarła klasa.
Żyjący od tak wielu lat w Polsce korespondent francuski, niezwykle
wnikliwy obserwator polskich spraw, snuje pełne goryczy refleksje
na kanwie sprawy wystąpienia Leppera w Sejmie. Pisze m.in.: "O ile
styl i język pana Leppera mogą czasem zadziwić, przyznaję, że reakcje
klasy politycznej na jego wywody mnie bawią i żenują. Prawie wszyscy
politycy zachowują się jak kury, do których kurnika wtargnął lis.
Ile gdakania i machania piórami w popłochu! A o co chodzi? O oskarżenia
o korupcję? Każde dziecko w Polsce i za granicą wie, że korupcja
szerzy się szeroko wśród polskich polityków i biznesmenów (...).
Dlatego taka konsternacja Sejmu podczas przemówienia pana Leppera.
Umarła klasa. Umarła z przerażenia. Długo zapamiętam blade twarze
i zdenerwowanie zaatakowanych polityków. Te konkretne oskarżenia
mogą być nieprawdziwe, ale prawie każdy polski polityk doskonale
wie, jakie grzechy ma na sumieniu. Gdyby ktoś zaczął je wyjawiać...
Strach pomyśleć! (...).
Popularność Leppera wzrasta wraz z upadkiem szacunku
dla polityków. Działa zasada naczyń połączonych: im mocniej politycy
się kompromitują, tym bardziej wzrasta poparcie dla lidera Samoobrony.
Można się, niestety, obawiać, że przyszłość jest przed nim. Pisałem
na tych łamach o zauważalnej w całym kraju coraz większej nienawiści
do klasy politycznej, do Warszawy, do możnych.
A za co naród miałby szanować polityków (...). Czy za
to, że zdusili nadzieje Sierpnia, roztrwonili etos Solidarności?
Za to, że pozwolili, aby rozpanoszyła się ´elita´ z zachodnimi wynagrodzeniami (
nie wyłączając polityków), kiedy chłopi wegetują, a robotnicy dostają
nadal socjalistyczną jałmużnę? Za to, że prowadzi się od 10 lat samobójczą
politykę gospodarczą? Za to, że połowa rodzin z trudem wiąże koniec
z końcem? Za to, że bezrobocie jest wszędzie ogromne i będzie jeszcze
większe w 2002 r.? (...) Za to, że konsekwentnie niszczy się kulturę,
oświatę i badania naukowe? (...) Za to, że wyprzedano większość (
najlepszych) polskich zakładów i banków, doprowadzając do tego, że
Polska stała się de facto wasalem Zachodu, tak jak poprzednio była
wasalem Wschodu? Za to, że teraz przygotowuje się grunt, aby jutro
w Unii Europejskiej prezydent Wrocławia (może znowu przemianują go
na Breslau?) będzie Niemcem? Za to, że szerzy się korupcja i bezkarność
w kraju, który jest państwem prawa z nazwy tylko?".
Margueritte jednoznacznie zaakcentował również, że ewentualne
zamknięcie Leppera w więzieniu niczego nie zmieni, a potwierdzi tylko
słabość polityków. "Polityków zdolnych do zatuszowania symptomów,
ale nie do leczenia choroby. A ta choroba jest wynikiem złego rządzenia
i demoralizacji". Stąd, jakże słuszne, końcowe przesłanie tak sprzyjającego
i kibicującego Polakom Francuza: "Jest tylko jeden sposób, aby pozbyć
się Leppera: bądźmy uczciwi, zadbajmy o słabszych, zbudujmy państwo
prawa, wracajmy do etosu Solidarności, usłuchajmy wreszcie wskazania
Ojca Świętego, zbudujmy Polskę godną i sprawiedliwą. Czy to jeszcze
możliwe?".
Reklama
Koszty pseudokapitalizmu
Warto zwrócić również uwagę na komentarz Rafała A. Ziemkiewicza
na temat sprawy Leppera: Potępienie nie wystarczy (Rzeczpospolita
z 1 grudnia 2001 r.). Zdaniem Ziemkiewicza: "Leppera stworzyło zasadnicze
załamanie polskiej transformacji, którego uparcie nie chcemy dostrzegać.
Stworzył go fakt - zamiast w stronę kapitalizmu powszechnego w stylu
amerykańskim III RP poszła (...) w stronę latynoskiego pseudokapitalizmu,
w którym pieniądze biorą się z dobrych kontaktów z władzą. Pieniądze
dają władzę, władza daje pieniądze, a rozbudowana biurokracja i państwowa
kontrola nad gospodarką utrudnia społeczny ruch ku górze ludziom
nieuczestniczącym w układzie.
Bez tego Lepper pozostałby na marginesie polityki, jako
przywódca nieliczącej się ´partii protestu´, jakie istnieją w każdym
kraju. Mógłby liczyć na garstkę młodych zadymiarzy Ikonowicza, część
bezrobotnych i najbiedniejszą, wyrobniczą część wsi. Przekroczył
granicę wpływów możliwych do uzyskania przez partię protestu, ponieważ
uzyskał poparcie rzeszy drobnych, a nawet średnich przedsiębiorców,
dławionych układami, biurokracją i nieprzychylną im polityką rządu
oraz właścicieli wielkich gospodarstw rolnych. Samoobrona przestała
być partią społecznych
nizin. Stała się, i to jest prawdziwa klęska polskich reform,
partią tych, którzy mogli i powinni stanowić opokę wolnego rynku
i zdrowej gospodarki, a nad którymi etatystyczny pseudokapitalizm
umieścił niemożliwy do przebicia szklany sufit".
Cena za skorumpowane państwo
Nawet w tygodniku Wprost, reprezentującym interesy bogatych
elit, pojawił się komentarz wskazujący na złożoność spraw związanych
z wystąpieniem Leppera. Redaktor Wprost Bogusław Mazur pisze w tekście
z 9 grudnia: Bojkot Leppera oznacza bojkotowanie milionów stojących
za nim Lepperów: "To nie Lepper tworzy warunki do ludowego buntu. (
...) Samoobrona ma zwolenników wśród ludzi, którzy nie chcą być pariasami.
- Czy pan wie, ile ja muszę się nachodzić z papierami, żeby się rozliczyć
z urzędem skarbowym albo jakieś proste zezwolenie zdobyć? A w łapę
też trzeba dać, bo bez tego nie ma szans - żali się drobny przedsiębiorca
z Rychwała, miasteczka w pobliżu Konina, w którym Samoobrona zdobyła
35% głosów. Co piąty mieszkaniec Rychwała nie ma pracy. (...) Dla
wielu obywateli państwo to konieczność dawania łapówek w punktach
skupu albo wręczania ich gminnym biurokratom, przedzieranie się przez
gąszcze absurdalnych przepisów, użeranie się z inspektorami izb skarbowych.
Dla setek tysięcy rolników, sklepikarzy, właścicieli małych masarni
czy stolarni państwo jest równoznaczne z drogą przez mękę. (...)
Popularność Leppera jest w dużej mierze ceną za niesprawne, nadmiernie
zbiurokratyzowane, skorumpowane państwo".
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Prawda o losie Palestyńczyków
Od dłuższego czasu w większości wpływowych polskich mediów,
na czele z różnymi programami telewizyjnymi, obserwujemy skrajne
zafałszowywanie istoty obecnego konfliktu izraelsko-palestyńskiego,
sprowadzanie go do pomstowania na palestyńskich "terrorystów". Często
odnosi się wrażenie, że niektórzy nasi komentatorzy są bardziej proizraelscy
od większości izraelskich Żydów! Na tym tle tym bardziej warto zwrócić
uwagę na przedrukowany w Forum z 28 listopada artykuł dwóch autorów
żydowskich Josette Alia i Victora Cygielmana (z Le nouvel Observateur
z 8 listopada). W artykule pt. Ariel Jekyll i Szaron Hyde piszą: "
Jak twierdzi jeden z byłych szefów tajnych służb, Szaron doskonale
wie, dokąd zmierza i dokąd nie chce iść. Arafat nie jest dla niego
rozmówcą, a tych, którzy pragną kontynuować dialog z palestyńskim
przywódcą, uważa za ´patetycznych marzycieli´. Nie ma więc mowy o
negocjowaniu z Arafatem spraw najważniejszych. Nie można również
zaatakować go wprost, wypchnąć do Kairu ani odbić autonomicznych
terenów palestyńskich. Zbyt drogo by to kosztowało na scenie międzynarodowej.
W tej sytuacji Szaron wykorzystuje armię do podkopania autorytetu
Arafata. Chce go na przykład zmusić do wydania Izraelowi terrorystów
z Hamasu, co równałoby się politycznemu samobójstwu. Prowadzi na
szeroką skalę kampanię niszczenia domów i pól uprawnych w Gazie,
żeby pokazać, że Arafat nie jest panem nawet na tym niezależnym skrawku
ziemi. Wojskowym wytycza też inne cele: atakować palestyńską policję,
utrzymywać blokadę miast, by doprowadzić do zapaści gospodarczej,
dokonywać dalszych zamachów na terrorystów oraz na politycznych przedstawicieli
Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny czy ugrupowania Tanzim. Doskonale
przy tym wie, że ich zwolennicy będą chcieli się zemścić. W każdym
przypadku strategia jest ta sama: zniszczyć struktury i wiarygodność
Autonomii Palestyńskiej".
Piętnując Szarona za prowadzenie "brudnej wojny" przeciwko
Palestyńczykom, dwójka autorów konkluduje: "Ile trumien, czarnych
i białych, trzeba jeszcze na placu Rabina, żeby Szaron zrozumiał,
że się przeliczył, że jego taktyka automatycznej reakcji jest absurdalna,
a stosowanie wobec Palestyńczyków zasady ´im gorzej, tym lepiej´
doprowadzi w końcu do samobójstwa sam Izrael?".
Przeciw manipulacjom na temat Jedwabnego
Tygodnik Powszechny z 9 grudnia opublikował bardzo interesującą
korespondencję z Berlina pióra Joachima Trenknera: Co komu przystoi.
Niemcy o sprawie Jedwabnego. Autor podkreśla niebywały rozgłos sprawy
Jedwabnego w Niemczech, pisząc: "Od powstania ´Solidarności´ nie
informowano tak intensywnie w Niemczech o żadnym wydarzeniu w Polsce:
w ostatnich miesiącach przez niemieckie media przetoczyła się fala
publikacji poświęconych pogromowi w Jedwabnem i polskiej debacie
wokół książki Sąsiedzi Jana Tomasza Grossa".
Niemiecki autor zwraca równocześnie uwagę na wyraźne
manipulacje części niemieckiej prasy, skierowane przeciw Polakom.
Pisze o tygodniku Die Woche, który przy okazji Jedwabnego "wytoczył
najcięższe działa przeciw polskiemu Kościołowi". Wskazuje na szczególnie
obraźliwe uwagi na temat Polaków w Der Spiegel. Pisze, że jeden z
autorów niechętnego Polakom "tekstu w Spieglu, Henryk M. Broder,
na swojej stronie internetowej (...) zwymyślał tych Polaków, którzy
po opublikowaniu jego artykułu nadesłali krytyczne listy do hamburskiej
redakcji, wskazując na jednostronność i nierzeczowość relacji. Oto
cytat z internetowej tyrady Brodera: ´Polska kultura cieszy się na
Zachodzie dobrą opinią przede wszystkim dlatego, że poza Polską niewielu
ludzi mówi po polsku i niewiele może zrozumieć. Ale jeśli lepiej
się przyjrzeć i przysłuchać, to trzeba stwierdzić: polska kultura
opiera się w istocie na antysemityzmie i alkoholizmie. Są to, by
tak rzec, filary polskiej kultury´. Zdaniem Joachima Trenkera: "(
...) że akurat niemieccy dziennikarze postanowili zatroszczyć się
o zbawienie duszy innych, w tym przypadku Polaków - sądząc najwyraźniej,
że niemieckie sposoby na rozliczenie się z przeszłością powinny być
przyniesione do Polski - jest nie tylko jakościowo czymś nowym, ale
i, powiedzmy od razu, niepotrzebnym. Czasem można odnieść wrażenie,
że Niemcy, przez nikogo nieproszeni, podejmują się roli adwokata
Żydów. Czasem są w tym nawet ´bardziej żydowscy´ niż sami Żydzi.
Rzadko niestety dostrzegając, że takie przemieszanie ról ´sprawcy´
i ´ofiary´ jest nie tylko niewiarygodne, ale poza granicami Republiki
Federalnej musi spotykać się z niezrozumieniem".