Trudna historia
Reklama
Aby zrozumieć dzisiejszą Polskę, musimy popatrzeć na jej historię,
a zwłaszcza czasy, gdy znalazła się jako kraj pod zaborami, czyli
po prostu przestała istnieć na mapie politycznej Europy. W 1918 r.,
po I wojnie światowej, dzięki opatrznościowym zrządzeniom Polska
odzyskała niepodległość. Nastało bogate w wydarzenia 20-lecie międzywojenne.
Dzisiaj, z perspektywy czasu patrzymy na te lata z ogromnym podziwem.
Zastanawiamy się, jak się to mogło stać, że kraj po 123 latach zaborów,
po gehennie zgotowanej przez zaborców, zwłaszcza przez Rosjan, tak
szybko odzyskiwał siły do tego, żeby znów zaistnieć nie tylko na
mapie politycznej Europy, ale także na mapie kulturalnej.
Oczywiście, z ogromnym bólem spoglądamy na tragedię Polski
spowodowaną przez Niemcy i Związek Radziecki, które to kraje doprowadziły
do II wojny światowej i były przyczyną wielkiej rzeki nieszczęść
Polaków, zarówno tych, którzy mieszkali na Wschodzie, jak i tych
mieszkających w Polsce centralnej. Do tego doszedł jeszcze dramat
Powstania Warszawskiego, wyniszczenie wielu wspaniałych młodych Polaków,
którzy prawdziwie miłowali Ojczyznę.
Etap następny to wolność pozorna, przyniesiona na bagnetach
sowieckich żołnierzy; wolność zniewolona, zniekształcona, zakłamana.
W tym zakłamaniu trzeba było nam żyć aż do czasów "Solidarności",
a system utrzymywał się jeszcze do 1989 r., czyli do czasów wolnych
wyborów.
Patrzymy na ostatni etap dziejów naszej Ojczyzny - ten
etap naznaczony w 1981 r. śmiercią kard. Stefana Wyszyńskiego, nazwanego
Prymasem Tysiąclecia. Po 20 latach od tego wydarzenia czcimy stulecie
urodzin wielkiego Prymasa. Sejm uroczyście podjął uchwałę o obchodach
Roku Prymasa Tysiąclecia.
I oto dzisiaj, gdy kończymy 2001 r., spróbujmy sobie
zadać pytanie, jak ten wielki Prymas czułby się teraz na polskiej
ziemi? Na pewno Polska dzisiaj to nie Polska sprzed 20 lat, to nie
PRL. To inny kraj, inni ludzie. Jednak chociaż całkiem inaczej wygląda
dziś nasze życie, nie brak ludzi, których największym marzeniem jest, "
żeby Polska była Polską", i tak jak Prymas Tysiąclecia po Bogu najbardziej
kochają Ojczyznę. I pewnie to właśnie zadecydowało, że posłowie poprzedniej
kadencji niemal jednogłośnie uchwalili rok 2001 Rokiem Prymasa Tysiąclecia.
Trudny dzień dzisiejszy
Reklama
Co działo się w Roku Stefana Kardynała Wyszyńskiego w Polsce?
Myślę, że wiele. Postać Prymasa Tysiąclecia została mimo wszystko
pokazana w całej pełni, ze swoim ogromnym dorobkiem duchowym, głęboką
duchowością, z wielkim patriotyzmem, z wielką świętością osobistą.
To bardzo ważne, że Polska w takim trudnym czasie mogła przypomnieć
sobie, a niejednokrotnie poznać swojego wielkiego męża stanu, interreksa.
Naród stał się bogatszy przez to, że wielki duch Prymasa Tysiąclecia
jakby ożył w wielu spotkaniach, sympozjach; ożył w wielu wydanych
książkach, w ogromie publikowanych artykułów, w setkach wspomnień
okolicznościowych, które zaistniały na łamach prasy, w wystawach,
a także w duszach ludzi młodych przez przyjęcie przez wiele szkół
imienia kard. Wyszyńskiego, przez przystąpienie tak wielu osób do
konkursów jemu poświęconych itd.
Czas obecny, także 2001 r. - to czas bardzo trudny dla
Polski. Myślę, że nie tylko trudny ekonomicznie, gospodarczo, ale
trudny przez brak ducha patriotycznego, oderwanie od historii i dziejów
ojczystych, od kultury polskiej, która przecież jest kulturą chrześcijańską.
Łatwiej było Polakom podejmować działania służące Polsce w 20-leciu
międzywojennym niż obecnie, gdy przez zniszczenie dużej części inteligencji
polskiej w Powstaniu Warszawskim, a potem w ramach funkcjonowania
PRL-u - staliśmy się bardzo biedni. Zresztą, polityka w 1945 r.,
nacechowana rozkazami płynącymi z Moskwy, miała zdecydowanie wychować
w Polsce nie przywódców-liderów, ale ludzi podporządkowanych Moskwie
i systemowi. Oczywiście, nie udało się dyktatorom z Moskwy w sposób
doskonały doprowadzić do zamierzonego celu, bo jednak duch polski
pozostał. Ale przecież nie w takim stopniu i wymiarze jest on potrzebny
dziś do ratowania i budowania w szybki tempie nowej rzeczywistości.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
O człowieka sumienia
Można zastanawiać się nad wieloma warstwami kryzysu polskiego.
Można zapytać o kryzys gospodarczy, ekonomiczny, ale pewnie wszyscy
zgodzimy się z tym, że zasadne było wołanie Jana Pawła II w Skoczowie,
że Polsce brakuje najbardziej ludzi sumienia. Co to znaczy - człowiek
sumienia? To człowiek prawy, mający etyczne rozeznanie rzeczywistości.
Człowiek sumienia to ten, który uznaje świat wartości. Chodzi tu
m.in. o takie wartości, jak prawda, dobro, sprawiedliwość, uczciwość,
solidność. Chodzi o miłość i solidarność. Zwłaszcza miłość solidarna
potrzebna jest przy budowaniu porządku społecznego. Sprawia ona,
że ludzie nad własne korzyści, osobiste interesy przedkładają umiłowanie
Ojczyzny i tego wszystkiego, co stanowi o jej porządku społecznym,
moralnym, prawnym.
Człowiek sumienia potrzebny jest na każdym stanowisku
i zawsze wie, że jest i powinien być człowiekiem odpowiedzialnym,
mądrym, szanującym innych ludzi, szanującym dobro wspólne, dobro
państwa i narodu; szanującym w pełnym wymiarze człowieka, rodzinę
i jej prawa. Człowiek sumienia to ten, który czyni wszystko dla dobra
wspólnego obecnego pokolenia Polaków, ale także dla przyszłych pokoleń;
który postrzega historię ojczystą, ale także perspektywę życia Ojczyzny
i wszystkich jej obywateli.
Oczywiście, gdy chodzi o świat wartości - on najlepiej
jest sprawdzony, gdy opiera się na etyce chrześcijańskiej, na Ewangelii,
na kulturze ewangelicznej. Zauważmy, że stróżem tych wartości jest
Kościół. Kościół, o którym trzeba powiedzieć, analizując i wgłębiając
się w jego nauczanie, że jest jedyną instytucją na świecie, która
w swoim całkowitym działaniu i pragnieniu najbardziej kocha człowieka
i pragnie jego dobra.
Patrząc na treść pojęcia "człowiek sumienia", możemy
zastanawiać się nad tym, czy Polska w naszych czasach, w Roku Prymasa
Tysiąclecia, była krajem ludzi sumienia. Czy Ksiądz Prymas patrzący
dziś na polską ziemię mógłby z satysfakcją powiedzieć: Oto moi rodacy,
oto "dzieci Boże" - jak mawiał często, rozpoczynając kazanie. Czy
i teraz mógłby powtarzać, że jego rodacy to ludzie sumienia?
Rok Prymasa Tysiąclecia mógł stać się dla wielu okazją
do pogłębienia tej lekcji dotyczącej formacji ludzkiej, chrześcijańskiej
i obywatelskiej. Ksiądz Prymas wiele mówił o tych postawach. Wiele
środowisk w Polsce poczyniło sobie takie rozpoznanie, może rachunek
sumienia, gdy podczas różnych sesji i spotkań okolicznościowych spotykano
się ze słowem i treściami nauczania sługi Bożego kard. Stefana Wyszyńskiego.
Ksiądz Prymas był człowiekiem pełnym ojcostwa. Ojcostwo
sprawia, że ludzie się jednoczą. Można zadać pytanie, czy Polska
i Polacy podczas obchodów Roku Prymasa Tysiąclecia dostrzegli tę
wielką ideę jedności wyrażonej w duchu chrześcijańskim? Nie wolno
dać sobie wydrzeć chrztu ze swoich serc, swojej świadomości i duszy.
Za mało było, wydaje się, wśród polskich katolików ducha Bożej rodziny.
Wzgląd polityczny wziął górę nad poczuciem narodowym. To zjednoczenie
narodu powinno było być uobecnione w pracach polskiej prawicy. Powinno
się objawić w działalności rządu, który do niedawna był rządem Akcji
Wyborczej "Solidarność". Pozostaje też bardzo ważne pytanie: Czy
wszystko, co działo się w kierowaniu państwem, było zgodne z duchem
i interesem narodu polskiego, czy było budowaniem państwa prawa?
Gdy patrzymy od tej strony na Polskę w Roku Kardynała
Wyszyńskiego, rodzi się poczucie pewnego niesmaku i bólu, a także
głębokiej zadumy. Po pierwsze, nie było ducha zjednoczenia się polskiej
prawicy. Były w niej siły odśrodkowe, zmierzające do rozerwania i
zniszczenia jedności. Interesy partykularne różnych prawicowych ugrupowań
spowodowały, że cała prawica została ośmieszona. Jednocześnie wszyscy,
którzy głosowali na ludzi AWS, którzy w nich położyli swoją nadzieję,
im zaufali, dzisiaj czują się oszukani, przegrani. Trzeba to powiedzieć.
Jedną z bardzo ważnych przyczyn tej poważnej klęski było
niedoprowadzenie do dobrego przyjęcia przez media, które byłyby obiektywne,
kolejnych posunięć rządu. Wiemy, że były pewne starania, by doprowadzić
do normalności w polskich mediach, szczególnie w telewizji. Niestety,
część ugrupowań, która mieściła się w obrębie koalicji, w sposób
systematyczny nie dopuszczała do tego, by nastąpiło jakieś "unormalnienie"
mediów. I to był jeden z największych błędów AWS-u, że nie potrafił
on osiągnąć warunków do przepływu zwyczajnej, uczciwej informacji
w sprawach reform. Niezależnie od tego, czy podjęcie czterech czy
nawet pięciu reform w jednym czasie, przy braku możliwości finansowych,
ekonomicznych, a także intelektualnych - było roztropne, czy zuchwałe.
Przy braku dostatecznego informowania społeczeństwa musiało to doprowadzić
do niechybnej klęski. Dziś, gdy już rządzi inna opcja, zauważamy
wszyscy, jak inaczej jest ona obsługiwana przez telewizję, jak inaczej
wyglądają dzienniki telewizyjne. Rząd musi mieć oprawę informacyjną.
Niestety, tego nie udało się zrobić i to w głównej mierze zaważyło
na ostatecznej klęsce obozu solidarnościowego.
Prymas Tysiąclecia wychodzi naprzeciw
Rok Prymasa Tysiąclecia był przypomnieniem wartości polskich,
narodowych, chrześcijańskich; był przypomnieniem etyki i moralności;
był przypomnieniem sumienia obywatelskiego; był przypomnieniem kultury
polskiej, która jest chrześcijańska. Możemy powiedzieć, że Ksiądz
Prymas wyszedł naprzeciw narodowi.
Czy naród polski skorzystał z przemyśleń i osobowości
Prymasa Tysiąclecia? Z bólem należy powiedzieć, iż zbyt mało było
pomysłów, by Rok Prymasa Wyszyńskiego wykorzystać do budowania sumienia
obywatelskiego. Owszem, było wiele imprez, spotkań, ale może mogło
być ich jeszcze więcej, bo osoba tak wspaniałego przewodnika, człowieka,
który jest świadkiem i daje świadectwo, jest nieprzeciętna.
Obserwując wspomniane tu już 20-lecie międzywojenne,
studiując historię stowarzyszeń międzywojennych, zauważyłem, jak
bardzo ludzie wtedy tkwili w rzeczywistości, a jednocześnie odczytywali
ją od strony politycznej, kulturalnej, widzieli konsekwencje swych
działań. Byli to ludzie młodzi, inteligentni, szukający wykształcenia
studenci. Dziś wydaje się, iż brakuje ludzi młodych, którzy by umieli
podejmować w sposób pomysłowy wiele spraw, akcji. To przekłada się
potem na życie stowarzyszeń, życie polityczne, a także na polskie
wybory. W naszych poczynaniach za mało jest ducha nadziei. Prymas
Tysiąclecia był człowiekiem nadziei. Żył i pracował w trudnym czasie.
Był uwięziony, rzucano na niego kalumnie. Ale on wierzył, był człowiekiem
wielkiej modlitwy i oddania się Matce Najświętszej. Powinniśmy uczyć
się tego od niego.
Prymas Tysiąclecia w dalszym ciągu może pomagać nam w
wyborze drogi moralnej, etycznej. Wbrew pozorom może pomóc nam w
wyborze strategii, gdy chodzi o wiązanie się z Unią Europejską. Studiowanie
jego dzieł, myśli, jego życia powinno pomóc nam odkryć na nowo prawdziwe
dobro Polski i na nowo popatrzeć na polskie sprawy - i te odnoszące
się do tzw. górnej półki, mówiącej o patriotyzmie, ale i te ekonomiczne,
gospodarcze, przełożone na ludzką zwyczajność, zwłaszcza na ludzką
rodzinę.