Euro pierwszym krokiem do zjednoczenia politycznego
W amerykańskim dzienniku o międzynarodowym zasięgu International
Herald Tribune z 22 stycznia ukazał się artykuł byłego przedstawiciela
Komisji Europejskiej w Waszyngtonie - Roya Denmana pt. Nowy pieniądz
jednoczy Europę. Autor zestawił w nim argumenty za i przeciw potocznym
wyobrażeniom, jakie pojawiły się w amerykańskich sferach finansowych
w związku z wprowadzeniem w dwunastu krajach Unii Europejskiej jednolitej
waluty euro. Stara się przy tym rozproszyć obawy, że wskutek tego
nastąpi tak silne zespolenie Europy, iż stanie się ona nowym potężnym
organizmem gospodarczo-politycznym, mogącym zagrozić interesom amerykańskim.
Roy Denman uspokaja swoich amerykańskich czytelników,
pisząc, że takie niebezpieczeństwo nie istnieje, przynajmniej w najbliższej
przyszłości. Widomym tego znakiem jest prosty fakt, że euro, w zasadzie
pomyślane jako jednostka równa dolarowi, już na wejściu okazało się
słabsze od dolara i nic nie wskazuje na to, żeby ten stan rzeczy
miał się zmienić. Autor jest natomiast skłonny przyznać rację tym
ekspertom, którzy uważają, że konsekwencją wprowadzenia euro musi
być ściślejsze zespolenie polityczne tych krajów, które na jego rzecz
zrezygnowały ze swojej waluty narodowej. Tego jednoczenia się Europy
- zdaniem Denmana - Stany Zjednoczone nie powinny się jednak obawiać,
gdyż od wprowadzenia wspólnej waluty do stworzenia np. wspólnej siły
zbrojnej, należycie wyposażonej technicznie i zdolnej do skutecznego
działania, jest jeszcze bardzo daleko.
Euro dopiero zapoczątkowało proces, którego kolejnymi
etapami muszą być: liberalizacja rynku energetycznego, reforma rynku
finansowego, stworzenie wspólnego systemu patentów i praw autorskich
itp. Poza tym Unia Europejska musi przeprowadzić gruntowne reformy
ustrojowe po to, aby w strukturze zaprojektowanej przed laty na sześciu
udziałowców zmieściło się ich dwudziestu pięciu. Wszystko to musi
potrwać. Jednakże - konkluduje autor - pierwszy krok został zrobiony,
i, jak się zdaje, z tej drogi nie można już zawrócić.
Powstaje międzynarodowy kartel gazowy
Na tle najnowszych (także polskich) problemów z tranzytem rosyjskiego gazu ziemnego do Europy pewne zaniepokojenie może budzić wiadomość podana 22 stycznia przez niemiecki dziennik konserwatywny Die Welt, powtórzona w dniu następnym przez rosyjski serwis prasowy Inopressa, a zatytułowana: Rosną obawy przed kartelem eksporterów gazu. Obawy te, według opinii dziennikarza gazety niemieckiej Daniela Wetzela, powstały w Komisji Unii Europejskiej i u wielkich importerów gazu ziemnego. Przyczyną ich jest zarysowująca się możliwość powstania nowego kartelu krajów - dostawców gazu, podobnego do działającego od lat kartelu producentów ropy naftowej OPEC. W sposób prawie niedostrzegalny dla światowej opinii publicznej przedstawiciele jedenastu krajów eksportujących gaz (są w tej liczbie m.in. Rosja, Algieria i Norwegia) odbyli już w maju ubiegłego roku w Teheranie naradę, w czasie której zostało zawarte porozumienie nazwane GECF (Forum Krajów Eksporterów Gazu). Przedstawiciele tychże krajów mają się teraz zebrać pod koniec stycznia na pierwszym, już roboczym, posiedzeniu. Jego celem ma być rozpoznanie stanu złóż gazu oraz rozmiarów jego wydobycia. Obserwatorzy nie wykluczają możliwości, że na tym spotkaniu Forum może zacząć się przekształcać w zalążek przyszłego kartelu, który - podobnie jak czyni to OPEC w odniesieniu do ropy naftowej - będzie dyktować ceny nabywcom gazu ziemnego w skali światowej.
Pomóż w rozwoju naszego portalu