W bardzo osobistej homilii przypomniał, jak sam przychodził do tego miejsca, w którym nie było nawet jeszcze kościoła i przyuczany przez Orzecha woził taczki z piachem i gruzem, a potem, przez lata, przyglądał się kapłanowi, który nie tyle mówił co robić, nie tyle nauczał, ale pokazywał – zarówno zadania dla ciała jak i dla ducha.
- Kościół nieustannie żyje w czasach Dziejów Apostolskich. Owszem, pierwsze lata opisano w Księdze, która nosi taki tytuł, ale dzieje apostolskie się nie skończyły. Każde pokolenie dopisuje kolejny rozdział. Z całą pewnością możemy powiedzieć, że ks. Stanisław Orzechowski takim właśnie mężem Bożym pełnym Ducha Świętego był. Takiego go poznaliśmy i taki będzie ożywiać naszą pobożność i gorliwość – mówił bp Andrzej.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Przypomniał też historię Szczepana, który otrzymał dar służby i głoszenia Słowa i porównał jego zaangażowanie i odwagę w posługiwaniu do tej służby i odwagi, które otrzymał Orzech.
- Pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy, gdy dowiedziałem się o śmierci księdza i próbowałem podsumować to wszystko, co robił i jaki był to: człowiek, który rozdał życie, a my wszyscy jesteśmy tego świadkami. I człowiek Dziejów Apostolskich. W życiu Orzecha nie brakowało nawiedzeń przez Ducha Świętego. I to nie tych, o których mówi się, że są płytkie, albo powierzchowne. Nie, to były nawiedzenia otwierające nowe rozdziały życia i konstytuujące nowe dzieła. Tak, jak kiedyś św. Paweł mówił: pokazałem wam, że więcej szczęścia jest w dawaniu, aniżeli w braniu. W rozdaniu życia jest go z pewnością najwięcej. To zdanie: „pokazałem wam”, też wydało mi się bardzo charakterystyczne dla naszego Orzecha, który mówił i nauczał, ale przede wszystkim pokazywał.
Zwrócił też uwagę na fakt, że Orzech wznosił świątynię w dwóch wymiarach: najpierw w wymiarze budynku, z betonu i cegieł, a potem, przez wiele lat, w wymiarze duchowym, wznosił żywą świątynię, na którą składały się pokolenia studentów.
Reklama
- Budowa kościoła żywego, kościoła w Duchu Świętym. Z tego okresu pamiętam maleńką wspólnotę, która mieściła się w niewielkim pokoju Orzechowym – kanapa, dwa fotele, trzy krzesła – wspólnota, która spotykała się na słuchaniu Słowa. Modliliśmy się psalmami, dzieliliśmy się, a on często dziękował, że jakieś zdanie, wypowiedziane przez nas, bardzo go poruszyło, że się od nas czegoś nauczył.
Bp Siemieniewski przypomniał te momenty z życia Orzecha, w których z pewnością dokonywało się zstępowanie Ducha Świętego i dało się słyszeć szum z nieba – narodziny Pieszej Pielgrzymki, narodziny Solidarności, początek duszpasterstwa akademickiego.
- Duch Święty przychodzi nagle, Bóg ma dla ans jakąś propozycje i człowiek może wziąć, albo nie wziąć. I Orzech brał. Po co? Żeby rozdawać.
Przypomniał też początki narodzin Odnowy w Duchu Świętym na Bujwida, której Orzech był adeptem.
- Nie wiedział co to jest, więc musiał doświadczyć. Nie mógł posługiwać zza biurka, albo z podręcznika, musiał dotknąć, doświadczyć, przeżyć. Potem został diecezjalnym koordynatorem Odnowy w Duchu Świętym, ale to doświadczenie, które zdobył i głosił pozwalało mu być wiarygodnym.
Bp Andrzej podzielił się też własnym wspomnieniem z okresu rodzenia się Dialogów Małżeńskich, szczególnej szkoły, którą wymyślił Orzech, aby ludzie mogli iść w życie.
- Na pierwsze dialogi zaprosił mnie Orzech. Mówi: pojedź, pojedź ze mną. Nie musisz nic robić, zobaczysz, posłuchasz, nauczysz się. Kiedy weszliśmy po schodkach na górę, do barda u sióstr, rozpoczyna się pierwsze spotkanie i po paru minutach Orzech mówi: „Wiecie co? Za piętnaście minut mam pociąg do Wrocławia, bo mam ślub. Ale jest z wami ks. Andrzej, no to szczęść Boże, do zobaczenia jutro.” – wspominał biskup i dodał, że to bardzo dobra szkoła – liczyć na ludzi, ufać, że Duch Święty pomoże, dodawać ludziom skrzydeł, rozpędzać, nie zatrzymywać na sobie, jak św. Paweł, który mówi, że trzeba pamiętać o słowach pana Jezusa, że więcej szczęścia jest w dawaniu, aniżeli w braniu – dodał.
Reklama
Przypomniał też posługę Orzecha w konfesjonale, z której korzystało tysiące osób licząc na to, że o późnej porze środowej nocy ksiądz będzie czekał w sali kominkowej ze stułą na szyi, gotowy, by spowiadać.
- Był tam po to, by wspierać słabych – mówił bp Siemieniewski.
We Mszy św. uczestniczyło wiele osób. Ci, którzy nie zmieścili się w akademickiej kaplicy DA Wawrzyny, trwali na modlitwie w górnym kościele św. Wawrzyńca, korzystając z transmisji na specjalnie zamontowanym telebimie.