Dlaczego interesuje nas nadal ta okrutna historia Jezusa, pełna
cierpienia, rozpoczęta zdradą jednego z Jego uczniów, fałszywymi
oskarżeniami, a także pełna wrzasku tłumu podlegającego zmiennym
nastrojom oraz bezsilności przyjaciół? Czyżby dlatego, że jest to
także historia ofiary postaw ludzi nigdy nie mieszających się w sprawy
kontrowersyjne, zwłaszcza kiedy jedną ze stron konfliktu jest jakakolwiek
zwierzchność, władza? A może dlatego, że dramat Jezusa w zasadzie
nie był zauważony poza niewielką grupą uczniów, a dokonany został
w imię Boga, przez współobywateli Jezusa, którzy uznali Go za przestępcę,
godnego śmierci. Stawiano Mu bardzo poważne zarzuty. Oskarżano Go
przede wszystkim o herezję, i to w przedmiocie dotyczącym nie byle
jakiej kwestii, lecz problemu jedyności Boga. Twierdził bowiem, że
jest Mu równy, że stanowi z Nim jedno, że razem z Nim działa, jest
Jego emanacją. Można by się zgodzić, że jest Mesjaszem - choć nie
takim, jakiego powszechnie się spodziewano - ale nie można było przechodzić
obojętnie, tolerować Jego roszczenia do tego, że jest Bogiem. I wiele
wieków później ludzi posądzonych o mniejsze herezje palono na stosach.
I dziś w obszarze islamu głoszenie takiej herezji naraża na poważne
niebezpieczeństwo dla życia. Oskarżano Go nadto o naruszanie uświęconej
tradycją obyczajowości, o lekceważenie jej zwyczajów, a nawet o łamanie
religijnego prawa. Nie przestrzegał np. szabatu, uzdrawiając podczas
tego dnia chorych czy pozwalając łuskać kłosy. Wydawał się także
niebezpiecznym szaleńcem lub terrorystą, gdyż zapowiadał zburzenie
świątyni w Jerozolimie, przybytku Boga, prawdziwego centrum życia
religijnego narodu żydowskiego. Oskarżenia były więc poważne i -
według ówczesnych pojęć - ciężkie, wystarczające do wydania skazującego
na śmierć wyroku.
Te przewiny z obszaru religijnych zasad teologicznych
i obyczajowych obowiązujących w Izraelu wzmocniono oskarżeniem Jezusa
przed rzymskim namiestnikiem okupacyjnej władzy o wzniecanie nie
tylko religijnych, ale i politycznych niepokojów. Chcąc więc wyeliminować
tego wichrzyciela raz na zawsze spośród siebie, chcąc wykonać na
Nim wyrok śmierci, należało uzyskać aprobatę rzymskiej władzy. Tej
nie interesowały wewnętrzne, żydowskie spory religijne. Trzeba było
jej przedłożyć inne dowody Jego winy. Do oskarżeń więc o wichrzycielskie
działania dodano oskarżenia o knucie planów przeciwko rzymskiemu
panowaniu, przeciwko cezarowi; o to, że pretenduje On do królewskiego
tytułu, mówi o nadejściu swego królestwa. Zarzuty wydawały się bynajmniej
niegołosłowne, skoro wśród Jego uczniów znajdowali się także nacjonalistyczni
terroryści z ugrupowania zelotów. Ten zarzut podrzucono także zazdrosnemu
o swój królewski tytuł Herodowi. Ten jednak uznał Oskarżonego za
szaleńca, wyrażając tym samym swój brak zainteresowania w toczącej
się rozprawie.
Zapadł wyrok skazujący Oskarżonego na ukrzyżowanie. Tak
karano buntowników lub niewolników. Rzymianin chciał w ten sposób
okazać pogardę nie tyle skazańcowi co podbitemu przez rzymian narodowi.
Takiego wyroku domagał się także tłum, podburzany przez religijnych
przywódców narodu. Piłat skazał Go więc na śmierć godną niewolnika,
choć na krzyżu, w tytule Jego winy, napisał "Król Żydów". Wyrok wykonano
tuż za murami miasta, na wzniesieniu zwanym Wzgórzem Czaszki, na
Kalwarii. Tłum urągał Skazańcowi i przypatrywał się kaźni. Pod krzyżem
stała Jego Matka, a także jedna z niewiast i najmłodszy z Jego uczniów.
Kiedy skonał, pochowano Go w pobliskim, wykutym w skale, grobie.
Dlaczego powyższa historia przez tyle wieków intryguje,
wywołuje tyle komentarzy - nie tylko dotyczących prawomocności wydanych
przez oba trybunały skazujących wyroków, ale przede wszystkim okoliczności,
w jakich zapadły?
W losie tego Skazańca widzi się bowiem los wielu skazywanych
na cierpienie, na wykluczenie ludzi, tych obyczajowych buntowników,
społecznych reformatorów, rewolucjonistów, religijnych heretyków.
Widzi się ofiary krwiożerczych instynktów tłumu, owoce tak łatwej
manipulacji jego nastrojami - widzi się liczne ofiary braku reakcji,
przeciwdziałania tych, którzy zawsze chcą mieć czyste ręce, którzy
w imię neutralności, obiektywizmu, niemieszania się do nieswoich
spraw, do polityki, do aktualnie toczonych dyskusji dotyczących ważnych
aspektów życia społecznego - patrzą obojętnie na niejedną krzywdę
wyrządzaną w majestacie prawa w imię interesów takiej czy innej grupy
przemocy, często politycznej, a często intelektualnej. Jest to historia
wielu skazanych niewinnie na śmierć ludzi, a przynajmniej na ostracyzm,
na wykluczenie ze społeczności, na niemożność zabrania w niej publicznie
głosu. Jest to historia o ludziach zdolnych do eliminacji wszystkich
inaczej od nich myślących, każdego pioniera odchodzącego od utartych
ścieżek postrzegania takiej czy innej rzeczywistości; o ludziach
pyszałkowato przekonanych o posiadaniu Ostatecznej Prawdy, naukowej
wiedzy na wszelkie tematy, o byciu jedynymi stróżami uświęconych
tradycją zachowań, przekonań naukowych, idei politycznych. Roszczą
oni sobie prawo do bycia stróżami porządku nie tylko społecznego,
ale i intelektualnego. Więcej, roszczą sobie oni prawo do ferowania
wyroków mających moc skazywania według własnych horyzontów wszystkich,
którzy nie przystają do obowiązujących w ich obszarze wzorców - prawo
skazywania nawet na śmierć fizyczną, a przynajmniej cywilną, np.
przez dość częste dziś odmawianie im prawa do zaistnienia w środkach
masowego przekazu.
Historia tamtego sprzed 2000 lat Skazańca interesuje
więc przez tyle stuleci ludzi z wielu obszarów kulturowych, ponieważ
jest zwierciadłem bardzo skomplikowanych mechanizmów indywidualnej
i społecznej psychiki człowieka. Każde pokolenie winno z niej wyciągać
wnioski pozwalające uniknąć podobnych tragedii.
Historia ukrzyżowanego w ów tragiczny piątek Jezusa intryguje
tym bardziej, że wkrótce świadkowie Jego odrzucenia przez elity i
tłum, skazania przez dwa trybunały oraz Jego bolesnej śmierci ogłaszali
mimo to Jego zwycięstwo. Twierdzili, że uległym poddaniem się zgotowanemu
Mu przez ludzi losowi sprowadził na cały świat większe dobra, niż
gdyby żałośliwym utyskiwaniem okazywał bunt przeciw tym wyrokom.
Pokazywał innym ludziom drogę, na której dokonuje się dojrzewanie
ludzkości do rze czywistości Królestwa powszechnej jedności, sprawiedliwości,
miłości i pokoju, do Jego Królestwa. Do Królestwa, w którym słowo "
prawda" nie będzie narzędziem tortury dla nikogo z braci, nie będzie
splamione niczyim cierpieniem ani tym bardziej krwią. Niełatwa do
akceptacji jest to droga - droga krzyża. Ale ponoć jedynie skuteczna.
Jakże nam daleko do wkroczenia na drogi takich wzajemnych,
międzyludzkich relacji, na których tragedia tamtego Wielkiego Piątku
nie może się powtórzyć. Jak długo wywieszać jeszcze będziemy tabliczki
z informacją o tym, jak tragiczny los gotują ludzie ludziom - jak
zostało to uczynione na bloku śmierci w Auschwitz. A przecież należałoby
je wywiesić i w Serbii, i w Rwandzie, i w Jerozolimie, i w tylu ociekających
bratobójczą krwią miejscach świata. Największą z tych tablic jest
Kalwaria. Największym także wezwaniem do opuszczenia ścieżek na nią
wiodących jest tamten Wielki Piątek. Był on tragiczną przestrogą
nie tylko dla całej ludzkości - był także tragedią Prawdy, której
zamknięto bramy do umysłów i serc ludzi.
Historia ukrzyżowanego w ów dzień Człowieka - Jezusa
z Nazaretu nie wywoływałaby przez wieki i w różnorodnych ludzkich
wspólnotach takich refleksji, gdyby nie wydarzenia wielkanocnego
Poranka, w których uczniowie tego Mistrza Życia odkryli Jego zwycięstwo
nad tymi, którym wydawało się, że byli Jego skutecznymi pogromcami.
Ale historia owego Poranka jest początkiem nowej refleksji nad dorastaniem
człowieka, ludzkości do zadanej im wielkości. Zmieniła ona radykalnie
obowiązujące do czasu jej zaistnienia poglądy tak na Boską, jak i
na ludzką rzeczywistość.
Pomóż w rozwoju naszego portalu