Aby dokładniej poznać, jakimi drogami mamy zmierzać po to,
co Bóg nam obiecuje, posłuchajmy, jaką w tym względzie naukę daje
prorok Dawid: "wszystkie drogi Pańskie - powiada - to miłosierdzie
i prawda" (por. Ps 24, 10). Na przykładzie Bożego działania więc
wierni mają się wzorować. Słusznie żąda Bóg naśladowania siebie od
tych, których na obraz swój stworzył. Gdyby w nas nie znaleziono
miłosierdzia i prawdy, nie moglibyśmy się stać uczestnikami Jego
chwały. Do Zbawiciela bowiem zbawieni muszą podążać tą samą drogą,
jaką On do nich przybył, aby ich zbawić, tak żeby miłosierdzie Boże
miłosiernych, a prawda prawych czyniła z nas ludzi. Drogą więc prawdy
chodzi dusza sprawiedliwego, a drogą miłosierdzia serce dobrotliwe.
Jednak te dwie drogi nigdy nie rozchodzą się tak, żeby czy to sprawiedliwość,
czy dobroć osiągało się różnymi sposobami, jakby zupełnie co innego
było wzrastać w miłosierdziu, a co innego doskonalić się w prawdzie.
Kto daleki jest od prawdy, nie będzie miłosierny, kto pozbawiony
jest dobroci, nie będzie znowu sprawiedliwy. Jeśli nie ma daru obydwu
cnót łącznie, żadnej z nich z osobna nie posiada.
Miłość jest rdzeniem wiary, wiara - ostoją miłości. Wtedy
tylko jedna i druga godne są swej nazwy i przynoszą owoc, gdy trwa
ich związek nierozerwalny. Gdzie zaś obie razem nie występują, obie
razem ustają; wzajemnie bowiem dla siebie są pomocą i światłem. Tak
to będzie dotąd, dopóki widzenie Boga jako nagroda nie spełni tęsknoty
wierzących, i już niezmiennie widzieć się będzie i kochać to, czego
teraz ani kochać bez wiary, ani w co wierzyć bez miłości niepodobna.
Ponieważ, jak mówi Apostoł: "W Chrystusie Jezusie nic nie znaczy
ani obrzezanie, ani nieobrzezanie, ale ta wiara, która przez miłość
działa" (por. Ga 5, 6). Pełnijmy więc równocześnie i łącznie czynną
miłość i wiarę. One bowiem są jakby dwoma skrzydłami, na których
dusza czystego serca wzbija się aż do posiadania i widzenia Boga,
by brzemieniem ziemskich trosk nie dać się przygnieść. Wszak ten,
co powiedział: "Bez wiary nie można podobać się Bogu" (Hbr 11, 6),
rzekł również dobitnie: "Gdybym miał wszystką wiarę, a miłości bym
nie miał, byłbym niczym" (por. 1 Kor 13, 2). Byśmy więc mogli godnie
obchodzić Boskie tajemnice Świąt Wielkanocnych, zabiegajmy o te dwie
cnoty jak najgorliwiej, one bowiem streszczają w sobie naukę wszystkich
przykazań. Przez nie każdy wierny może się stać i ofiarą dla Boga,
i Jego świątynią. Wiara przynagla do życia nadzieją tego, o czym
świadczy; miłość przynagla jednoczyć się z tym, co każe kochać! Jedno
i drugie jest obowiązkiem miłującego, jedno i drugie - obowiązkiem
wierzącego.
Jeśli zaś - co potwierdza doświadczenie - nawet umiejący
opierać się żądzom i tłumić własną porywczość, i opanowywać najskrytsze
zachcianki odnajdą jednak w sobie jakieś uchybienia - bądź przeoczone
na dnie własnej duszy, bądź w innych zawinione - to teraz mają najodpowiedniejszy
czas zbadać te rzeczy: co to są za wady, jakie skłonności, jak głęboko
sięgają rany wymagające ostrzejszych leków, aby nie przeszkadzały
w uczestniczeniu w tej świętej tajemnicy, która udaremnia plany szatana.
Istotną cechą paschalnej uroczystości jest powszechna w Kościele
radość z powodu odpuszczenia grzechów. Niechże go więc dostąpią nie
tylko mający dopiero odrodzić się w chrzcie św., ale i ci wszyscy,
którzy już od dawna zaliczają się do dzieci Bożych. Wprawdzie zasadniczo "
nowych" ludzi tworzy obmycie chrztu, ponieważ jednak śmiertelna natura,
rdzewiejąc, wymaga ciągle odnowy, a w doskonaleniu siebie nie ma
takiego stopnia, ponad który już wyżej sięgać by nie należało, dlatego
obowiązkiem wszystkich i każdego z osobna jest teraz tak usilnie
pracować, aby w dzień odkupienia być już bez starych wad.
Pomóż w rozwoju naszego portalu