Widziała je snujące się wokół domów. Nie dostrzegała tylko nikogo, kto by zwracał na nie uwagę. Nie mogła na to spokojnie patrzeć. Postanowiła zmienić ich świat, uczynić go lepszym i bezpieczniejszym... I tak jak kiedyś, podczas zaborów, u prababci Ewy Szymanek - jako pierwszej osoby na częstochowskim Zawodziu - wiele osób gromadziło się, aby pobierać elementarną edukację, tak dzisiaj na zajęcia z panią Ewą przybiegają najmłodsi mieszkańcy tej biednej dzielnicy. Z tym że oni uczą się przede wszystkim kochać - Boga i drugiego człowieka.
Pod dachem Bernardynów
Reklama
Szare domy, szare ulice... Bieda zaglądająca do okien. A tam
często zimno, ciemno, obco, nieprzytulnie. Niektórzy rodzice, zamiast
nad dziećmi, pochylają się nad kieliszkiem wódki. Czasem obok narkotyków
- jedynej pocieszycielki. Pozwala zapomnieć. I przygnieceni ciężarem
trosk, problemów nie do przeskoczenia, brakiem perspektyw zapominają:
przytulić, pogłaskać, przygarnąć... Otwarte ręce wyciąga ulica, stając
się swoistą szkołą życia.
Takich dzielnic jak częstochowskie Zawodzie nie brakuje
w żadnym mieście. Niczym oaza na pustyni wyrósł tam klasztor Ojców
Bernardynów. Nad rozstajem dróg wznoszą się rusztowania przyszłej
świątyni pw. św. Jana z Dukli. W jednej z przyklasztornych salek
uliczna ferajna znalazła trochę ciepła i światła. Jeden z bernardynów
- o. Emil Basak w 1998 r. założył Wspólnotę św. Franciszka, skupiając
w niej przede wszystkim dzieci z rodzin biednych, zaniedbanych wychowawczo,
rozbitych, z problemem alkoholowym, bezrobotnych, ale także z rodzin
przykładnych i dobrze sytuowanych. Odtąd najważniejszym dniem w tygodniu
stała się dla nich sobota. Nie dlatego, że wolna od szkoły. To był
dzień wspólnego spotkania - śpiewu piosenek przy akompaniamencie
gitarowym o. Emila, skeczów, dobrej zabawy. Te tzw. wieczorki pogodne
zapadły głęboko w pamięć dzieciaków. Niestety, przełożeni zakonni
przenieśli po niedługim czasie o. Emila do innego miasta.
Sobota z panią Ewą
Reklama
Czarne chmury zawisły nad przyklasztorną wspólnotą. I pewnie
grupa by się rozpadła, gdyby nie Ewa Szymanek. Dzieciaki były z nią
bardzo zżyte, ponieważ - jako rodzic - pomagała przy zorganizowaniu
różnych wycieczek. Dlatego proboszcz parafii - o. Stanisław Szkarłat
właśnie ją poprosił o dalsze prowadzenie grupy. Jako członek Akcji
Katolickiej, a od listopada 2000 r. jej prezes, pani Ewa poczuła
się w obowiązku sprostać temu zadaniu. Nie mogła nawet dopuścić do
siebie myśli, że tyle dzieci zostałoby pozbawionych opieki duchowej.
I tak już od prawie 3 lat w każdą sobotę od godz. 14.30
do 17.30 gromadka dzieciaków w wieku 5-13 lat oblega panią Ewę. Najczęściej
przychodzi ich szesnaścioro. O spotkaniach dowiedziały się pocztą
pantoflową. To w głównej mierze uczniowie Szkoły Podstawowej nr 22,
a także Gimnazjum Specjalnego nr 6. - Są zdolne, chętne do współpracy,
życzliwe - mówi ciepło o swoich podopiecznych pani Ewa. - Ale biedne,
bo zakłócenie harmonii w ich domach odbija się na ich osobowości.
Jest dla nich nauczycielem, którego się lubi, z uwagą
słucha. Jest przewodnikiem stawiającym drogowskazy na ich poplątanych
ścieżkach życia. Pochyla się nad nimi z mądrością, ciepłem, cierpliwością
i wyrozumiałością. Przybliża je do siebie wzajemnie, przybliża do
Kościoła - a przez to do Boga. Za swój sukces uważa fakt, że udało
jej się stworzyć grupę przyjaciół. - Nie każdy może się poszczycić
15 koleżankami - z uśmiechem mówi pani Ewa. Zdaje sobie sprawę, że
jeżeli jest to grupa prowadzona przy kościele, to powinna kształcić
w kierunku religijnym. Stąd temat każdych zajęć wiąże się ściśle
z aktualnym okresem liturgicznym. Pani Ewa naucza z Ewangelii, z
książek, czasopism religijnych, ale przede wszystkim z obfitości
serca. Cieszy się z różnorodności pism katolickich dla dzieci, bo
korzysta z ich pomocy, aby przybliżać swojej gromadce prawdy wiary.
Przynosi ze sobą Małą Niedzielę, Moje Pismo Tęcza, Promyk Jutrzenki,
Dominika i inne. Czyta ciekawe artykuły, opowiada. Często po lekturze
wywiązuje się żarliwa dyskusja. Dzieciaki chętnie przenoszą swoje
wyobrażenia na papierowe kartony, a potem rywalizują ze sobą w konkursach
plastycznych. Dzieci jak to dzieci muszą być nagrodzone. Nierzadko
zwykłe kredki czy mazaki od Księdza Proboszcza są najbardziej upragnioną
nagrodą dla zwycięzców. Prace pozostałych konkursowiczów nie zostają
w cieniu - wszystkie prezentuje się na ściennej gazetce. Pani Ewa
bazuje na tym, co dziecko lubi najbardziej. Wykorzystuje naturalne
zamiłowanie do rysunku i śpiewu, aby zorganizować zajęcia. - Moja
fantazja rozbudzona w liceum plastycznym owocuje - mówi. - Dużo mi
dała znajomość historii sztuki, bo dzięki niej zainteresowałam się
religią - wyznaje pani Ewa, dodając: - Nie wiadomo, co przybliży
człowieka do Kościoła. Na swoje sprawdzone ścieżki wprowadza dzieciaki.
Nie marnuje żadnej okazji. Kiedy wpadła jej w ręce lektura z serii
Biblioteki "Niedzieli" pt. To jest Ktoś, na kilku zajęciach z rzędu
czytała swoim podopiecznym biografie ludzi, którzy - jak twierdzi
- przez wiarę zbliżają się do drugiego człowieka, przez działanie
dają świadectwo swojej
życzliwości. - Bo wiara bez działania jest po prostu niczym
- podkreśla pani Ewa. Uczy je tolerancji wobec siebie, akceptacji,
np. dzieci słabszych intelektualnie, szacunku, wyrozumiałości, a
także nienagannych manier. To mała szkoła savoir-vivre´u. Co najważniejsze,
daje wzorce, jak spędzać wolny czas, jak go zagospodarować. Pragnie
uwrażliwić je na piękno świata i drugiego człowieka. Organizuje dla
nich wycieczki. - Aby coś zobaczyły, by miały miłe wspomnienia -
mówi. Wyznaje zasadę: chcieć to móc. - Jeżeli się chce, to można
wiele zobaczyć bez dużych nakładów pieniężnych - twierdzi pani Ewa.
Zabiera także ferajnę na różnego rodzaju imprezy kulturalno-oświatowe,
na które jest wstęp wolny. Bo najważniejsze to umieć skorzystać z
tego, co jest w zasięgu ręki. Z radością pani Ewa wspomina sukcesy
swoich podopiecznych, zwłaszcza I nagrodę w konkursie dziennikarskim
czy II miejsce na IV Festiwalu Piosenki Religijnej i Świeckiej w
Toporowie. Efekty jej pracy widoczne są także podczas rokrocznie
organizowanych przedstawień jasełkowych. Bywa też, że dzieci występują
na niedzielnej Mszy św. w scenkach ilustrujących czytania.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Bez wsparcia ani rusz
Ta mała wspólnota przyklasztorna nie jest grupą zarejestrowaną. Brakuje dotacji na cokolwiek. Nieraz trudno byłoby przetrwać srogą zimę, gdyby nie Ojcowie Bernardyni i ofiarni parafianie. Dzięki właścicielowi Hurtowni FISS dzieci nie muszą się martwić co roku o buty i kurtki. Od Zofii Słoniec z Zakładu Kaletniczego "Mira" dostały bardzo ładne plecaki. Mają już teraz gdzie schować wycieczkowy ekwipunek. Tylko że funduszy na wyjazdy letnie i zimowe brakuje. Ze zbiórek pieniężnych organizowanych dwa razy w roku w parafii przez Akcję Katolicką, której duchowym opiekunem jest Ojciec Proboszcz, trudno pokryć koszty wyjazdów nawet tych najbiedniejszych dzieci. W ubiegłym roku nie wystarczyło pieniędzy na opłacenie pobytu na koloniach letnich nawet jednego dziecka. Wszak z pustego i Salomon nie naleje. A na Zawodziu ludziom żyje się bardzo ciężko. Pani Ewa i jej dzieci nie są jednak pozostawione same sobie. Znajdują oparcie w ks. Jarosławie Sroce, opiekunie Akcji Katolickiej. Dba on, aby znalazły się finanse na kolonie letnie i zimowiska. - Dla niego nic nie jest za trudne - mówi ciepło o ks. Jarku pani Ewa. Aby jednak mogły, choć na krótko, opuścić swoją szarą dzielnicę i zobaczyć trochę świata, potrzebują wsparcia ludzi dobrej woli. Bez niego ani rusz...
* * *
Wszystkich, którzy zechcieliby pomóc dzieciom w realizacji
ich marzeń, prosimy o kontakt z Ewą Szymanek pod numerem telefonu: (
0-34) 361-62-58.