1933. W pewnej chwili usłyszałam taki głos w duszy: Odpraw
nowennę za Ojczyznę. Nowenna ta będzie składać z litanii do Wszystkich
Świętych. Proś o pozwolenie spowiednika. Na przyszłej spowiedzi otrzymałam
pozwolenie i zaraz wieczorem zaczęłam tę nowennę.
Pod koniec litanii ujrzałam jasność wielką i w niej Boga
Ojca. Między jasnością tą a ziemią ujrzałam Jezusa przybitego do
krzyża, i tak, że Bóg, chcąc spojrzeć na ziemię, musiał patrzeć przez
rany Jezusa. I zrozumiałam, że dla Jezusa Bóg błogosławi ziemi.
Jezu, dziękuję Ci za tę łaskę wielką, to jest za spowiednika,
któregoś mi sam raczył wybrać i dałeś mi go wpierw poznać przez widzenie,
nim go znałam. Kiedy poszłam do spowiedzi do ojca Andrasza, to myślałam,
że będę zwolniona z tych wewnętrznych natchnień. Odpowiedział mi
ojciec, że mnie nie może zwolnić z tego, ale niech się siostra modli
o kierownika.
Po krótkiej a gorącej modlitwie ujrzałam powtórnie księdza
Sopoćkę w naszej kaplicy pomiędzy konfesjonałem a ołtarzem. Wówczas
byłam w Krakowie. To te dwa widzenia umocniły mnie w duchu, tym bardziej
że zastałam tak, jako go widziałam w widzeniu, jako w Warszawie na
trzeciej probacji, tak samo i w Krakowie. Jezu, dziękuję Ci za tę
wielką łaskę.
Lęk mnie teraz przejmuje, kiedy nieraz da się słyszeć,
jak która dusza mówi, że nie ma spowiednika, czyli kierownika. Ponieważ
wiem, jak wielkie szkody sama ponosiłam, kiedy nie miałam tej pomocy.
Bez kierownika łatwo można zejść na manowce.
O życie szare i monotonne, ile w tobie skarbów. Żadna
godzina nie jest podobna do siebie, a więc szarzyzna i monotonia
znikają, kiedy patrzę na wszystko okiem wiary. Łaska, która jest
dla mnie w tej godzinie, nie powtórzy się w godzinie drugiej. Będzie
mi dana w godzinie drugiej, ale już nie ta sama. Czas przechodzi,
a nigdy nie wraca. Co w sobie zawiera, nie zmieni się nigdy; pieczętuje
pieczęcią na wieki.
Ksiądz Sopoćko musi być przez Boga bardzo umiłowany.
Mówię to dlatego, bo doświadczyłam, jak bardzo się Bóg za nim upomina
w pewnych momentach; widząc to, cieszę się niezmiernie, że Bóg ma
takich wybrańców. 1928 rok. Wycieczka na Kalwarię.
Kiedy przyjechałam do Wilna na dwa miesiące, na zastępstwo
jednej siostry, która pojechała na trzecią probację, jednak zatrzymałam
się trochę dłużej niż dwa miesiące. W pewnym dniu matka przełożona
chciała mi zrobić przyjemność i dała pozwolenie, żebym w towarzystwie
pewnej siostry pojechała do Kalwarii, na [tak] zwane obchodzenie
dróżek. Ucieszyłam się tym bardzo. Miałyśmy podróżować statkiem,
chociaż to tak blisko, ale takie było życzenie matki przełożonej.
Wieczorem powiedział mi Jezus: Ja życzę sobie, żebyś pozostała w
domu. - Odpowiedziałam: Jezu, przecież już wszystko przygotowane,
że mamy rano jechać, co ja teraz zrobię? - I odpowiedział mi Pan:
Wycieczka ta będzie ze szkodą twojej duszy. - Odpowiedziałam Jezusowi:
Przecież Ty możesz temu zaradzić, pokieruj tak okolicznościami, aby
się stała wola Twoja. W tej chwili był dzwonek na spoczynek. Jednym
spojrzeniem pożegnałam Jezusa i poszłam do celi.
Rano dzień piękny, moja towarzyszka cieszy się, że będziemy
miały wielką przyjemność, że będziemy mogły zwiedzić wszystko, ale
ja byłam pewna, że nie pojedziemy, chociaż żadnej przeszkody dotychczas
nie było, żeby nie pojechać.
Wcześniej miałyśmy przyjąć Komunię św. i zaraz po dziękczynieniu
pojechać. Wtem w czasie Komunii św. z pięknej pogody stał się dzień
zupełnie inny. Nie wiadomo skąd chmury okryły całe niebo i zaczął [
padać] deszcz ulewny. Wszyscy się dziwili, że z takiej pogody kto
by się spodziewał deszczu, i to w tak krótkim czasie, żeby tak się
zmieniło.
Matka przełożona mówi do mnie: Jak bardzo mi żal, że
siostry nie mogą pojechać. - Odpowiedziałam: Mateczko, to nic, żeśmy
nie pojechały, wolą Bożą jest, abyśmy pozostały w domu. Jednak nikt
nie wiedział o tym, że to było wyraźne życzenie Jezusa, abym pozostała
w domu. Dzień cały spędziłam w skupieniu i rozmyślaniu; dziękowałam
Panu za to, że mnie zatrzymał w domu. W tym dniu Bóg mi udzielił
wiele pociech niebieskich.
W pewnej chwili w nowicjacie, kiedy mnie matka mistrzyni
przeznaczyła do kuchni dziecinnej, ogromnie się tym zmartwiłam, bo
nie mogłam poradzić garnków, bo były ogromnie duże. Najtrudniej mi
było odlewać kartofle, czasami mi się połowę wysypało. Kiedy powiedziałam
o tym matce mistrzyni, odpowiedziała mi, że się pomału przyzwyczaję
i nabiorę wprawy. Jednak trudność ta nie ustępowała, ponieważ siły
moje zmniejszały się z dniem każdym i wskutek braku sił odsuwałam
się, kiedy przychodziło odlewanie kartofli. Jednak siostry to zauważyły,
że stronię od tej pracy, i ogromnie się dziwiły; nie wiedziały o
tym, że nie mogłam pomóc mimo wytężenia całej gorliwości i nieliczenia
się z sobą. W południe przy rachunku sumienia skarżyłam się Bogu
na brak sił. Wtem usłyszałam w duszy te słowa: Od dziś będzie ci
to przychodziło z wielką łatwością. Wzmocnię twoje siły. Wieczorem,
kiedy przychodzi czas odlewania kartofli - spieszę pierwsza, ufna
w słowa Pana. Z całą swobodą biorę garnek i całkiem dobrze odlałam.
Ale kiedy zdjęłam pokrywę, żeby kartofle odparowały, ujrzałam w garnku
zamiast kartofli całe pęki czerwonych róż, tak pięknych, że trudno
o nich napisać. Nigdy jeszcze takich nie widziałam. Zdziwiło mnie
to bardzo, nie rozumiejąc ich znaczenia, ale w tej chwili usłyszałam
głos w duszy: Taką ciężką twoją pracę zamieniam na bukiety najpiękniejszych
kwiatów, a woń ich wznosi się do tronu mojego. Od tej chwili nie
tylko starałam się w swoim tygodniu, który miałam wyznaczony, gotowania,
odlewać te kartofle, ale starałam się w tygodniu innych sióstr wyręczać
je w tej pracy. Ale nie tylko [w] tej pracy, ale w każdej ciężkiej
pracy starałam się pierwsza przyjść z pomocą, ponieważ doświadczyłam,
jak to się bardzo Bogu podoba.
O skarbie niewyczerpany czystości intencji, która wszystkie
czynności nasze czynisz doskonałymi i tak bardzo miłymi Bogu.
O Jezu, Ty wiesz, jak słabą jestem, przeto bądź ze mną
zawsze, kieruj moimi czynami, moją całą istotą. Ty, Mistrzu mój najlepszy!
Naprawdę, Jezu, lęk mnie ogarnia widząc nędzę swoją, ale zarazem
uspokajam się widząc niezgłębione miłosierdzie Twoje, które o całą
wieczność większe jest od nędzy mojej. I to usposobienie przyobleka
mnie w moc Twoją, a radość, jaka płynie z poznania siebie, o Prawdo
niezmienna. Trwałość Twa wieczna.
CDN.
Pomóż w rozwoju naszego portalu