Było dokładnie południe, gdy "Posłaniec Nadziei" - samolot środkowoamerykańskich linii lotniczych TACA wystartował z lotniska Pearson w Toronto. Wizyta Jana Pawła II w Kanadzie dobiegła końca. Ceremonia pożegnalna została ograniczona do minimum. Nie było przemówień, nie było władz lokalnych ani federalnych. Ale i tak pożegnanie przyciągnęło uwagę opinii publicznej. Wszyscy zadawali sobie pytanie: Czy Jan Paweł II zakończy pobyt w Toronto tak samo jak go zaczął?
Drabina do nieba
Reklama
Sześć dni wcześniej Ojciec Święty podbił serca młodzieży (i
nie tylko), schodząc samodzielnie po schodach z samolotu na ziemię
kanadyjską. Jak będzie teraz? Papież nie zawiódł tych, którzy przyjechali
na Światowy Dzień Młodzieży. Samodzielnie pokonał 19 schodów i przy
drzwiach samolotu pomachał na pożegnanie. Te 19 stopni zapamiętamy
na długo. "Jego krzyż waży 100 razy więcej niż mój, a jak on go nosi
- mówi Ed Zieliński z Toronto. - Jeśli kiedyś będzie mnie coś bolało,
przypomnę sobie to, co dziś widziałem, i nie będę narzekał. Ten człowiek
cierpi, walczy i jeszcze podnosi na duchu innych" - mówi Ed.
To, co pod koniec lipca 2002 r. wydarzyło się nad brzegami
jeziora Ontario, zadziwiło nie tylko jego. Pojawił się tutaj człowiek,
który - jak jego Mistrz - "wszystko czynił dobrze". Zwołał również
innych, których interesują strome stopnie wiodące w górę.
"Ojcze Święty, pokazałeś nam, co znaczy iść wąską drogą"
- mówił dzień wcześniej kard. James F. Stafford, przewodniczący Papieskiej
Rady ds. Świeckich. Ksiądz Kardynał żegnał Papieża w parku Downsview,
gdzie w niedzielę 28 lipca zakończył Światowy Dzień Młodzieży. "Uświadomiłeś
nam, jak bardzo potrzebujemy wiary i odwagi, aby wejść na drabinę
prowadzącą nas do świętości" - mówił, wzbudzając aplauz 800 tys.
ludzi zgromadzonych na placu. Kard. Stafford wspomniał także sztukę
Karola Wojtyły Promieniowanie ojcostwa, mówiąc, że dziś duchowe ojcostwo
promieniuje od samego Papieża.
Radość i walka, zdumienie i podziw, szczęście i łzy -
tak wyglądały te dni w Toronto, które stało się miejscem spotkania
młodych z Panem Bogiem, z Papieżem i ze sobą.
Boża reżyseria
Reklama
Chyba jeszcze nigdy w historii Światowy Dzień Młodzieży nie
miał takiego osadzenia w naturze jak tu, w Kanadzie. Ten kraj słynie
ze wspaniałej przyrody, którą uczestnicy spotkania mogli podziwiać
przed przyjazdem do Toronto. W lasach roi się od łosi, niedźwiedzi
i bobrów. W położonym na północy Parku Algonquin znajduje się wielka
tablica, na której turyści codziennie wpisują, jakie zwierzęta widzieli
na własne oczy. Jeszcze dalej na północ można pływać kajakiem wśród
wielorybów. Jedną z pasji Kanadyjczyków jest wędkarstwo. Nic dziwnego
- wód jest tu bardzo wiele: od Zatoki Hudsona, przez rzekę św. Wawrzyńca (
u ujścia ma ona ok. 30 km szerokości), aż po Wielkie Jeziora. Nad
jednym z nich, tzn. nad Ontario, położone jest Toronto, gdzie Jan
Paweł II zaprosił młodzież. Nad jego brzegami zaczął się inny połów,
przypominający do złudzenia ten sprzed dwóch tysiącleci nad jeziorem
Genezaret. Oto w jednym z najbardziej malowniczych zakątków Toronto,
zwanym na co dzień Coronation Park, urządzono strefę o symbolicznej
nazwie "Duc in altum" (Wypłyń na głębię). Nad samym brzegiem Ontario,
na zielonej trawie, wśród drzew ustawiono kilkaset fioletowych parawanów
z parą krzeseł w każdym z nich. W tych nowoczesnych konfesjonałach
codziennie dyżurowało 200 księży. "Młodzież potrzebuje czegoś, co
należy do niej - mówił jeden z nich - o. Jan Koprowicz, chrystusowiec
pracujący w parafii Matki Bożej Królowej Polski w Scarborough - a
to właśnie jest przyroda, ta zieleń, drzewa i jezioro". O. Koprowicz
przyjechał do "Duc in altum" w piątek 26 lipca i nie nudził się ani
chwili w czasie swojego dyżuru. Co chwila ktoś siadał w jego "polowym"
konfesjonale, a ja, czekając na okazję do rozmowy, zastanawiałem
się nad turystycznym duszpasterstwem młodego ks. Karola Wojtyły.
On uważał, że przyroda jest znakomitym sprzymierzeńcem kapłana wprowadzającego
młodzież w piękno życia wewnętrznego przez piękno świata stworzonego. "
Dziś ludzie i w Polsce, i w Kanadzie są strasznie zapędzeni - mówi
o. Koprowicz - ale na dłuższą metę tego nie da się wytrzymać. Tutaj
odnajdują głębię, która może przynieść im uspokojenie".
Nieopodal na krawężniku przysiadła młoda dziewczyna. "
Czekam na swojego chłopaka - teraz się spowiada" - mówi. Sandrine
pochodzi ze Szwajcarii i jest niemal rówieśniczką pontyfikatu Jana
Pawła II. Urodziła się w 1979 r., gdy Papież po raz pierwszy przyjechał
do Polski. Wówczas na Skałce w Krakowie publicznie obiecał, że doświadczenia
duszpasterstwa młodzieży z Polski będzie zaszczepiał w całym Kościele.
Teraz korzysta z nich także Sandrine. "Długo nie chodziłam do spowiedzi,
dopiero dzisiaj się zdecydowałam - mówi. - Można powiedzieć, że pojednałam
się z sakramentem pojednania. Dobrze mi to zrobiło, choć nie było
to łatwe. Ciężko jest wyznać swoje grzechy i swoje słabości". Po
chwili przyszedł do nas Emilio - chłopak Sandrine. On też już pojednał
się z Panem Bogiem. Oboje są gotowi na spotkanie z Papieżem, ale
wcześniej chcą iść na Drogę Krzyżową ulicami Toronto. Konfesjonały
powoli pustoszeją. Znad jeziora, gdzie symbolicznie umieszczono sanktuarium
ludzkiego sumienia, przenosimy się do centrum miasta - na miejsce
świadectwa.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Jezus z New Brunswick, Maryja z Białegostoku
Reklama
Już w lutym tego roku Robert Gendreau, kanadyjski ksiądz (a przed
święceniami aktor), rozpoczął przygotowania do inscenizacji Drogi
Krzyżowej na ulicach Toronto. Miał to być spektakl z tekstami autorstwa
Jana Pawła II (na nabożeństwo w Koloseum w 2000 r.). Gendreau najwięcej
trudności miał ze znalezieniem odtwórcy roli Jezusa. Przyjrzał się
wielu kandydatom, ale żaden z nich nie odpowiadał jego wyobrażeniom.
Pewnego dnia reżyser pomodlił się, prosząc o pomoc. Tego samego dnia
usiadł przed jednym z parków w Toronto, aby zjeść kanapkę. W tym
momencie zobaczył mężczyznę, którego włosy były dokładnie takie,
jakie miał mieć Jezus w spektaklu. "Gdy się odwrócił - wspomina ks.
Gendreau - zobaczyłem, że również jego twarz jest dokładnie taka,
jak ta, której szukałem. On był z przyjaciółmi i w pewnym momencie
uśmiechnął się do nich. Wówczas powiedziałem sobie w duchu: Mój Boże,
on ma także dobrego ducha, to on! I zaraz do niego podszedłem".
"Zapytał mnie: ´Czy chciałbyś grać Jezusa na Drodze Krzyżowej?
´ - mówi Robert Legere. - A ja odpowiedziałem mu pytaniem: Czy mógłbym
najpierw uzyskać nieco informacji?". Kilka dni później Legere był
już zdecydowany.
Odtwórczyni roli Maryi też nie jest aktorką, choć ma
już za sobą spore doświadczenie artystyczne. Urszula Fiederczuk pochodzi
z Polski, a konkretnie z Białegostoku i ma zaledwie 19 lat. Jeszcze
w kraju chodziła do szkoły muzycznej, a po wyjeździe do Kanady (10
lat temu) nadal doskonaliła swoje talenty. Zdobywała nagrody w konkursach
skrzypcowych i śpiewaczych, między innymi zdobyła pierwsze miejsce
na Festiwalu Muzycznym w Missisauga (to największe skupisko Polonii
w rejonie Toronto). Teraz czekała ją jednak znacznie trudniejsza
próba.
Cyrenejczycy
Reklama
Zazwyczaj w piątkowe wieczory na niektórych ulicach Toronto
widać ogromne tłumy ludzi. Długie kolejki tworzą się przed licznymi
dyskotekami, gdzie huczna zabawa trwa aż do białego rana. Ale w piątek
26 lipca wieczorem kilka przecznic dalej zgromadziło się więcej młodzieży
niż przed wszystkimi dyskotekami razem. O godz. 19.30 przed Ratuszem
Miejskim rozpoczęła się Droga Krzyżowa XVII Światowego Dnia Młodzieży.
Takiego wydarzenia nie było jeszcze w długiej historii tych uroczystości,
zainicjowanych w 1985 r. przez Papieża Jana Pawła II.
Na długości ponad 4 km ustawiono 12 scen przypominających
estrady, na których zazwyczaj występują zespoły rockowe. Stały one
wzdłuż University Street, która wiedzie aż do Parlamentu prowincji
Ontario. "Dlaczego wybraliśmy to miejsce?" - pytali retorycznie prowadzący
nabożeństwo młodzi ludzie. Po czym odpowiadali: "Bo to jest najpiękniejsza
ulica Toronto, bo na tej ulicy jest najwięcej szpitali, w których
cierpią ludzie, a Chrystus przeszedł Drogę Krzyżową i pokazał, jak
można przemienić cierpienie w miłość".
Rozglądam się wokół. Koło mnie stoi kilkanaście osób
w ludowych strojach pochodzących chyba spod każdej szerokości geograficznej.
Toronto jest rzeczywiście miejscem spotkania wielu kultur. Obliczono,
że w domach tej metropolii mówi się prawie 100 językami. 48 proc.
mieszkańców to imigranci przybyli do Kanady ze Wschodu, z Zachodu
i z Południa.
Orszak za chwilę wyruszy. Młodzi ludzie biorą w ręce
gałęzie palmowe. Jest wśród nich także czarnoskóra piękność z szarfą
- "Miss Toronto 2001". Po chwili na scenie pojawia się główny aktor
tej uroczystości - Robert Legere. Ten dobrze zbudowany mężczyzna,
z długimi włosami i brodą, z oddali sprawia wrażenie, że Chrystus
rzeczywiście jest pośród nas. Tymczasem na niebie pojawia się coraz
więcej chmur. Wyglądają one jak dym spowijający okoliczne wieżowce.
Po chwili nie widać już nawet szczytu CN Tower - 500-metrowej
wieży telewizyjnej (to najwyższa wolno stojąca budowla na świecie)
ani dachów innych domów. Spadają pierwsze krople deszczu. Lecz ulewa
szybko przechodzi. "Już po strachu" - mówią niektórzy. W tym momencie
z potężnych głośników padają słowa: "Ecce homo! Oto człowiek!". Nabierają
one niezwykłej wymowy. Nie patrzymy na żaden symbol. Patrzymy na
żywego człowieka, który zostaje obnażony z szat i ugina się pod siłą
razów biczowania.
Idziemy. Stacja II, III i IV. Tu do orszaku przyłącza
się Maryja - Urszula z Białegostoku.
Zaraz potem stacja V: Jezus spotyka Szymona z Cyreny.
Wokół nas coraz więcej policjantów na rowerach. Jak dobre
owczarki zaganiają niesfornych dziennikarzy na przeznaczone dla nich
miejsce. Jesteśmy dość daleko od kolejnej sceny, ale na szczęście
nie na tyle daleko, aby nie zauważyć, jak do dźwigającego krzyż Jezusa
podjeżdża niepełnosprawny na wózku inwalidzkim. Z głośników słychać
komentarz o tym, jak pomagamy nieść krzyż Chrystusowi, dźwigając
własne cierpienie. Ale nawet te słowa nie są potrzebne. Scena jest
wymowna. Ten człowiek nie gra - naprawdę cierpi. Dotyka krzyża, a
potem - nadal na wózku - włącza się w pochód wiodący na Kalwarię.
Stacja VI: Weronika ociera twarz Jezusowi
Reklama
Weronika - po francusku i angielsku - w dwóch oficjalnych językach
Kanady to imię jest szczególnie wymowne. Pochodzi od dwóch słów:
VERITY/VERITE (PRAWDA) oraz ICONE (IKONA, OBRAZ). Weronika wyróżnia
się wśród innych kobiet obecnych na scenie. Tamte oglądają fatałaszki,
najwyraźniej targują się z przekupniami, podziwiają różne wisiorki.
Ona biega zadziwiona od jednej do drugiej, usiłuje zwrócić ich uwagę.
Patrzcie, idzie Człowiek z krzyżem - zdaje się mówić. One jednak
nie zwracają uwagi. W końcu sama Weronika podbiega do Jezusa. Kim
jest ta kobieta? Nie wymieniono jej w Ewangelii. Ale komentator sugeruje,
że mogła to być ta jawnogrzesznica, która obmyła Chrystusowi stopy
własnymi łzami i otarła je swoimi włosami. "Każdy akt dobroci umacnia
miłość i sprawia, że człowiek coraz bardziej świeci światłem Chrystusa"
- słyszymy. Stacja została umieszczona przed Mount Sinai Hospital
- prestiżowym żydowskim szpitalem w Toronto. Ruszamy dalej. Słychać
coraz silniejsze krzyki. Ale to już nie inscenizacja. To życie, a
raczej walka o życie. Okrzyki dochodzą z tłumu stojącego na chodniku
po lewej stronie Drogi Krzyżowej. Podchodzimy bliżej i widzimy transparenty
i napisy: "Gay - feminist - pro-choice" (Geje-homoseksualiści, feministki
- za wyborem, tzn. zwolennicy zabijania nienarodzonych). Skandują
coraz mocniej. Po naszej prawej ręce też stoją ludzie z transaprentami. "
Pro-life", czyli "za życiem". Oni nie krzyczą. Modlą się.
Wreszcie stacja XII. Agonia Chrystusa na krzyżu jest
wstrząsająca. Człowiek oddycha coraz szybciej, skłania głowę raz
w jedną, raz w drugą stronę. To wszystko dokonuje się w świetle jupiterów
i przy strzałach setek migawek aparatów fotograficznych.
Trzy dni później zapytałem o. Toma Rosicę, czy Papież
komentował w jakiś sposób tę Drogę Krzyżową, którą oglądał w telewizji. "
Tak - mówi o. Rosica. - To było coś bardzo mocnego, znakomita i bardzo
modlitewna inscenizacja. Ojciec Święty spotkał się przed odlotem
z odtórcami głównych ról - cały zespół znalazł się na lotnisku, choć
nie było to wcześniej przewidziane". Szczególnie wzruszający był
moment, gdy do Papieża podjechał na wózku inwalidzkim chory na stwardnienie
rozsiane Michael Nogoda - Szymon z Cyreny.
On jest dobry!
O. Rosica miał łzy w oczach podczas pożegnania Papieża na lotnisku
w Toronto w poniedziałek 29 lipca. "Dlaczego Ojciec płakał?" - zapytałem
go kilka godzin później.
"Nie lubię mówić o takich sytuacjach, ale przyznam, że
w tym momencie stanął mi przed oczami widok Papieża, który, opuszczając
swoją rezydencję, chciał jeszcze podejść bliżej do czekających na
niego ludzi - odpowiedział o. Rosica. - Szedł powoli, a z tłumu co
chwila ktoś rzucał wiązankę kwiatów. Pomyślałem wówczas: Oto stary
człowiek, a takich pewna część naszego społeczeństwa uważa za bezużytecznych.
Jakie to wielkie szczęście, że mógł do nas przyjechać. Wtedy coś
chwyciło mnie za gardło".
"Przed jego przyjazdem wiele mówiono o tym, że nie będzie
mógł kończyć głoszonych przez siebie przemówień, że nie będzie mógł
chodzić, że może nawet tu umrzeć - dodał po chwili główny organizator
pielgrzymki. - A jaka jest rzeczywistość? Skończył przemówienia,
które wielu z nas wprawiły w niemy zachwyt, podejmował wysiłek, gdy
wielu z nas było już wyczerpanych, pokazał nam, jak być wiernym,
kontynuując rozpoczęte dzieło. Pokazał też niesamowite ciepło i miłość,
a przede wszystkim on się nie bał. Tym trafił do ludzi".
Pewna kanadyjska dziennikarka wyraziła to samo w sposób
być może mniej elegancki, ale bardziej bezpośredni. Jak wiadomo,
papieska Msza św. w niedzielę 28 lipca zaczynała się w strugach deszczu.
Nie zrażony tym Ojciec Święty żartował, że to taki "naturalny chrzest"
. "Lał deszcz, było zimno i wiał wiatr - opowiadała dziennikarka
- i wówczas, w chwili gdy Papież zaczął mówić, niebo się rozchmurzyło
i wyszło słońce. O rety, ależ ten facet jest dobry. Mam nadzieję,
że dzięki niemu stanę się lepszym człowiekiem".
Podziękowania
Tygodnik Niedziela składa serdeczne "Bóg zapłać" o. Januszowi
Błażejakowi OMI, proboszczowi parafii św. Kazimierza w Toronto, oraz
całej Polonii z Toronto za wielkie serce i gościnność okazaną uczestnikom
XVII Światowego Dnia Młodzieży.
Panu Krzysztofowi Lenarczykowi z KAI dziękujemy za zdjęcia
z Toronto, które mogliśmy opublikować na naszych łamach.
"Niedziela"