Apokalipsa tuż przed nami. Jeśli nie nastąpi natychmiast, to za jakieś 50 lat - ogłasza w pogrzebowym tonie World Wildelife Fund (WWF - Światowy Fundusz na Rzecz Środowiska Naturalnego) w swoim ostatnim sprawozdaniu zatytułowanym The living planet. Planeta żywa, lecz już oczekująca śmierci. Tymczasem jakby odrodzony Jan Paweł II w podróży na nowy kontynent śpiewa hymn życiu wśród tłumów świętujących młodych. Głosi im nie koniec świata, lecz wielką i wspaniałą przyszłość. Role więc się zmieniły. Dzisiaj to religie głoszą optymizm, podczas gdy myśl laicka prorokuje katastrofy. Zmieniły się też role na scenie planetarnej. Wielkie religie stoją mocno na ziemi, chociaż głoszą koniec tego świata, powrót Mesjasza i nastanie nowych niebios i nowej ziemi. Nawet mormoni i adwentyści, tak bardzo wrażliwi na dni ostateczne, przestali głosić "nadchodzące" kosmiczne katastrofy. Także świadkowie Jehowy, którzy między 1914 a 1975 r. utworzyli pokaźną kolekcję końców świata, od 1995 r. przestali wyznaczać dla nich daty. Apokaliptycy i milenaryści znajdują się w odwrocie. Po zagaszeniu utopii, błądzeniach totalnych ideologii, dominującą filozofią stała się bezmyślność.
Świat jutra przedstawiany w filmach ma przeżywać wielkie nieszczęścia. Kwaśne deszcze, przepełnione rynsztoki, okropne drapacze chmur, wymarłe pustynie, barbarzyńskie ordy, gdzie główną rolę odgrywają opatrznościowi supermani, batmani, spidermani - to wizja przyszłości.
W końcu sierpnia miały się odbyć jakby dwie równoległe "liturgie" proroków apokalipsy: światowy szczyt na temat sterowanego rozwoju, organizowany w dniach 26 sierpnia - 4 września przez ONZ, a zapowiedziany 10 lat temu, po sławnym szczycie w Rio de Janeiro. Skupił się on na południowej Afryce.
W tym samym czasie w scenerii Black Rock Desert Nevada (na pustyni Black Rock w Newadzie) rozpoczął się Burning Man Festival (Festiwal Palącego Człowieka) z udziałem 25 tys. zwolenników "nowej ludzkości" - New Age, którzy przybywają tutaj co roku dziwacznymi pojazdami, ustawiają przedziwne dekoracje, by wśród nich odegrać poszukiwanie skarbu oparte na powieściach Josepha Conrada, a następnie wszystko to spalić. Umierający świat oszalał.
Świat, który umiera, urządza szaleństwa. Dzisiaj główne religie głoszą optymizm, co prawda z pewnymi wyjątkami, jak brazylijski "ekoteolog wyzwolenia" Leonardo Boff czy pewna część prawosławnych rosyjskich, którzy w NIP-ie upatrują Antychrysta, a w wymianie sowieckich paszportów na demokratyczne widzą przyjęcie Antychrysta. Również islam wydał ze swego łona prądy apokaliptyczne, które nie tylko głoszą koniec świata, ale chcą go przyśpieszyć, jak Osama bin Laden.
W sukurs apokaliptykom przybywa Jet Propulsion Laboratory NASA (Laboratorium Napędu Odrzutowego, ośrodek NASA), które na 2019 r. zapowiada uderzenie wprost w Ziemię nowo odkrytej asteroidy 2002 NT7. Ziemianie powinni więc przygotować się do przenosin na Marsa.
Patriarcha moskiewski Aleksy II zapewnia: "Nie należy w każdym wydarzeniu szukać oznaki końca świata. Spisu ludności nie należy przedstawiać jako zjawiska o charakterze apokaliptycznym, zaś nowy paszport rosyjski zamiast sierpa i młota ma dwugłowego orła ze Świętym Grzegorzem Zwycięzcą."
W każdym bądź razie nie spełniły się przepowiednie rumuńskiego hieromonacha prawosławnego Arseniusza, że koniec świata nastąpi 11 sierpnia 2002 r., w dniu, w którym kończyłem przygotowanie tego artykułu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu