Z ks. prof. Józefem Makselonem - kierownikiem Katedry Psychologii Religii Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie - rozmawia ks. Robert Nęcek
KS. ROBERT NĘCEK: - Niektórzy twierdzą, że nie tylko zęby i starość są "bublem" Bożym. Także jutro "wymknęło" się Bogu spod kontroli. Dlaczego człowiek odczuwa lęk przed przyszłością?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
KS. PROF. JÓZEF MAKSELON: - Pierwsza część pytania stanowi swoistą prowokację, gdyż sugeruje, że Boże działanie w świecie jest jakoby "wybrakowane". Niektórzy ludzie nie potrafią wniknąć w plany Boże, a nie są w stanie całkowicie zaufać Jego Opatrzności, dlatego próbują znajdować w niebiosach winnego swoich niepowodzeń.
Odrębnym, zresztą bardzo złożonym zagadnieniem jest to, dlaczego tak się dzieje. Aby się do tego zagadnienia ustosunkować, można byłoby wskazać np. na braki w obrazie Boga, którego czasem pojmuje się tylko w sposób ludzki, wykluczając możliwość istnienia tajemnicy. Między Bogiem a człowiekiem istnieje przecież istotna różnica: On jest Stworzycielem, a ludzie stworzeniami. Choć w Chrystusie Bóg stał się człowiekiem, to jednak nie uczynił człowieka Bogiem. Z Biblii wyraźnie zaś wynika, że Bóg nie jest w pełni rozpoznawalny przez człowieka; gdyby dał się precyzyjnie ująć w kategoriach ludzkich, nie byłby Bogiem. Odnosi się to także do pojmowania czasu. U Boga nie ma bowiem teraźniejszości, przyszłości i przeszłości. Wszystko jest w cudownej teraźniejszości, ogarniającej miłością zarówno przeszłość, jak i przyszłość człowieka. Nie można więc mówić o złych zamiarach Boga.
W próbie opisu lęku przed przyszłością należy wyróżnić dwie postawy ludzi. Jedni boją się przyszłości, gdyż mają wybujałą wyobraźnię, co często łączy się z pewnymi cechami neurotycznymi. Dlatego koncentrują się na najgorszym z możliwych rozwiązań - na przykład że diagnoza lekarska będzie niepomyślna, pytania na egzaminie najtrudniejsze itp. Drugi typ ludzi stanowią ci, którzy boją się przyszłości z powodu zagubienia lub nieodnalezienia jeszcze sensu swego życia. Przyszłość jawi się im jako ciemna noc. Każdy wchodzący w ciemność, nie dostrzegający jakiegokolwiek światełka (a ono właśnie gaśnie, gdy zamiera wiara), po prostu się boi. Lęk przed przyszłością wypływa więc także z lęku przed bezsensem i brakiem perspektyw.
- A skąd bierze się lęk przed śmiercią? W Austrii np. niekiedy nie zabiera się dzieci na pogrzeb, aby się nie stresowały...
Reklama
- Lęk przed śmiercią ma rozmaite poziomy i wypływa z różnych źródeł, np. z braku stopniowego oswajania się z prawdą i doświadczeniem umierania innych osób. Przypadki izolowania dzieci od przeżywania śmierci zdarzają się także u nas, nie tylko w Austrii. Znam studentkę, która od wczesnego dzieciństwa była izolowana przez rodziców od tego rodzaju uroczystości. Choć zdarzały się przypadki śmierci w rodzinie i wśród znajomych, to jednak za każdym razem rodzice znajdowali jakieś usprawiedliwienie, żeby ich córka nie była na pogrzebie, bo będzie to dla niej stresem. Pierwszy raz była na pogrzebie już jako dorosła dziewczyna, gdy zmarł jej ukochany dziadek. Po jego śmierci załamała się psychicznie, bowiem wcześniej nie dorastała stopniowo do konfrontacji z prawdą o przemijaniu, nie nauczyła się pokonywać sytuacji trudnych i stresowych, których przecież nie może uniknąć żaden człowiek.
Lęk przed śmiercią łączy się także z lękiem przed odpowiedzią na pytanie: kim naprawdę jestem? W szczerej odpowiedzi dotykamy tajemnicy śmierci. Jeżeli myślenie o śmierci nie jest oparte na właściwym systemie wartości, to jej perspektywa staje się przerażająca, często demobilizująca. Niewierzący w życie pozagrobowe niekiedy rozumują w następujący sposób: Po co mam pracować nad sobą, organizować życie rodzinne, skoro wszystko zmierza ku nicości...
Ważnym źródłem lęku przed śmiercią jest przewidywanie, że umieranie będzie bolesne. Coraz więcej obrazów cierpienia i okrucieństwa śmierci przekazuje telewizja czy filmy wideo. Przerażająca perspektywa własnej śmierci motywuje do ucieczki od myślenia na jej temat i zanurzenia się w teraźniejszość.
- Św. Teresa z Avili mówiła, że nie ma potrzeby lęku, gdyż Bóg sam wystarczy. Ale co zrobić, żeby nosić w sobie takie przekonanie?
- Św. Teresa mówiła o nadaniu lękowi przed śmiercią odpowiedniego sensu. Należy odnieść się tu do przekazu Ewangelii na temat doświadczenia Chrystusa z Jego własną śmiercią. Opisy ewangeliczne przekazują ważną prawdę: Chrystus też bał się śmierci! Świadczy o tym krwawy pot na Jego czole oraz słowa: "Smutna jest dusza moja aż do śmierci" (Mt 26, 38). Owe przeżycia pogłębiał jeszcze fakt opuszczenia przez uczniów. Równocześnie jednak Chrystus ofiarowuje swój lęk i cierpienie, wypowiadając słowa: "Niech się stanie wola Twoja!" (Mt 26, 42). Dlaczego tak być powinno? Żeby przyszłość była sensowna, a przeżywanie lęku przed śmiercią - zasługujące. Lękanie się śmierci nie musi oznaczać małej wiary u człowieka. Jednak z drugiej strony - może mówić o niedojrzałej osobowości, kiedy lęk ogarnia wszystko w takim stopniu, że niemożliwa jest ofiara.
- Czy na nasz lęk ma wpływ świadomość piekła i nieba?
Reklama
- To zależy od tego, jaki jest człowiek, w kogo lub w co wierzy i jak silna jest ta wiara. Na podstawie badań psychologicznych można powiedzieć, że ci, którzy wierzą, ponieważ religia zaspokaja przede wszystkim ich potrzeby emocjonalne, bardziej lękają się śmierci. Natomiast ci, którzy w religii poszukują drogowskazu dla własnych wyborów moralnych, traktują problem jako zasadniczy kierunek życia. Jest więc prawdopodobne, że w zależności od tego, jaką wersję religijności ktoś prezentuje (emocjonalną czy poznawczą), taka też będzie jego świadomość nieba i piekła. Ponadto uświadamianie sobie zarówno piekła, jak i nieba zależy od bogactwa wyobraźni i wiedzy teologicznej o tych dwóch odmiennych perspektywach człowieka. Skoro Bóg jest Miłością i On reżyseruje przyszłość, to może ona nie być zagrażająca, lecz pociągająca tak jak niebo.
- Wobec zaistniałej śmierci słyszy się stwierdzenie: "Bóg tak chciał". Czy rzeczywiście takie tłumaczenie jest wystarczające?
- To zależy dla kogo. Wyróżniłbym w tym względzie przynajmniej dwie kategorie ludzi. Jedni po trudnych doświadczeniach mówią, że "Bóg tak chciał", gdyż jakoś muszą sobie wytłumaczyć zaistniałą sytuację, zyskać poczucie bezpieczeństwa. Nie potrafią jednak powiązać wydarzenia śmierci bliskiej osoby z prawdą o Bożej Opatrzności. Drugą grupę osób stanowią ci, którzy są głęboko zanurzeni w Bożej rzeczywistości i szczerze wypowiadają słowa: "Bóg tak chciał", gdyż tak myślą i doświadczają. Do tego typu ludzi należy Jan Paweł II. W swoich wypowiedziach i zachowaniach ujawnia on autentyczną więź z Bogiem. Choroba i słabość są dla niego także wyrazem troski Boga Miłosiernego.
- Jaka jest chrześcijańska odpowiedź na lęk przed śmiercią?
- Jest ona zarazem prosta i złożona. Lękać się w sposób religijny - znaczy lękać się tak, jak to widać u Chrystusa. Nade wszystko nie wstydzić się lęku przed śmiercią. Perspektywa wcześniejszego czy późniejszego odejścia z tego świata musi być bolesna, gdyż śmierć jest rozerwaniem naturalnych więzi. W głębi duszy rodzi się wówczas bunt i myślenie typu: zdobyłem tyle wiedzy i doświadczenia, mógłbym jeszcze wiele zrobić, a muszę odejść. Mądrość życiowa polega na tym, aby cały ten splot przykrych wydarzeń i doznań przyjąć jako fakt i zespolić go z doświadczeniem Chrystusa, który także zmagał się ze śmiercią. Trzeba też połączyć swoje przemijanie, perspektywę własnej śmierci i śmierć bliskich z konkretnymi prawdami wiary o świętych obcowaniu, zmartwychwstaniu, możliwości bycia w takim wymiarze, który na ziemi jest nieosiągalny.
W chrześcijańskim zmaganiu się z lękiem przed śmiercią istotne jest zaangażowanie drugiego człowieka. Wiadomo przecież, jak trudne jest cierpienie osób nieuleczalnie chorych, które niekiedy trwa wiele lat. Wówczas mogą pojawić się pokusy skracania życia w ramach tzw. dobrej śmierci, czyli eutanazji. Aby zapobiec tej możliwości rozwiązania cierpienia, powstały hospicja. Nieocenioną wartość mają również moralnie zdrowe rodziny, heroicznie opiekujące się swoimi bliskimi przez długi czas. Wyobraźnia miłosierdzia konkretyzuje się w takim przypadku na gotowości, by być obecnym przy lękającym się śmierci.
- Dziękuję za rozmowę.