23 lipca gościem na plantach kościoła św. Brata Alberta w Nowej Hucie był Bogdan „Kryzys” Krzak. Obecnie jest ojcem 4 dzieci i dziadkiem 7 wnucząt oraz instruktorem terapii uzależnień. To wiara pomogła mu poukładać życie i pójść do ludzi, których darzył niechęcią. Dziś jest gotowy na wszystko i wie, że Jezus ciągle towarzyszy człowiekowi.
- Moje życie jest teraz w takim miejscu, że mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwy, mogę spokojnie iść do Domu Ojca. To jest paradoks, bo ludzie często chcą odejść, jak jest trudno. Na co dzień pracuję z młodzieżą, która przeżywa różne sytuacje, uzależnioną od narkotyków, alkoholu, są samookaleczenia, myśli samobójcze, więc jak oni mówią, żeby odejść, to ich rozumiem, że to jest trud, ale ja jestem w miejscu szczęśliwym i mogę iść do Domu Ojca. Bo tu jest tak dobrze, a jeżeli tam ma być jeszcze lepiej…
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Gość Spotkania Albertyńskiego podzielił się doświadczeniem swego życia: - Zacząłem palić papierosy, sięgnąłem po pierwszy alkohol, w wieku 15 lat poszedłem na stadion (...) Znalazłem tam przyjaźń, lojalność, nikt mnie nie dojeżdżał, nie bił, nie mówił, co mam robić. Dali mi rodzinę, to, co powinno być w rodzinie, że człowiek się czuje bezpieczny (...) Dzieciaki w takich sytuacjach doświadczają przede wszystkim akceptacji, miłości, w cudzysłowie miłości (...) jedność, braterstwo, lojalność, krew za krew, Tyś moim bratem… To wszystko działa. My tego wszystkiego potrzebujemy.
Reklama
Mając 24 lata, poznał wspólnotę „Miasto na Górze”. Tam odnalazł drogę do odnalezienia siebie i przebaczenia innym. W czasie spotkania wspominał: - Wchodzę tam nastawiony agresywnie (...) podszedł do mnie brat, przywitał się, podchodzili do mnie ludzie, mówili: „Dobrze, że jesteś” i myślę: „Stary, co Ty opowiadasz? Jakbyś wiedział, kim jestem i to, że moją praktyką jako młodego człowieka było wymuszanie pieniędzy’’ (...) Pomyślałem, że przyjdę za tydzień na to spotkanie, bo brat na pewno poustawiał tych wszystkich ziomków i mówił, że jak przyjdzie Bogdan, to się z nim przywitajcie, by było miło (...) I to samo. „Dobrze, że jesteś” (...) Dlaczego chcieliby się cieszyć, z tego, że ja jestem?
Po latach zrozumiał, że słowa te wyrażały miłość i akceptację oraz towarzyszenie Boga, który przemienia ludzkie serca i daje nadzieję — taką nazwę nosi też ośrodek, w którym pracuje z ludźmi szukającymi wyzwolenia.