Szanowna Redakcjo!
Zainspirowana kolejnym odcinkiem książki Święta z Kalkuty Czesława Ryszki, publikowanej w Niedzieli, chcę podzielić się swoimi wrażeniami ze spotkania z Matką
Teresą w Kalkucie.
Zostaliśmy z mężem zaproszeni przez naszego partnera handlowego w Indiach na ślub jego siostry w Kalkucie. Zapytałam go, czy byłoby możliwe złożenie wizyty Matce Teresie
w jej domu. Po wykonaniu paru telefonów nasz gospodarz oświadczył, że następnego dnia o godz. 10.00 Matka Teresa może nas przyjąć u siebie. Wiedziałam, że jest chora,
codziennie rano przychodził do niej lekarz. Wyobrażałam sobie, że będzie leżała w łóżku, a my pokłonimy się jej chociaż z daleka. Kupiliśmy bukiet najpiękniejszych róż,
jakie były w kwiaciarni, i pojechaliśmy na spotkanie do jej domu. To niezwykłe wydarzenie miało miejsce 13 maja 1997 r. Mimo porannych godzin, upał był niemiłosierny. Weszliśmy
do środka, siostry zaprowadziły nas najpierw do kaplicy. Przypadał wtedy dzień Matki Bożej Fatimskiej - skromna kaplica była przepięknie przystrojona kwiatami i światłami. Gładki prosty
ołtarz, na ścianie krzyż z napisem „I THIRST” - Pragnę.... Kilkadziesiąt sióstr ubranych w białe sari z granatowymi paskami na brzegach klęczało w ciszy
przed Najświętszym Sakramentem. Uklękliśmy również. Te chwile ciszy i modlitwy były niezapomniane i dotąd mam w oczach obraz modlących się białych siostrzyczek.
Następnie zaprowadzono nas na piętro. Po drodze mijaliśmy ubrane kwiatami i światłami figury Matki Bożej, unosił się zapach palonych kadzideł.
Zza granatowej kotary wyszła Matka Teresa. Uśmiechnięta, boso (!) i natychmiast nawiązała z nami rozmowę. Na wiadomość, że jesteśmy z Polski, z Warszawy,
bardzo się ożywiła, mówiła, że niedługo wybiera się w podróż i przyjedzie również do Warszawy. Dosłownie poleciła mi przyjść na spotkanie z nią na Wiatraczną (doskonale
pamiętała nazwę ulicy, gdzie mieszczą się w Warszawie „Kalkutanki”) i przyprowadzić całą rodzinę i znajomych. Pytała, jak mam na imię. Elżbieta - odpowiedziałam...
- Elizabeth, pamiętaj, odwiedzaj często moje siostry w Warszawie i pomagaj im, jeśli możesz. Pytała o rodzinę, pracę... Naprawdę, zupełnie nie wyglądała na cierpiącą.
Tak bardzo potrafiła ukryć cierpienie chociaż na kilkanaście minut naszego spotkania. Przyniosła ze sobą wizytówki z przesłaniem, wydrukowane jako prezent dla „Missionaries
of Charity by the Knits of Columbus” o treści:
The fruit of SILENCE is Prayer,
The fruit of PRAYER is Faith,
The fruit of FAITH is Love,
The fruit of LOVE is Service,
The fruit of SERVICE is Peace.
Mother Theresa
Owocem ciszy jest modlitwa,
Owocem modlitwy jest wiara,
Owocem wiary jest miłość,
Owocem miłości jest służba,
Owocem służby jest pokój.
Wszystkie rozdałam znajomym, zostawiając sobie jedną na pamiątkę - jak relikwię.
Jak wiadomo, do Warszawy już nie dotarła, zasłabła podczas swojej podróży po świecie i musiała wrócić do Kalkuty. Myślę, że byliśmy ostatnimi Polakami, z którymi Matka Teresa
spotkała się w Kalkucie. Dotąd czuję ciepło jej dłoni i promieniujące z oczu i twarzy spokój i uśmiech. Powiedziała: „See you in Warsaw”...
Tak, Kochana Matko Tereso - SEE YOU IN HEAVEN.
19 października br. będziemy uczestniczyć wraz w mężem we Mszy św. beatyfikacyjnej Matki Teresy w Rzymie.
Przesyłam serdeczne pozdrowienia
Warszawa
Pomóż w rozwoju naszego portalu