Ze wszystkich cmentarzy świata ten jest jedyny, trwający jakby w scenerii obrazu Böcklina Wyspa Umarłych.
Wenecka wyspa cmentarna św. Michała położona jest ok. 800 m od miasta, od nadbrzeża Fondamenta Nuove, z którego odbijają stateczki-tramwaje wodne i gondole. Niekiedy, przy czystym powietrzu, z Fondamenta Nuove widać cudowną panoramę ośnieżonych Alp, i w ten widok wpisuje się mur cmentarnej wyspy.
Od strony miasta do Fondamenta Nuove przylega ogromny i cudownie piękny kompleks renesansowy: dawna „Wielka «Szkoła» św. Marka”, dziś główny szpital kliniczny miasta. Przyległy wąski kanał i narożnik wspomnianego nadbrzeża szczelnie niemal wypełniają gondole, wśród nich te czarne, karawanowe, gotowe w każdej chwili do przyjęcia trumny.
Sama wyspa cmentarna św. Michała, ongiś miejsce przebywania zesłańców politycznych, ma regularny kształt geometryczny i jest otoczona ceglanym murem, schodzącym wprost do wód laguny. Zza tego muru rysują się smutno sylwetki cyprysów. Funkcję kościoła cmentarnego pełni renesansowy, jedyny na wyspie, kościół św. Michała ze strzelistą, gotycką jeszcze wieżą.
Kiedy dojeżdżałem tramwajem wodnym do wyspy, patrzyłem w urzeczeniu na jej zatopione w wodzie mury i na niewielką, półkolistą bramkę na poziomie wody, o podwójnych drzwiach. Wyobrażałem sobie, jak musi tam wpływać gondola z trumną. To wszystko razem robi naprawdę wielkie wrażenie. To jest przeżycie czegoś nieziemskiego, jakieś fizyczne wręcz otarcie się o tajemnicę śmierci.
Często staje mi w oczach przepiękna etiuda filmowa Jeana Cocteau, poświęcona Wenecji ujrzanej inaczej, i ta nieprawdopodobna wręcz sekwencja ze staromodną gondolą-karawanem ze srebrną czaszką na dziobie, kołyszącą się na falach laguny.
Moje przeżycia były skromniejsze, ale pozwoliły mi bardziej niż gdziekolwiek indziej zatopić się w tajemnicy śmierci.
Pomóż w rozwoju naszego portalu