Z geopolitycznych wyżyn
słabo jednak widać przeciętnego Irakijczyka. Na pierwszym planie są: fedaini Saddama Husajna, byli członkowie Gwardii Republikańskiej i różnej maści międzynarodowi terroryści organizujący zamachy na żołnierzy, a także międzynarodowe organizacje. Istnieje zagrożenie, że w oczach światowej opinii publicznej przeciętny Irakijczyk, nie mający nic wspólnego ani z jednymi, ani z drugimi, zleje się z nimi w jeden obraz. A przecież to on znajduje się w centrum humanitarnego kryzysu. Międzynarodowe organizacje starają się, jak mogą, ale zwolennikom dyktatury Husajna oraz terrorystom islamskim zależy, aby pomoc do niego nie dotarła. Wśród niosących pomoc Irakijczykom są i katolicy z całego świata. Do wyzwolonego spod dyktatury Iraku ruszyli jako jedni z pierwszych.
Iracki kryzys
Reklama
humanitarny ma długą historię. Ostatnia wojna jeszcze go pogłębiła.
Lekarz Bassam Najem Abo z centrum pomocowego irackiej Caritas w Mosulu mówił: „Wielu ludzi jest w bardzo złej sytuacji. Są bez pracy i bez pieniędzy
od początku wojny, a ceny żywności, szczególnie mleka, mięsa i świeżych warzyw, są tak wysokie, że wielu nie może sobie na nie pozwolić”.
Dramat irackiego społeczeństwa ciągnie się od pierwszej wojny w Zatoce, czyli od 1990 r., i pogłębia się przez ekonomiczne sankcje. Miały one ukarać dyktatora, ale -
jak wielokrotnie powtarzał i ostrzegał Ojciec Święty - najdotkliwiej uderzały w zwykłych ludzi. W latach 90. sytuacja większości społeczeństwa - szacuje się,
że dwie trzecie - zależała od wpływów z programu ONZ „Ropa za żywność”, a blisko połowa nie miała środków, aby zaspokoić swoje najpilniejsze potrzeby.
Teraz jest jeszcze gorzej. Od lipca tego roku los prawie całej populacji - 23 milionów - zależy od wznowionego tuż po zakończeniu działań wojennych programu. Życie w bogatym w ropę
Iraku jest niewyobrażalnie ciężkie. Większość Irakijczyków ma utrudniony dostęp do wody, a uboga dieta powoduje, że są bardzo narażeni na wszelkiego rodzaju infekcje, których nie ma kto i czym
leczyć. Suma cierpień wychodzi po dodaniu dramatu uchodźców: tych, którzy uciekli do sąsiadów - Jordanii i Syrii - oraz wewnętrznych, żyjących w tymczasowych namiotach
na terenie swego kraju, czyli praktycznie bezdomnych. Razem - grubo ponad milion osób.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Odbudowa Iraku
jest obliczona na lata, ale potrzeby ludzkie są natychmiastowe i czekać nie mogą. Szczególnie potrzeby dzieci, matek z małymi dziećmi i osób starszych, czyli tej części
populacji, która jest najbardziej narażona na trudne skutki wojny. Pracownicy Caritas Iraku i Caritas Internationalis wrócili do Bagdadu 25 kwietnia, czyli zaraz po zakończeniu działań wojennych,
które ogłoszono 19 marca. Byli jedną z pierwszych organizacji humanitarnych świadczących pomoc dla Irakijczyków. Forpoczta katolickich organizacji humanitarnych analizowała sytuację, badała
najpilniejsze potrzeby, aby wdrożyć skuteczne programy pomocowe. Przedstawiciele amerykańskich organizacji charytatywnych, które bardzo mocno zaangażowały się w pomoc dla Iraku, chcieli w ten
sposób zademonstrować, że nie są wrogami, ale przyjaciółmi. Wkrótce po zakończeniu działań wojennych w świątyniach katolickich USA przeprowadzono zbiórkę pieniężną. Jeden z dyrektorów
charytatywnej organizacji katolików amerykańskich (CRS) - Ken Hacket mówił: „Mamy nadzieję, że nasza praca nie tylko wyjdzie naprzeciw niecierpiącym zwłoki potrzebom materialnym Irakijczyków,
ale będzie budowaniem mostów przyjaźni między chrześcijanami a muzułmanami, między Amerykanami a Irakijczykami”. Wkrótce do Iraku wjechał pierwszy konwój z 45 tonami
pomocy humanitarnej, wartości pół miliona dolarów. Konwój zawierał przede wszystkim środki medyczne. Jak szacowano, antybiotyki i środki przeciwbólowe trafiły do 25 tys. osób.
Amerykanie zajęli się także wspomnianymi uchodźcami wewnętrznymi. Sfinansowali dla nich program, który objął 260 tys. Irakijczyków bez dachu nad głową. Każdej rodzinie dostarczono środki żywnościowe
na 3 miesiące, wodę pitną, środki do uzdatniania wody, środki czystości, naczynia kuchenne, koce itp.
Z natychmiastową pomocą ruszyli także brytyjscy katolicy z ich organizacją charytatywną CAFOD. Pierwszy apel do wspólnoty katolickiej na Wyspach przyniósł pół miliona angielskich funtów.
Wkrótce wysłano konwój z pomocą medyczną o wartości 200 tys. Natychmiast zorganizowali się także katolicy z Kanady, którzy wysłali dary za pośrednictwem Canadian
Catholic Organization for Development and Peace (CCODP). Do pomocy przyłączyli się także: Australijczycy, Nowozelandczycy i Caritas europejskie.
Pomoc katolików
świata biegnie przez iracką Caritas. W kraju muzułmańskim katolicy stanowią niewielki procent, stąd i iracka Caritas nie jest organizacją dużą. Powstała w latach 90., czyli na początku humanitarnego kryzysu. Ma 14 centrów, w których pracuje blisko 300 pracowników i wolontariuszy. Priorytetem dla irackiej Caritas jest pomoc dla dzieci poniżej 5. roku życia, dla brzemiennych kobiet i karmiących matek. Humanitarna praca irackich katolików przyczynia się do nawiązywania bliskich więzi z muzułmanami. Według Karela Zelenki, szefa departamentu współpracy międzynarodowej Caritas, aż 90 procent pomocy idzie do irackich muzułmanów. Katolicy dają wszystko, co mogą. Po wojnie aż 87 chrześcijańskich kościołów zostało przeznaczonych jako tymczasowe schronienia dla cywilów. Praca charytatywna nie jest łatwa, szczególnie w sytuacji, gdy wzrasta niebezpieczeństwo. Niektóre organizacje uznają, że w tych warunkach nie są w stanie skutecznie działać i opuszczają Irak. Caritas oświadczyła 23 września, że zostaje.