„Mieliśmy już wówczas grono młodych ludzi zbierających się regularnie, by dyskutować narastające problemy społeczne i polityczne w myśl doktryny katolickiej, opartej o idee
personalizmu. Marzyła się nam nowa Polska - «Królestwo Boże», którego głową państwa byłaby Regina Poloniae. Czyste marzenia. Nie orientowaliśmy się, że już w podziemiu czai
się inny wróg, który sięgnie po władzę. Utarło się, że co roku na święto Chrystusa Króla urządzaliśmy zazwyczaj cykl wykładów. W 1943 r. wystawiliśmy też w naszym teatrze misterium,
które napisał nasz polski dowódca obozu - płk Witold Morawski. Był to nieprzeciętny człowiek, który miał niepodważalny autorytet w obozie i wielki szacunek wśród Niemców. Z pierwszej
wojny wyniósł Żelazny Krzyż niemiecki, a w czasie naszej niepodległości pracował jako attaché militaire w różnych stolicach - w Bukareszcie i Berlinie.
Znał dobrze Göringa. Misterium przedstawiało średniowiecznego mnicha przepisującego Ewangelię według św. Jana o rozmowie Pana Jezusa z Piłatem. Jego postać była z boku
sceny, a sceną przesuwały się jego wizje lat przyszłych. Wielka szkoda, że ten utwór na pewno zaginął” - napisał śp. Henryk Kieniewicz (1911-98), rodzony brat wybitnego historyka
polskiego Stefana Kieniewicza (1907-92), jeden z kilku tysięcy polskich oficerów więzionych przez Niemców w Gross Born Oflag II D, w krótkim wspomnieniu, spisanym dla
Sióstr Karmelitanek Bosych w Bornem-Sulinowie, z serdeczną prośbą, by dziękowały Panu Bogu za ich szczęśliwe ocalenie. Słowa te przeczytałam dzięki uprzejmości jego bratanicy
- s. Marii Teresy od Jezusa, karmelitanki z Bornego-Sulinowa, w sobotę 16 sierpnia 2003 r., po upływie sześćdziesięciu lat od opisywanych wydarzeń, dziesięciu lat
od odzyskania przez Polskę ostatniego okupowanego przez Sowietów miasta, sześciu lat od założenia tu Karmelu.
Wspólnotę w Bornem-Sulinowie utworzyły karmelitanki z klasztoru w Gdyni Orłowie, gdy znacznie przekroczyły ustalone zakonną regułą 21 osób. Przez kilka lat szukały
odpowiedniego miejsca na nową fundację, ale żadne nie spełniało ich oczekiwań. Wiosną 1993 r. trafił do nich młody człowiek (jeszcze przed maturą) ze Szczecinka i zaczął im
opowiadać o Bornem-Sulinowie, zachęcając do odwiedzenia miasta, w którym proboszczem był jego katecheta - ks. Remigiusz Szrajnert.
Po długich modlitwach i wahaniach siostry zdecydowały się przyjąć serdeczne zaproszenie ks. Szrajnerta i w czerwcu 1993 r. (krótko po uroczystym otwarciu miasta)
przyjechały do Bornego-Sulinowa na rozeznanie. Zastały tu krajobraz jak po wojnie. Na każdym miejscu wszystko ją przypominało, począwszy od cmentarza, u wejścia którego zamiast krzyża -
wyciągnięta do góry dłoń z pepeszą, dalej zaś opuszczone domy z powyrywanymi drzwiami i oknami, jakieś rozwalone hale, warsztaty, wszędzie gruz, śmieci, nieład, niewielu
ludzi na ulicach.
Przez tę - zdawałoby się na pierwszy rzut oka - brzydotę przebijał się jakiś szczególny urok. Samo miejsce - las, cudne jezioro, niezwykła cisza - przyciągało wzrok, mimochodem
wyzwalając zachwyt i dodając odwagi do pozostania tu na dłużej, a może nawet na zawsze, pomimo wyzierającej niemal z każdego kąta groźnej, przykrej i smutnej
historii. Tak jak pierwszych jego mieszkańców - Borne-Sulinowo urzekło i siostry, które na swój nowy klasztor wypatrzyły dawny koszarowiec na skraju lasu, pod wysokimi świerkami, niedaleko
jeziora. Wbrew obawom, czy to miasto wróci do życia i czy zdołają się tu utrzymać, złożyły do władz miasta stosowne pisma z prośbą o przyznanie im wybranego budynku i przylegającego
do niego kawałka gruntu na zakonny ogród. Jeszcze w tym samym roku otrzymały pozytywną odpowiedź. Rok później podjęły prace remontowe i adaptacyjne.
Najpierw ktoś ufundował okna, a od 1 marca 1995 r. zacni budowlańcy kaszubscy, uczciwi i pracowici, od godz. 7.00 rano do 19.00 uwijali się na placu budowy. Nie zginęła
ani jedna śruba, ani jeden gwóźdź, a wspierane finansowo przez sponsorów prace posuwały się szybko. Wielkim dobrodziejem był związany z Apostolstwem Fatimskim niemiecki ksiądz Martin
Ubelhör z Fuldy, który systematycznie zasilał konto remontowe. Mimo sędziwego wieku dane mu było 25 maja 1997 r. uczestniczyć w poświęceniu domu przez ordynariusza koszalińsko-kołobrzeskiego
- bp. Mariana Gołębiewskiego. Trzy miesiące później, w uroczystość Wniebowzięcia Matki Bożej (15 sierpnia 1997 r.), dziewięć karmelitanek objęło swoją nową - niewykończoną
jeszcze pod wieloma względami - placówkę w Bornem-Sulinowie i odśpiewało pierwsze Nieszpory w prowizorycznej kapliczce, na ścianie której zawisł piękny, drewniany,
rzeźbiony, bardzo „niemiecki” w stylu krucyfiks - pierwszy dar Księdza Martina i wizerunek Bożej Rodzicielki - niewielka reprodukcja ikony Matki Bożej Włodzimierskiej,
ofiarowana spontanicznie przez Matkę Przeoryszę z Gdyni.
Te dwa - o wielkiej, symbolicznej wymowie - prezenty-znaki: niemiecki krucyfiks i ruska ikona, nawiązujące do dziejów Bornego-Sulinowa, do jego tragicznej wojennej,
niemieckiej historii (Gross Born) i równie bolesnej powojennej, sowieckiej (Borne-Sulinowo), na polskiej przecież ziemi, podpowiedziały siostrom nazwę ich nowego klasztoru - Karmel Maryi
Matki Pojednania. Wracające do życia i polskości miasto wciąż bowiem potrzebuje wielkiej modlitwy o pojednanie między ludźmi i narodami, o pojednanie człowieka
z sobą samym, a nade wszystko - z Bogiem. Swoją cichą modlitwą karmelitanki pragną przywrócić tę ziemię jej Stwórcy i przybliżyć do Niego jej nowych mieszkańców,
a wszystkim szukającym Boga otworzyć przestrzeń spotkania z Nim.
Przestrzeń tę znaleźć można w pięknej, skromnej kaplicy zakonnej, do której może wejść każdy na krótszą czy dłuższą chwilę rozmowy z Bogiem, na medytację i kontemplację,
na zamyślenie się nad najnowszą historią naszego kraju i Europy. Właśnie tu, blisko ukrytego za klauzurą niemieckiego krucyfiksu i przed obliczem ikony Matki Bożej Włodzimierskiej,
jak nigdzie indziej możemy dotknąć żywych śladów obecności na tych terenach Niemców i Rosjan.
Już siódmy rok misję tę w Bornym-Sulinowie pełni Karmel Maryi Matki Pojednania, liczący obecnie szesnaście sióstr. Wśród nich są dwie urodzone w tych stronach - matka przeorysza
Bernadetta od Jezusa i Maryi (z Piły) i siostra Benedykta od Krzyża (z Miastka). Siostry służą wszystkim szukającym pogłębienia relacji z Bogiem i wewnętrznej
odnowy, przede wszystkim kapłanom (zwłaszcza z diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej), klerykom tutejszego Seminarium Duchownego (całe roczniki neoprezbiterów przyjeżdżają z Księdzem
Biskupem na prymicyjne Msze św.), siostrom zakonnym, na co dzień zabieganym, zapracowanym, u kresu sił - tu mogą chwilę odpocząć, pozbierać myśli. Serca karmelitanek i drzwi
klasztoru otwarte są dla dziewcząt, często bardzo młodych, jeszcze przed maturą, w których zatliły się iskierki być może ich przyszłego życia zakonnego. Jeśli ktoś zadzwoni do furty klasztornej,
siostry pytają: Czego szukasz? Po co tu przyszedłeś? Skąd o nas wiesz? Czy szukasz Pana Boga? Po chwili rozmowy zapraszają do wspólnej modlitwy w otwartej cały dzień kaplicy.
Tu i teraz budują „nową Polskę - «Królestwo Boże»”, o której marzyli polscy oficerowie z Oflagu II D ze wspaniałym dowódcą
obozu - płk. dypl. Witoldem Józefem Dzierżykrajem-Morawskim (1895-1944), dbającym o rozwój życia kulturalnego, umysłowego i religijnego jeńców, współpracującym z ramienia
Armii Krajowej z konspiracyjną organizacją (działała wśród robotników polskich wywiezionych na przymusowe roboty do Niemiec), wydanym wraz z kilkoma oficerami jeńcami w ręce
gestapo, przewiezionym do obozu koncentracyjnego w Mauthausen i tam 9 listopada 1944 r. rozstrzelanym.
Pomóż w rozwoju naszego portalu