To, czy staniemy się właścicielami rzeczy zgubionej przez kogoś, zależy od tego, jaka jest to rzecz. Jeżeli rzeczami znalezionymi są pieniądze, papiery wartościowe, kosztowności lub rzeczy mające wartość
naukową lub artystyczną - gdy znamy adres - zwracamy właścicielowi, jeśli nie - zawiadamiamy właściwy organ państwowy i niezwłocznie oddajemy mu rzeczy na przechowanie. Jeśli
osoba uprawniona nie odbierze tej rzeczy w ciągu roku od wezwania, a w razie niemożności wezwania - w ciągu dwóch lat od znalezienia, przechodzi ona na
własność państwa. Inne rzeczy po upływie tych terminów stają się własnością znalazcy pod warunkiem, że zawiadomił właściciela lub organ państwowy, a w przypadku przechowywania ich
- zwrócił państwu koszty.
Znalazca, który wypełnił ciążące na nim obowiązki, może żądać znaleźnego w wysokości 10 proc. wartości znalezionej rzeczy.
Wyobraźmy sobie, że Piotr K. znalazł w kinie portfel, w którym było 5 tys. zł. Ponieważ w portfelu były dokumenty, Piotr odnalazł właściciela i oddał mu
zgubę. Po kilku dniach dowiedział się, że przysługuje mu znaleźne.
Owszem, ale roszczenie to mógł zgłosić najpóźniej w chwili oddania portfela właścicielowi.
Jeśli rzecz znaleźliśmy w budynku publicznym (np. magistracie) albo w innym budynku lub pomieszczeniu otwartym dla publiczności, lub w wagonie kolejowym, na statku
lub w innym środku transportu publicznego, mamy obowiązek oddać rzecz osobie zarządzającej tym terenem, ta zaś musi postąpić zgodnie z ich przepisami.
Może się zdarzyć, że remontując dom, znajdziemy w ścianie garniec ze starymi monetami. Tego skarbu, niestety, również nie wolno nam zachować - musimy go oddać właścicielowi,
a jest nim skarb państwa. Nam przysługuje zaś wynagrodzenie - nie jest to jednak owe 10 proc. wartości rzeczy znalezionej, a przepisy nie precyzują, jaka kwota
należy się znalazcy.
Kodeks cywilny chroni właścicieli, którzy zgubili rzecz lub utracili ją w inny sposób. Silna ochrona właścicieli rzeczy nie oznacza jednak, że nikt nie może stać się ich właścicielem. Jeśli
miną trzy lata od chwili nabycia przez nas tej rzeczy, możemy stać się jej właścicielem. Dodatkowym wymogiem jest fakt nabycia tej rzeczy w dobrej wierze, o czym pisaliśmy w ub.
tygodniu przy okazji rozpatrywania problemu zasiedzenia.
Wyobraźmy sobie, że Jan K. kupił na giełdzie samochód. Nie wiedział, że dokumenty i oznaczenia auta sfałszowano. Podczas kontroli trzy lata później policjanci odkryli fałszerstwo. Jan kupił
samochód w dobrej wierze, posiadał go, a od kradzieży minęły trzy lata. Pierwszy właściciel samochodu będzie musiał się pogodzić ze stratą - samochód jest Jana.
Może się też zdarzyć, że powierzymy komuś naszą rzecz, a on ją sprzeda. Czy nowy nabywca pozbawi nas wówczas własności? Jeśli spełniona będzie przesłanka dobrej wiary i władania
danym przedmiotem, niestety - tak. W tym przypadku nie przewiduje się trzyletniego terminu od chwili nabycia przedmiotu.
Rzecz możemy też porzucić; jeśli zaś chodzi o nieruchomość - możemy się jej zrzec i tu wymagana jest forma aktu notarialnego oraz zgoda właściwego starosty.
Nieruchomość, której właściciel się zrzekł, nie staje się rzeczą niczyją, ale przechodzi na własność skarbu państwa. Rzecz niczyją można zawłaszczyć, czyli wziąć w posiadanie
samoistne, tzn. władać nią jak właściciel.
A oto jeden z najpiękniejszych dialogów w literaturze, jaki toczy się na temat rzeczy niczyjej, pozornie z prawem niemający nic wspólnego:
„- W jaki sposób można posiadać gwiazdy?
- A czyjeż one są - odburknął Bankier?
- Nie wiem. Niczyje.
- Wobec tego są moje, ponieważ pierwszy o tym pomyślałem. Jeśli znajdziesz diament, który jest niczyj, należy on do ciebie. Jeśli odkryjesz wyspę, która nie należy do nikogo, jest
twoja. Jeśli zrobisz wynalazek i opatentujesz go, jest twój. Ja mam gwiazdy, ponieważ nikt przede mną nie pomyślał o tym, żeby je zagarnąć” (Antoine Saint-Exupéry, Mały
Książę).
Pomóż w rozwoju naszego portalu