Ludzie mówią, że to najpiękniejsze święta w roku.
Pamiętam twarz Aloszy, wnuka polskich wysiedleńców z Kazachstanu. Przyjechał do nas na święta dzięki dobrym ludziom z organizacji charytatywnej. Nie znaliśmy się. On nie mówił
już po polsku, my już nie pamiętaliśmy rosyjskiego, którego uczyliśmy się w szkole. Alosza grał pięknie na harmonii i śpiewał jasnym głosem rosyjskie pieśni, które tak wzruszają
Polaków. Nie wiedzieliśmy, jak opowiedzieć mu o Polsce, o świętach, o Dzieciątku w żłóbku. W wigilijny wieczór składaliśmy sobie życzenia, włożyliśmy
w sztywne palce Aloszy opłatek, czytaliśmy Ewangelię, podsuwaliśmy mu półmiski z pierogami, karpiem, kutią. Jadł ze smakiem, patrzył na nas radośnie, oczy mu błyszczały
przy kolędach, z otwartą buzią stał przez większość Pasterki. Odkrywał nowy świat. Ale go nie czuł, nie kochał.
W skrzypiącą od mrozu noc, gdy w domu zaległa wreszcie świąteczna cisza, usłyszeliśmy dochodzący z pokoju gościnnego cichutki dźwięk harmonii. Melodia płynęła wolno i delikatnie
przez ściany ku gałązkom choinki i wyżej, ku powale z jemiołą. Uśmiechaliśmy się pogodni, szczęśliwi i wzruszeni.
A Alosza nieprzerwanie grał i grał Wśród nocnej ciszy... Tak rodzi się miłość...
Pomóż w rozwoju naszego portalu