Rozwój nowych gałęzi
Pewnej nocy na dworcu kolejowym Howrah w Kalkucie policja zatrzymała grupę młodych łobuzów. Byli wśród nich kieszonkowcy, alkoholicy, sutenerzy, handlarze narkotyków i inni drobni przestępcy. Bez zbędnego gadania zamknięto ich na noc w dworcowym areszcie, skąd rano mieli zostać zabrani na kolegium. W grupie zatrzymanych znajdował się młody zakonnik. Próbował wytłumaczyć policjantom, kim jest, ale jego głos utonął w ogólnej wrzawie protestów i zapewnień o niewinności. Zanim się spostrzegł, znalazł się we wspólnej celi. Spędził upalną, wilgotną noc, gryziony przez komary i szczury. Ponadto współwięźniowie kpili z niego i docinali: „Czemu się uparłeś, żeby nam pomagać, skoro nie potrafisz pomóc sobie? Gdzie jest teraz twój Bóg?”.
Zakonnik ten był misjonarzem Miłości, który niedawno wstąpił do zgromadzenia. Jego misja polegała m.in. na pomaganiu setkom młodych włóczęgów, chłopców pozbawionych środków do życia, którzy nie znali innego domu prócz dworców kolejowych. Byli wśród nich drobni przestępcy, których on próbował sprowadzić ze złej drogi. To niektórzy z tych chuliganów szydzili z zakonnika tamtej nocy. Gdyby ów braciszek miał na sobie habit, taka pomyłka na pewno by się nie zdarzyła. Dlatego Matka Teresa, nosząc się z myślą założenia Zgromadzenia Braci Misjonarzy Miłości, nalegała, aby nosili habity lub sutanny. Stało się inaczej. Tym razem Matka Teresa ustąpiła, chociaż wszystkie swoje dzieła, a więc i Zgromadzenie Braci Misjonarzy Miłości, przypisywała natchnieniu Bożej Opatrzności.
Dzieło to zrodziło się spontanicznie i jakby w sposób naturalny. Najpierw, widząc, że coraz więcej świeckich zaczęło pomagać najuboższym z ubogich, udało się stworzyć ruch nazwany Pomocnikami Matki Teresy. Celem ruchu, oprócz pomocy ubogim, było osobiste uświęcenie pomocników. Dobrze oddaje tę myśl pewne zdarzenie. Mianowicie, gdy powstawało Zgromadzenie Braci Misjonarzy Miłości, przyszedł do Matki Teresy młody kandydat i oznajmił: „Matko, mam specjalne powołanie do pracy z trędowatymi. Chcę oddać im moje życie, moją całą istotę. Nic nie pociąga mnie bardziej niż to”.
Wiedząc na pewno, że naprawdę kochał dotkniętych trądem, Matka Teresa odpowiedziała mu: „Sądzę, że nieco się mylisz, bracie. Nasze powołanie polega na przynależności do Jezusa. Praca nie jest niczym innym, jak środkiem wyrażania naszej miłości do Niego. Z tego właśnie powodu praca sama w sobie nie jest ważna. Naprawdę ważna dla ciebie jest przynależność do Jezusa. To On daje ci środki, aby wyrazić tę przynależność”.
Zgromadzenie Braci Misjonarzy Miłości rozpoczęło działalność w 1963 r. Powód był prosty: w wielu domach prowadzonych przez siostry, m.in. w sierocińcach czy domach dla trędowatych, potrzebni byli na stałe silni i zdrowi mężczyźni. Z tego też względu Matka Teresa prosiła ojca Van Exema, aby zwrócił się do arcybiskupa Kalkuty, Alberta Vincenta D’Souzy, o stosowne zezwolenie Kościoła na powołanie takiego zgromadzenia. Arcybiskup uznał pomysł Matki Teresy za doskonały. Odpowiedział ojcu krótko: „Powiedz Matce Teresie, żeby zaczynała”. W ciągu kilku tygodni znalazło się kilku kandydatów, którzy 25 marca 1963 r. z błogosławieństwem arcybiskupa utworzyli zalążek nowego zgromadzenia. W kaplicy przy Lower Circular Road Matka Teresa przypięła im krzyże na piersiach. Trzej młodzi mężczyźni, ubrani w białe koszule i spodnie, pozostając pod kierownictwem Matki Teresy, rozpoczęli nowicjat. Zajęli piętro sierocińca Shishu Bhawan i w ramach ćwiczeń zmieniali co drugi dzień siostrę pracującą z małymi dziećmi. Duchowych nauk, na prośbę Matki Teresy, udzielał im ojciec Henry.
Fragment z książki Czesława Ryszki Święta z Kalkuty, Częstochowa 2003, Biblioteka „Niedzieli”, ul. 3 Maja 12, 42-200 Częstochowa, tel. (0-34) 365-19-17 wew. 228, e-mail: redakcja@niedziela.pl.
Pomóż w rozwoju naszego portalu