Po wizycie prezydenta Kwaśniewskiego w Waszyngtonie Polacy podzielili się na tych, którzy narzekają, że zawsze byliśmy dla możnych tego świata igraszką, środkiem do zdobycia celu, oraz na tych,
którzy z miną starych wyjadaczy pytają: a czego się spodziewaliście? Czego? Tak naprawdę tych oczekiwań Polaków wobec Amerykanów są tysiące: że Ameryka odda wreszcie jakąś sprawiedliwość
dziejową Polsce i nasze cierpienia za komunizm będą wynagrodzone. Że będziemy mile widziani w USA, bo w końcu upieramy się przy Nicei. Wreszcie, że docenia
się dzielność naszych żołnierzy i gotowość przywódców państwa, by wysłać następnych. To naturalne, że zbliżenie polityczne Polski i USA obudziło marzenia. Ale czy te marzenia są
marzeniami na miarę wielkiej polityki, jaką moglibyśmy prowadzić jako suwerenne państwo o wyjątkowym położeniu geopolitycznym w Europie? Moglibyśmy... Tego właśnie zabrakło. Traktowanie
udziału naszych żołnierzy w misji w Iraku jako „towaru”, jako pozycji wyjściowej w pewnym przetargu, który miał się odbyć pod hasłem: „Kto da więcej”,
jest nieporozumieniem. A zwłaszcza liczenie na to, że prezydent Bush natychmiast za tę uprzejmość nam zapłaci. Będzie dobrym wujaszkiem z Ameryki. Zniesie wizy dla Polaków,
da interesujące kontrakty w Iraku, wzmocni nas przed wejściem do UE. Dla Amerykanów jednak ważniejsza mogłaby być pewność, że polscy przywódcy traktują relacje polsko-amerykańskie jako element
dalekowzrocznej polityki i priorytet, w nich upatrują alternatywy dla przyszłości Polski w UE uzupełnionej o Rosję. Dlatego stawianie problemu wiz jako centralnego
problemu naszych relacji z USA jest z góry skazane na niepowodzenie, podobnie jak domaganie się wpisania nas w jakiś nowy plan Marshalla. Do roszczeń rządzących dołączyli
dziennikarze i część opozycji, co tym bardziej ujawniło, że merkantylne hasła zastępują głębszą politykę.
Jest i drugi aspekt zagadnienia. Tak łatwo zapomnieliśmy, że w Polsce do PZPR należało ok. 3 mln obywateli. Że nie przeprowadzono u nas lustracji i dekomunizacji.
Że choć pan prezydent bardzo się stara, to po trosze wszyscy udajemy, że jest „naszym prezydentem”. Wbrew pozorom - z perspektywy amerykańskiej to wszystko dobrze widać. Nie
zapominajmy, że tradycja Ameryki to zwalczanie komunizmu, także eurokomunizmu, dlatego ta przyjaźń nie może być oparta na całkowitej szczerości. Wbrew pozorom jednak „Amerykanie chcą być lubiani,
choć wiedzą, że nikt nie lubi wielkiego mocarstwa” - przypomniał w Rzeczpospolitej prof. Zbigniew Lewicki. Chcą być lubiani, ale nie kosztem swojego bezpieczeństwa. Zniesienie wiz
w chwili, gdy wobec swoich najpoważniejszych partnerów gospodarczych i politycznych USA żąda wprowadzenia nowych paszportów, które będą bezbłędnie identyfikować właścicieli, byłoby
posunięciem irracjonalnym. Trzeba wybrać inny czas na załatwienie tej sprawy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu