W obliczu wieczności
W jednym z epizodów powieści Lalka Bolesława Prusa (1848-1912)
jej główny bohater Stanisław Wokulski przypadkowo znalazł się przed
kościołem. Ponieważ był człowiekiem obojętnym religijnie, a przy
tym zapracowanym biznesmenem, to przypomniał sobie, że już od dłuższego
czasu nie był w świątyni. Stąd podobnie jak wielu współczesnych ludzi
sceptycznie do religii nastawionych zaczął zastanawiać się co do
sensu istnienia tego typu budowli: "Co to za ogromny gmach, który
zamiast kominów ma wieże, w którym nikt nie mieszka (...). Na co
ta strata miejsca i murów, komu dniem i nocą pali się światło, w
jakim celu schodzą się tłumy ludzi?... Na targ idą po żywność, do
sklepów po towary, do teatru po zabawę, ale po co tutaj?". Porównując
rozmiary ludzi z rozmiarami świątyni doszedł do wniosku, "że jak
kiedyś na ziemi pracowały potężne siły dźwigające z płaskiego lądu
łańcuchy gór, tak kiedyś w ludzkości istniała inna niezmierna siła,
która wydźwignęła tego rodzaju budowle". Tą siłą była wiara ludzi,
którzy "wydzierali się (...) do innego, podobno wyższego świata".
O istnieniu tego wyższego świata, jak na pozytywistę przystało,
przekonała go obserwacja natury: "A jeżeli morskie przypływy dowodzą,
że księżyc nie jest złudnym blaskiem, tylko realną rzeczywistością,
dlaczego te dziwne budynki nie miałyby stwierdzać rzeczywistości
innego świata?... Czyliż on słabiej pociąga za sobą dusze ludzkie,
aniżeli księżyc fale oceanu?". Wokulski zrozumiał, że świątynie świadczą
o istnieniu świata nadprzyrodzonego. Jego przeświadczenie zostało
umocnione w momencie, kiedy wszedł do wnętrza świątyni i zobaczył
jak pobożni ludzie "całowali nogi Chrystusa umęczonego przez państwo
rzymskie, inni w progu upadłszy na kolana wznosili do góry ręce i
oczy, jakby zapatrzeni w nadziemską wizję". Był pod wrażeniem nastroju
kościoła. Pełnego powagi, dostojeństwa i ciszy oraz rozmodlenia zgromadzonych
tam ludzi. Wtedy zrozumiał, po co potrzebne są kościoły i dlaczego
należy je odwiedzać: "Tu wszystko urządzone jest tak, że przypomina
wieczność".
Znak sprzeciwu
Podobnie jak Wokulski, tak samo wielu współczesnych ludzi stawia
sobie pytanie, po co są kościoły? I o ile widzą potrzebę budowy innych
budynków użyteczności publicznej, o tyle wielu z nich nie widzi sensu
budowy kościołów. Prus daje jasno odpowiedź na pytanie po co potrzebne
są kościoły? W nich człowiek spotyka się z Panem Bogiem. Nic też
dziwnego, że systemy polityczne, które dążyły do wyeliminowania religii
katolickiej z życia społecznego czy narodowego, nie zezwalały na
stawianie nowych świątyń, niszczyły już wybudowane lub zamieniały
je na magazyny, muzea, hale targowe czy sportowe. Akty największego
barbarzyństwa i wandalizmu względem świątyń miały miejsce w czasach
rewolucji francuskiej i ery napoleońskiej z przełomu XVIII i XIX
w., na które często powołują się z atencją liberałowie i euroentuzjaści,
kiedy to we Francji, a później w całej Europie, zniszczono olbrzymią
ilość świątyń z wrogości do religii. Czynili to również najeźdźcy
w czasie wojen religijnych w XVII i XVIII w., zaborcy Polski, hitlerowskie
Niemcy i sowiecka Rosja. Przykłady tego mamy chociażby Zamościu,
kiedy to po pierwszym rozbiorze Polski władze austriackie zamknęły
kościół franciszkański, największą i najwybitniejszą budowlę sakralną
wybudowaną w Polsce w XVII w. i reformatów (obecnie św. Katarzyny)
ufundowany przez uczestnika victorii wiedeńskiej ordynata Marcina
Zamoyskiego. W czasie okupacji niemieckiej obecna katedra została
zamieniona na magazyn. Na temat stosunku władzy sowieckiej do kościołów
katolickich obecnie wiemy bardzo dużo, stąd też nie ma potrzeby pisania
na ten temat.
Przez całe dziesięciolecia rządzący Polską komuniści nie
pozawalali na budowanie kościołów, stąd były planowane miasta, w
których w ogóle ich miało nie być, np. Kraśnik Fabryczny, Świdnik.
Ich wyraźny brak był widoczny w nowych dzielnicach wielu miast, stąd
po upadku systemu komunistycznego zaistniała potrzeba ich budowy,
w tym również w Zamościu. Jedną z takich dzielnic jest północna jego
część przylegająca do parafii Sitaniec. Właśnie tam przy ul. Dembowskiego
w dniu 12 listopada 1995 r. został poświęcony plac pod kościół, a
24 grudnia 1996 r. tymczasowa kaplica. Proboszczem nowej parafii
św. Brata Alberta i budowniczym kościoła został ks. Jan Borowski,
znany wcześniej mieszkańcom Zamościa jako długoletni wikariusz parafii
kolegiackiej. Ksiądz proboszcz z wielką energią przystąpił do załatwiania
formalności związanych z budową kościoła. Po nabyciu odpowiedniej
posesji wykonanie planu świątyni powierzył dr. inż. arch. Mirosławowi
Holewińskiemu z Krakowa, gromadził potrzebne materiały budowlane.
Jesienią ubiegłego roku wykonano wykopy pod fundamenty i
zalano ławę. Wiosną tego roku przystąpiono do murowania ścian. Mury
sięgają do ok. dwóch metrów. Prace budowlane prowadzi zespół murarski
z Kocudzy pod kierownictwem Józefa Góry, kierownikiem robót jest
inż. Wiesław Kudyk, nadzór budowlany prowadzi inż. Wacław Pietroń.
Widać duże zaangażowanie parafian, którzy od początku wspierają ks.
proboszcza ofiarnym groszem i pomocą w robociźnie. Świadczy to o
tym, że rozumieją, podobnie jak kiedyś B. Prus, że świątynia pełni
funkcje nadzwyczajne w życiu ludzi, nieporównywalne z innymi budowlami,
a pobyt w niej "przypomina wieczność". Autor Lalki często przestrzegał,
że jeśli się nie będzie budowało świątyń, to będzie się musiało w
większej ilości zakładać więzienia i domy poprawcze.
Pomóż w rozwoju naszego portalu



