Tytuł trochę patetyczny, ale jest zrozumiały jeśli uwzględni
się okres wzrastania i umysłowego dojrzewania w atmosferze patriotyzmu
w kraju, który po 123 latach narodowej niewoli, ku niemałemu zaskoczeniu
wszystkich, wskutek klęski 3 zaborców, w 1918 r. odzyskał wolność.
W 1951 r. byłem po IV kursie teologii w Seminarium Duchownym w Przemyślu.
Odwiedziłem kolegę z parafii farnej w Rzeszowie. Wtedy pierwszy raz
spotkałem Autora - ówczesnego wikarego tej prestiżowej placówki.
Potraktował mnie tak protekcjonalnie, że do dziś pamiętam. Nie przyszło
mu do głowy, że za rok mogę być jego młodszym kolegą. Nie przyszło
też do głowy nam obu, że po latach mogę pisać recenzję jego autobiografii,
czyli opowieści o życiu jego samego. Potem spotykałem go przy różnych
okazjach, kilka razy słuchałem jego przemówień i kazań. Wszystkie
odznaczały się logiką układu i przekonywującą treścią. To samo -
uprzedzając - trzeba powiedzieć i o autobiografii. Ten gatunek literacki
to rzadkość w działalności pisarskiej księży. Należy ją odróżnić
od kroniki notującej tylko najważniejsze wydarzenia i pamiętnika
prowadzonego na bieżąco.
Jeśli dobrze pamiętam, to wcześniejszym autorem autobiografii
był ks. prof. Józef Sebastian Pelczar, późniejszy biskup przemyski (
1900-1924), ale on doprowadził ją do 1899 r., tj. roku mianowania
go biskupem.
Zgodnie z rodzajem literackim, dzieło ma układ chronologiczny.
Realistycznie i szczerze opisał materialne warunki mieszkańców rodzinnej
wioski Lipnicy, parafii Dzikowiec, powiat Kolbuszowa, oddalonej od
najbliższej stacji kolejowej w Rzeszowie i Sędziszowie ok. 30 km.
Pochodził z wielodzietnej rodziny nawet nie ubogiego rolnika Józefa
i Teresy. Już tutaj należało przekazać wiadomości o młodości rodziców (
s. 206), a opis ich chorób i śmierci, w porządku chronologicznym
wtedy, gdy nastąpiły. Jego dzieciństwo było typowe dla środowiska
wiejskiego na mało urodzajnych gruntach. "Nędza galicyjska" doskwierała
nawet średniorolnym gospodarzom. Autor pierwsze buty otrzymał gdy
szedł do szkoły. Po opanowaniu sztuki czytania ujawniła się w młodym
chłopcu pasja do czytania książek z biblioteczki ojca - posła do
Sejmu Ustawodawczego, gazet ludowcowych, a nawet stenogramów z posiedzeń
sejmowych. Światły ojciec postanowił tego syna kształcić, dzięki
czemu rozpoczął naukę w I Gimnazjum im. ks. St. Konarskiego w Rzeszowie.
Różnica poziomu szkół lipnickiej i rzeszowskiej oraz posługiwanie
się przez ucznia, który dotąd świata poza swą wsią nie widział, gwarą
co ośmieszało go wobec kolegów w klasie, sprawiły, że początki nauki
były trudne. Wrodzona inteligencja i zdolności oraz praca doprowadziły
do tego, iż już od następnej klasy - do końca - należał do najlepszych
uczniów.
Po ukończeniu III klasy w Rzeszowie, nie tylko ze względów
finansowych przeniósł się do tzw. Małego Seminarium w Przemyślu.
Był to rodzaj bursy dla chłopców, którzy uczęszczali do państwowego
II Gimnazjum i Liceum klasycznego im K. Morawskiego na Zasaniu, a
w seminarium zachowywali regulamin uwzględniający pewne praktyki
religijne, jak np. udział w codziennej Mszy św. itp. Po uzyskaniu
matury absolwenci wstępowali do miejscowego Seminarium Duchownego
i w diecezjalnym Instytucie Teologicznym studiowali filozofię i teologię.
W związku z tym do odnotowania pozostaje pewna nieścisłość. Na s.
19 Autor pisze, iż w 1935 r. chodził IV rok do gimnazjum, co powinno
oznaczać czwartą klasę, a tymczasem na s. 21 informuje, że w 1936
r. po ukończeniu III klasy przeniósł się do Przemyśla (?). Tak rzeszowskie,
jak i przemyskie gimnazjum wychowywały uczniów w duchu patriotycznym,
co wchłonął i Autor i to wraz z otoczką ówczesnej propagandy. Uwierzył
w militarną siłę Polski, zwłaszcza po gwarancjach Anglii i Francji.
Zachował jednak niemałą dozę krytycyzmu, bo negatywnie ocenił odebranie
przez Polskę w 1938 r. Czechom Zaolzia.
Zachował także świadomość wiejskiego pochodzenia, co
określało jego poglądy polityczne po stronie ludu. Już w maju 1939
r. bezpośrednio po maturze poprosił o przyjęcie go do Seminarium
Duchownego w Przemyślu, co uzyskał. Nie stosowano wówczas nazwy: "
Wyższe Seminarium Duchowne" (s. 58). W rozdziale Po maturze w Lipnicy (
s. 26-33) zamiast opisu pobytu w rodzinnej miejscowości w oczekiwaniu
na rozwiązanie kryzysu politycznego w Europie omawiał m.in. życie
uczniów gimnazjalnych w Rzeszowie i Przemyślu, rozwój szkolnictwa
po II wojnie światowej, rozrywek młodzieży, a nawet corocznych spotkań
kolegów z kursu w Seminarium. Jest to rozdział mało zwarty treściowo.
Jego tytuł podpowiadał skoncentrowanie się na przeżyciach własnych
i krajanów na tle sytuacji w kraju w przededniu wybuchu wojny, tym
bardziej że następny rozdział został poświęcony okupacji (s. 34-40)
. Przedstawiono w nim trafnie przeżycia i nastroje własne i społeczeństwa
z września 1939 r. Przytoczono kilka wydarzeń uwarunkowanych okupacją.
Szczerze przedstawił swoje poglądy i uczucia także wtedy gdy mniej
chwalebnie świadczyły o nim, jak choćby gdy w kontekście rozgoryczenia
klęską Polski nader krytycznie stwierdził, że: "Był głupi, lekkomyślny,
choć zdawało mu się, że jest dojrzały, mądry i uczony" (s. 36). W
początkach wojny krótko wziął udział w tajnym nauczaniu.
Cenny jest opis okupacyjnych warunków funkcjonowania
Seminarium Duchownego w Brzozowie, albowiem budynek seminaryjny w
Przemyślu znajdował się w strefie okupacji sowieckiej. Po początkowym
niepowodzeniu starań o uruchomienie Seminarium, w maju 1940 r. uzyskano
od władz niemieckich zgodę na dokończenie studiów tych kleryków,
którzy przed wybuchem wojny wstąpili do niego. Klerycy mieścili się
w tzw. "Anatolówce" i "Leśniczówce" zbudowanych przed wojną dla celów
uzdrowiskowych. Ze względu na brak miejsca jednocześnie mogły tam
mieszkać dwa kursy, a drugie dwa przebywały na przedłużonych wakacjach.
Po pół roku następowała zmiana: inne dwa roczniki studiowały, a poprzednie
szły na wakacje. Spośród kolegium profesorów znaleźli się w Brzozowie
ci od najważniejszych przedmiotów. Materialne warunki seminarzystów
były prymitywne. Niejednokrotnie było "chłodno, ale nie głodno",
dzięki nadzwyczajnym staraniom ks. prof. Adolfa Tymczaka, odpowiedzialnego
za stronę materialną Seminarium. O wiele gorsza była atmosfera ciągłego
lęku przed rozwiązaniem Seminarium przez Niemców, strach przed aresztowaniem
pod lada pozorem, wywózką kleryków na roboty do Niemiec, napadem
ze strony pozornych partyzantów pod koniec wojny. Miały miejsce i
wydarzenia napawające grozą, jak wymordowanie przez Niemców w sierpniu
1942 r. ponad 600 Żydów brzozowskich w odległości ok. 200 m od Leśniczówki.
Odgłosy lamentów ofiar i strzały docierały do kleryków. W opisie
stresujących wydarzeń z okresu studiów nie zachowano zasad chronologii (
s. 50-52).
Bardzo ważnym wydarzeniem nie tylko dla brzozowskiego
Seminarium było przybycie wojsk, a za nim władz sowieckich i ucieczka
Niemców 2 sierpnia 1944 r. z Brzozowa. Zanosiło się zresztą na to
już znacznie wcześniej, ale kursu alumna Sudoła nie wyświęcono przed
tymi wydarzeniami, jak to było 10 września 1939 r., gdy wyświęcono
kurs IV. Przyczyną był pewno i tak skrócony tok nauczania, a jego
programu nie wyczerpano. Rocznik ten, (19) ostatni z okresu okupacji
otrzymał święcenia kapłańskie 30 grudnia 1944 r. w kościele Księży
Jezuitów w Starej Wsi wraz z ich 7 klerykami, ale ostatnie egzaminy
składali jeszcze w marcu 1945 r. W okresie funkcjonowania Seminarium
Duchownego w Brzozowie wyświęcono tam 86 młodych kapłanów. Był to
na pewno sukces przemyskiego Kościoła osiągnięty dzięki postawie
bp. Bardy oraz przełożonych i profesorów seminaryjnych. Dzięki temu
nowo wyświęceni kapłani nie zmarnowali wojennego czasu w odniesieniu
do studiów. Wskutek dewastacji budynku seminaryjnego w Przemyślu,
Seminarium w Brzozowie funkcjonowało jeszcze w ciągu dwóch lat -
do 27 czerwca 1946 r. W okresie oczekiwania na wyznaczenie mu parafii,
15 sierpnia 1945 r. - "dał pierwszy ślub" (s. 68).
W następnych 8 rozdziałach (s. 69-212) Autor koncentruje
się na opisie swej działalności na kolejnych 7 wikariuszowskich placówkach
i ósmej, ostatniej katechetycznej. Były to: Miechocin, Majdan Królewski,
Rzeszów-Fara, Krosno, Hyżne, Niewodna, Stalowa Wola, Przeworsk. Została
omówiona także pierwsza placówka proboszczowska - Munina (s. 213-246)
. Zakończenie tego rozdziału poświęcono omówieniu sytuacji w diecezji
i w Polsce w latach 60.
Treść tej części książki "zredagowano w taki sposób,
że na początku rozdziału, zgodnie z zasadami metodyki scharakteryzowano
daną parafię, księdza proboszcza, czasem kościelne sąsiedztwo i obowiązki
księdza wikarego oraz materialne warunki jego pracy, np. mieszkanie.
Gdy przybył do Miechocina po przejściu tam zeszłorocznych działań
wojennych, wikarówka na razie nie nadawała się do zamieszkania (s.
69). W Stalowej Woli z braku miejsca na plebanii zamieszkał kątem
u ludzi świeckich. Potem następował opis działalności w danej parafii.
W Miechocinie zorganizował grupę ministrantów, co z reguły należało
do księdza wikarego, ale wspomina także o grupie lektorskiej (s.
71-72), którą nie wiadomo jak rozumieć, bo w tym czasie nie praktykowano
czytania lekcji Mszy św. w języku polskim.
Pierwszym parafiom poświęcono zwykle po kilkanaście stron.
O Niewodnej było ich 23. Najobszerniejszy jest opis Stalowej Woli (
ss. 49). We wstępie opowiedziano o powstaniu COP (Centralny Okręg
Przemysłowy), a później o formowaniu parafii, budowie kościoła i
własnej działalności. Na wikarówkach pozostawał zwykle 2 lata, co
było wówczas normą, ale w Niewodnej lat 4, w Stalowej Woli 5 lat
i jako katecheta w Przeworsku 7 lat. W ciągu 4 lat 1963-1967 był
proboszczem w Muninie. Autor nie zawsze trzymał się ściśle wyznaczonego
tytułem tematu. W Lipnicy, jak wspomniano w Niewodnej odchodził od
niego. Zdarzały się powtórki, jak np. s. 121, 123, niekiedy konieczne,
ale wtedy należało to zaznaczyć. Zdarzyły się w pracy drobne nieścisłości:
Jarosław nie był największą parafią w diecezji, albowiem samborska
w 1937 r. była o kilkaset osób większa. W pracy brakuje głębszej
charakterystyki życia religijnego wiernych. Rzucają na nią światło
opisy prac duszpasterskich Autora i innych, ale pozostaje pewien
niedosyt. Nie scharakteryzowano praktyk religijnych i ich częstotliwości
u wiernych, nie wspomniano o ruchu oazowym w Polsce, czy np. trzeźwościowym.
Indeks osobowy przygotowano niestarannie. Pozytywną cechą pracy jest
wiązanie treści lokalnych z ważniejszymi wydarzeniami w Polsce. Zbyt
jednostronnie negatywnie oceniono wpływ zagranicznych radiostacji,
np. Wolna Europa na nastroje społeczeństwa w kraju.
W nauce historii istnieje zgodność co do tego, że w jej
badaniach relacje o wydarzeniach i w ogóle o przeszłości, zwłaszcza
takie, w których autor brał bezpośredni udział, stanowią źródło.
Omawiana autobiografia należy do tej kategorii. Główna jej wartość
polega na konkretnym opisie działalności księdza wikarego, katechety
w warunkach Polski Ludowej w latach 1944-1967. Ponadto przedstawiono
także raczej wyczerpująco stosunek władz partyjno-państwowych wobec
duchowieństwa i Kościoła w Polsce. Najogólniej mówiąc polegał on
na tworzeniu niechętnej wobec nich atmosfery, chęci ograniczenia
działalności do zakrystii, wydawaniu nieuzasadnionych dobrem kraju
zakazów. W pierwszych latach po wojnie (do 1956 r.), stosowano wobec
społeczeństwa, w tym i duchowieństwa represje: uwięzienia, tortury
w trakcie przesłuchań sądowych osób zaangażowanych w działalność
konspiracyjną jeszcze po zakończeniu wojny. Jeden z nich (ks. Stanisław
Bąk) powiedział do ks. Sudoła, że "Bił go kto chciał i ile chciał" (
s. 99). Według ks. Tomasza Rostworowskiego TJ uwięzionych było ponad
1200 duchownych. Przesadne wyroki sądowe ustalane z reguły przez
Urząd Bezpieczeństwa opiewały często za wzorem sowieckich na kilkanaście
lat. Etapami usunięto prawie ze wszystkich szkół religię, z sal instytucji
publicznych obrazy religijne i krzyże. W 1957 r. przywrócono nauczanie
religii w szkołach, ale wkrótce ponownie ją usunięto. Księża, zwłaszcza
wypowiadający się krytycznie o socjalistycznym ustroju w Polsce byli
obserwowani przez agentów UB. Każdy zresztą duchowny, jak i zakonnice
mieli w UB założone teczki osobowe, w których gromadzono materiały
nadające się do wykorzystania przeciw nim. Społeczeństwo było zastraszone.
Wielu ludzi, zwłaszcza członkowie partii, ukrywało wykonywanie praktyk
religijnych.
Wobec powyższego należy ponownie stwierdzić, że omawiana
autobiografia ma charakter źródła, specyficznego, jak wszystkie pamiętniki,
ale tym cenniejszego, że w tekście przytacza kilkanaście dokumentów
urzędowych. Zaznajomienie się z jej treścią będzie konieczne dla
autora historii diecezji przemyskiej, ale także historii Kościoła
w Polsce w okresie Polski Ludowej. Autor w młodości pragnął studiować
historię Kościoła. Gdyby ukończył takie studia i napisał autobiografię,
to nie byłaby ona o wiele lepsza od omawianej. Na karcie tytułowej
napisano: część I, co oznacza, że w zamiarze Autora jest i część
II, po której można oczekiwać jeszcze więcej konkretnych informacji,
ponieważ od 1990 r. ks. Sudoł zaczął prowadzić dziennik. Oby takich
autorów było więcej, co po łacinie wyraża: Vivant sequentes.
Ks. Adam Sudoł, "Polska Ojczyzna moja", cz. 1, Sanok
1999 s. nlb. 4, 255, nlb. 8, indeks osobowy, ilustr.
Pomóż w rozwoju naszego portalu