Muzyka i zjawiskowe głosy napełniają dusze wzniosłością, kierują uczucia i myśli ku Bogu.
Panie Romualdzie, do zobaczenia! „Bo gdyby jutra nie było, ocalić trzeba miłość. To tylko liczy się na tej planecie łez. Niech nie rdzewieje nadzieja, ocalić trzeba wspomnienia. I wierzyć trzeba, że znów obudzimy się” - takim tweetem pożegnał Romualda Lipkę abp Stanisław Budzik. Muzycy i twórcy, którzy odeszli już do chórów anielskich, wciąż nas cieszą swoimi dziełami.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Przyjaźń od Agaty
Reklama
W pierwszy dzień jesieni, 25 lat temu, odeszła do nieba Agata Budzyńska. Zupełnie nagle, ledwie przekroczyła trzydziestkę. W ciągu krótkiego życia przez swoje piosenki i występy nauczyła wielu słuchaczy piękna przyjaźni, podziwu dla drugiego człowieka, radości z każdego dnia i wdzięczności dla Pana Boga. Gitara i urokliwy głos stały się dla niej skutecznymi narzędziami ewangelizacji. Śpiewała na festiwalach i zlotach, od dziecka z pasją wykonywała psalmy i pieśni najpierw u kapucynów w Lubartowie, potem gdziekolwiek ją zaproszono. Na przełomie lat 80 i 90 ubiegłego wieku jej utwory nuciła cała diecezja lubelska. Po pierwszych akordach rozpoznawano chyba największy szlagier „Moi przyjaciele”. Czasami odkładała instrument, a publiczność chóralnie ciągnęła: „Kiedy was nie ma, to jakby nagle zabrakło w moim życiu muzyki. Kiedy was nie ma, to czas mnie straszy, że przeminę, że będę chwilą. Kiedy was nie ma, to jakby niebo miało się rozstać na zawsze ze słońcem”. Do końca była mocno związana z Kościołem. Ostatni recital dała podczas Święta Młodych Archidiecezji Lubelskiej w maju 1996 r.
Dar ze Lwowa
Lublin był ostatnim przystankiem długiego losu prof. Andrzeja Nikodemowicza, lwowskiego kompozytora i pianisty, w stolicy Galicji służącemu jako organista w kilku kościołach. Z inicjatywy byłego rektora lubelskiego seminarium, ks. Mieczysława Brzozowskiego, prof. Nikodemowicz przeniósł się w czasach „Solidarności” do Lublina. Tu przez 10 lat kierował chórem kleryckim oraz zaangażował się w życie muzyczne miasta. W skromnym mieszkaniu artysty na Czechowie powstały najważniejsze kompozycje, pod koniec życia coraz głębiej podejmujące tematy wiary, nagrodzone papieskim laurem „Pro Ecclesia et Pontifice”. Dzięki operatywności prof. Teresy Księskiej - Falger, imponujące dzieła Nikodemowicza co roku brzmią w Lublinie w czasie dedykowanych mu Festiwali „Czas i dźwięk”. Pochodzący z ziemi lubelskiej znakomici kompozytorzy i skrzypkowie, Karol Lipiński i Henryk Wieniawski, odżywają w konkursach ich imienia. Bardziej zapomnianym lublinianinem jest Władysław Brankiewicz, kompozytor licznych dzieł organowych, a na co dzień wieloletni organista w lubelskiej katedrze na przełomie XIX i XX wieku.
Piękno trwa
O ile Lublin w miarę dobrze wykorzystuje i upamiętnia niezwykłe głosy lub dzieła artystów tu urodzonych lub tworzących, o tyle gdzie indziej nie zatroszczono się dotychczas o spuściznę wybitnych rodaków. Marek Grechuta, ikona polskiej poezji śpiewanej, urodzony i wykształcony w Zamościu, przez kilka lat miał dedykowany sobie festiwal, jednak miasto zaniechało jego kontynuacji. Podobnie w Kraśniku, gdzie przez długie lata tworzył kompozytor zwany Janem z Lublina, kapłan z zakonu kanoników regularnych laterańskich, nie znajdziemy nawet przeglądu muzycznego pod jego imieniem. Warto przypomnieć, że Jan był autorem tabulatury organowej, która w okresie renesansu zrewolucjonizowała grę organową we wszystkich polskich kościołach.
Muzyka i zjawiskowe głosy napełniają duszę wzniosłością, kierują uczucia i myśli ku Autorowi wszelkiego piękna, dodają nadziei i radości. Twórcy dźwięków i kantylen nie milkną, nawet po odejściu ich dzieła pełnią nadal swoją misję.