Od 1 maja jesteśmy w Unii Europejskiej. Tak zdecydowaliśmy przed rokiem w unijnym referendum. Dzień 1 maja nie jest jednak jakimś przełomem, ponieważ proces jednoczenia się z UE trwał przez lata i -
co więcej - będzie trwał nadal ze względu na liczne zapisy o okresach przejściowych, ograniczających nasze prawa w Unii. Niektórzy sądzą nawet, że kiedy uzyskamy pełne członkostwo, a będzie to ok.
2013 r., z obecnej Unii już niewiele zostanie. Świadczą o tym bodaj targi o europejską konstytucję, zapowiedziane referenda w tej sprawie w większości krajów Unii (Anglia już zapowiedziała odrzucenie
konstytucji, co może skutkować jej wystąpieniem z Unii).
Obecne rozszerzenie UE o 10 nowych krajów, w tym o Polskę, jest piątym w jej dziejach. Ale jeszcze nigdy nie wstępowały do UE kraje tak ubogie, dlatego nie łudźmy się, że 2 maja rozpoczął się dla
nas inny, lepszy świat. Choć trzeba dodać, że tzw. euroentuzjaści odetchnęli z ulgą, do końca przekonując niezmiennie o korzyściach z tytułu akcesji, trąbiąc na okrągło o funduszach pomocowych, z których
skorzystamy. Przeciwnicy także do końca alarmowali o zagrożeniach, a także wyliczali straty, jakie dopiero teraz poniesiemy, przypominali o naszych problemach, których UE nie rozwiąże, w tym o ponad 3-milionowym
bezrobociu, które jest najwyższe wśród krajów wstępujących do Unii.
Weszliśmy do UE bez euforii, choć telewizja pokazywała gdzieś tam grające fanfary i przygotowane fajerwerki. Nie było euforii, ponieważ wiadomo już, że o gromkim śpiewie Ody do radości i wesołym łopotaniu
niebieskich flag zadecydują sprawy konkretne, a te, w miarę zbliżania się dnia akcesji, były coraz bardziej niepokojące, odbijały się w podwyżkach cen, podatku VAT, wątpliwościach co do otrzymania dopłat
bezpośrednich przez rolników, kłopotami z systemem IACS, z promocją polskich towarów...
Gdyby jeszcze rządzący nie kończyli tak, jak kończą! Takiego bowiem obrotu spraw na pewno postkomuniści się nie spodziewali. Od początku kadencji marzyli o przypisaniu sobie sukcesu integracji Polski
z UE i, mimo korupcyjnych afer, a także doprowadzenia do chaosu w państwie, liczyli, że akcesja odwróci te niekorzystne dla nich tendencje. Nic z tego. Gdyby wybory odbyły się teraz, SLD w ogóle nie weszłoby
do parlamentu. Sprawiedliwości stało się zadość, w dzień po akcesji Leszek Miller musiał odejść.
Ale jeszcze przed złożeniem urzędu premier zobaczył, jak kończą także jego ustawy. Bublami odrzuconymi przez Trybunał Konstytucyjny okazały się ustawy o biopaliwach i Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego,
nie przeszła też do dalszych prac nowa ustawa o Narodowym Funduszu Zdrowia, którą opracował min. Sikorski. Tak jak sławetny min. Łapiński, który winien jest pogrzebania dobrze działającej ustawy o kasach
chorych, tak też min. Sikorski „wysmażył” ustawę o opłatach za leczenie, próbując przenieść główny ciężar finansowania służby zdrowia na pacjentów. Rządzić tak nieudolnie - to doprawdy
rekord świata. Ale nie zapominajmy, że wszystko to działo się z poparciem prezydenta Kwaśniewskiego, on ten rząd wspierał, te ustawy podpisywał, na szczęście, on także kończy, choć z sondaży wynika, że
wciąż wielbi go co trzeci Polak.
A jak poczyna sobie prezydencki kandydat na premiera - Marek Belka? Wygląda na to, że chodzi tylko o tratwę rzuconą tonącemu SLD. Premier nominat zamiast szukać poparcia w społeczeństwie, opowiedział
się za tzw. planem wicepremiera Jerzego Hausnera, czyli chce również oszczędzać kosztem najuboższych. A przypomnę, że ostatnimi „wyczynami” min. J. Hausnera były: zmiana systemu świadczeń
rodzinnych, likwidacja zasiłku alimentacyjnego, a także drastyczne obniżenie wysokości świadczeń przedemerytalnych, wynikających ze stażu pracy. Nie przywrócono również odebranych pracownikom zasiłków
przedemerytalnych, co postulował obywatelski projekt ustawy przygotowanej przez Solidarność, mający zapewnić niezbędne do życia środki osobom w wieku przedemerytalnym, które straciły pracę i nie mają
szans na ponowne jej znalezienie. Pod tym projektem podpisało się 650 tys. osób. Jednym słowem - z powodu różnych afer i błędnych decyzji rządu budżet państwa traci miliardy złotych, ale np. dla
rodzin czy też dla osób, które będąc tuż przed emeryturą, nie mają praktycznie szans na znalezienie nowego zatrudnienia, rząd nie potrafił znaleźć środków.
Wracając myślą do akcesji z UE, biskupi polscy w specjalnym liście pasterskim pisali, że jest to wielkie wyzwanie stojące przed katolikami. Powinniśmy teraz wziąć odpowiedzialność nie tylko za kształt
Polski, ale całej Europy. Można dodać, że na tyle będziemy mieli wpływ na Europę, na ile wewnętrznie się odrodzimy. Z najnowszych badań Instytutu Statystyki Kościoła wynika, że w Polsce rośnie liczba
ludzi głęboko wierzących i systematycznie praktykujących. Można mieć nadzieję, że tak jak bez udziału Kościoła i ludzi wierzących nie byłyby możliwe przemiany ustrojowe w Polsce, tak też jako katolicy
będziemy w Unii przypominać o miejscu chrześcijaństwa w przestrzeni publicznej, przekonywać, że kwestionowanie odniesienia do Boga niesie zagrożenie także dla człowieka. Stąd walka o świętość życia, o
wierność fundamentom europejskiej kultury, przekonywanie o centralnej roli rodziny... - to zadania równie ważne, jak domaganie się partnerstwa w polityce i równych praw w gospodarce.
Pomóż w rozwoju naszego portalu