W krakowskim Dzienniku Polskim (26 kwietnia br.) przeczytałem krótką, lecz wymowną informację o pewnej sprawie sądowej. Oto w 1999 r. prezes spółki rozpowszechniającej film Miloša Formana Skandalista Larry Flynt wraz ze swoją specjalistką od reklamy zostali oskarżeni o znieważenie „przedmiotu czci religijnej chrześcijan”, czyli krzyża - mówiąc po ludzku. Przypomnę, że film ten reklamowano plakatem wykorzystującym motyw ukrzyżowania, w sposób co najmniej kontrowersyjny, nic też dziwnego, że wzbudził protesty, aż do zamalowywania owego „dzieła” włącznie.
Wydawałoby się, że to sprawa łatwa do rozstrzygnięcia, ale... nie dla polskich sądów. Najpierw krakowska prokuratura skierowała akt oskarżenia do Sądu Rejonowego w Warszawie, który to sąd przez całe cztery lata nie mógł jakoś jej rozpocząć, a gdy już-już miała ruszyć z miejsca, wtedy raczył stwierdzić, że większość świadków mieszka w Krakowie, więc lepiej będzie przenieść ją do Sądu Rejonowego pod Wawel. Aliści krakowski Sąd Rejonowy uznał, że w tak precedensowej (?!) sprawie proces winien toczyć się przed sądem wyższej instancji, zatem złożył o to wniosek do Sądu Apelacyjnego. No, ale Sąd Apelacyjny nie zgodził się z tym poglądem i sprawę skierował do sądu niższej instancji: Sądu Okręgowego w Krakowie, który - miejmy nadzieję - wyznaczy wreszcie termin rozprawy, w pięć lat od chwili rozpoczęcia postępowania...
Czy oskarżeni zostaną uznani winnymi? Któż to wie. Twierdzą przecież, iż „nie byli świadomi”, że ów plakat (na którym widniał obnażony mężczyzna w pozie Ukrzyżowanego na tle kobiecego łona) „może ranić uczucia religijne chrześcijan”. Jeśli sąd da im wiarę, być może ich uniewinni... A jeśli tak będzie, cóż stanie na przeszkodzie, by opisany niedawno na tych łamach skandal z profanacją krzyża w trakcie satanistycznego „koncertu” w studiu Telewizji Kraków na Krzemionkach także uznać za incydent nieszkodliwy? Oczywiście, po odczekaniu kilku lat, gdy już wszyscy zapomną, o co właściwie chodziło...
Pomóż w rozwoju naszego portalu