O wpływach agentury po 1989 r.
Reklama
W Tygodniku Solidarność z 28 maja bardzo interesujący wywiad red. Waldemara Żyszkiewicza z redaktorem naczelnym Arcanów - historykiem Andrzejem Nowakiem pt. Żyć dobrze, być u siebie. Mówiąc o źródłach
obecnego kryzysu państwa polskiego, A. Nowak akcentuje: „Trzeba pamiętać, że zmiana struktury władzy w Polsce po 1989 r. dokonywała się pod dyktando ukrytych gospodarczych i agenturalnych wpływów
ludzi dawnego systemu, dziś zwanych postkomunistami”. Zdaniem A. Nowaka, istotą układu przy okrągłym stole była gruba kreska. Według niego, werbalne „odcięcie się grubą linią od przeszłości”
w praktyce politycznej premiera Tadeusza Mazowieckiego „oznaczało pełną zgodę na funkcjonowanie peerelowskiej agentury w życiu publicznym III RP bez jakiejkolwiek możliwości jej wyeliminowania”.
Przypominając, że to rządowa strona dobrała sobie partnerów do okrągłostołowego kontraktu, A. Nowak stwierdza: „Tzw. stronę solidarnościowo-opozycyjną stanowili przy «okrągłym stole»
ci, którzy zostali wybrani na naszych reprezentantów. Ale przecież myśmy ich nie wybierali. Przeciwnie, to dopiero negocjacje «okrągłego stołu» uczyniły ich naszymi reprezentantami. Generał
Kiszczak, który był architektem tego porozumienia, nie szukał bynajmniej trudnych rozmówców, lecz raczej ludzi, którzy z punktu widzenia władzy mogli stanowić najwygodniejszych przeciwników”. Zapytany
przez red. Żyszkiewicza, czy chodziło o „byłych towarzyszy”, A. Nowak odpowiada: „Niekoniecznie. Raczej ówczesnych lub byłych agentów, ludzi złamanych, na których są kompromitujące papiery.
Również takich, którzy w swej bohaterskiej skądinąd biografii mieli tragiczny epizod współpracy ze służbami PRL ”.
Mówiąc o dość szczególnym rodowodzie „nowych elit władzy” po 1989 r., A. Nowak dał przykład nominacji na szefa Radiokomitetu Andrzeja Drawicza, świetnego tłumacza i znawcę literatury
rosyjskiej, „niestety, człowieka agenturalnie uwikłanego”. Ilustrując zachowanie Drawicza na jego ówczesnym tak wpływowym stanowisku, A. Nowak przypomniał, że Drawicz w grudniu 1989 r.
wydał instrukcję wewnętrzną, zalecającą, „aby dziennikarze, komentujący rocznicę stanu wojennego, starali się równo rozkładać racje między tych, którzy strzelali, oraz tych, do których strzelano”
(!).
A. Nowak zwrócił również uwagę na konsekwencję, „z jaką elity polityczne III RP starały się zaniżać samoocenę Polaków i zmieniać ich stosunek do tradycji narodowych. W myśl tej koncepcji, uporczywie
lansowanej po 1989 r., to nie komunizm był zły, ale Polska jest zła. Źli są Polacy. Co więcej, Polak jest nieudolny, Polak nie potrafi, jest zaledwie półdzikim stworzeniem, które dopiero dzięki surowej
tresurze, po opanowaniu zachodnich wzorców zostanie przystosowane do życia w cywilizowanym świecie”. Na zadane zaraz potem pytanie red. Żyszkiewicza: „A tysiąc lat tradycji, a katolicyzm?”,
A. Nowak odpowiedział: „To według postępowców tylko okowy zacofania, ignorancji, szowinizmu. Złe dziedzictwo, z którego musimy się wyzwolić. Podobnie jak z fatalnych tradycji politycznych”.
Mówiąc o konsekwencji realizowanej po 1989 r. we wpływowych mediach „amputacji” świadomości historycznej Polaków, obrzydzania i negowania polskich tradycji, A. Nowak stwierdził, iż „szło
o unieważnienie naszego ogromnego sukcesu, o przekreślenie dziedzictwa Solidarności. Z bohaterskim stoczniowcem, z uczestnikiem Sierpnia 1980 r. wypadałoby się liczyć, natomiast pijanego robola można
całkiem bezkarnie wypchnąć na bezrobocie. Polityka Balcerowicza najlepiej ilustruje stosunek państwa do ogromnej rzeszy ludzi pracy najemnej w III RP”.
Kogo mianowano „oszołomem”?
W kontekście sprawy tendencyjności mediów warto przypomnieć ironiczne uwagi red. Tomasza Domalewskiego z krakowskiego Dziennika Polskiego (nr z 2 kwietnia). W tekście zatytułowanym Hamlet dla mas Domalewski pisał: „Na razie było tak: kto chce lustracji - oszołom, nie podoba mu się kłamiący prezydent - oszołom, krytykuje pomysł gruszek na wierzbie - oszołom, nie pcha się do Unii Europejskiej - oszołom, a na dodatek obywatel ciemnogrodu. Kocha normalnie - oszołom, domaga się surowszego prawa - oszołom, nie chce polskich żołnierzy poza Polską - oszołom. I można tak bez końca”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Zagrożenia dla polskości Szczecina
Reklama
Coraz więcej niepokojących informacji dobiega ze Szczecina i Szczecińskiego, gdzie pięć miesięcy temu powstał Komitet Obrony Polskości Szczecina i Ziem Odzyskanych. Działacz tego Komitetu Edmund Glaza w obszernym wywiadzie udzielonym Beacie Andrzejewskiej z Naszego Dziennika (nr z 10 maja) pt. W obronie polskości mówi: „Szczecin jest zapomniany przez Warszawę. Absolutnie nie przykłada się do niego wagi. Wręcz można odnieść wrażenie, że Szczecin jest już «odpuszczony», «sprzedany». Przede wszystkim w zachodniopomorskiem upadł kompletnie przemysł (...). Niemcy przejmują w województwie coraz więcej nieruchomości (...). W «Strategii rozwoju Szczecina» zapisano m.in., że wobec ciągle osłabionych związków z Warszawą należy wzmocnić więzi z Berlinem. Tyle, że te więzi mają najwyraźniej uczynić ze Szczecina zielone płuca dla Berlina. Dlatego likwiduje się tu przemysł, a pozostawia jedynie usługi. Przeraża propaganda polskich mediów, które entuzjastycznie podają, że obecnie obserwujemy zalew Niemców na Szczecin z uwagi na kurs euro (...). Nachalnie powtarza się, że mieszkańcy Szczecina to ludność bez korzeni i w zamian za to proponuje się niemiecką przeszłość miasta. Wszystko co niemieckie jest hołubione, wszystko co polskie - zapomniane”. E. Glaza w tym kontekście wylicza rozliczne przykłady wyjątkowo mocnej troski o pielęgnowanie przeróżnych pamiątek z doby niemieckiej przeszłości Szczecina przy równoczesnym braku jakiejkolwiek troski o ślady polskości w tym mieście.
Dopłacimy do UE
Reklama
Tomasz Mysłek pisze w tekście: Z UE będziemy na minusie. Po pogrzebie polskiej niepodległości (Najwyższy Czas z 29 maja), iż „Polska niepodległość polityczno-ustrojowa i finansowa wobec mocarstw
Europy trwała niecałe 12 lat. Skończyła się wraz z «integracją» z Unią Europejską. (...) akcesja okaże się zapewne nieopłacalna również w dziedzinie finansowej. Mnożą się sygnały świadczące
o tym, że tak właśnie będzie, że Unia Europejska to nie będzie dla Polski dobry interes finansowy. Przykładem tego była informacja zamieszczona przez Puls Biznesu z 9 kwietnia br. o świeżym raporcie Banku
Światowego. (...) raport wskazuje, że Polska i większość nowych krajów UE będzie mieć ujemne saldo w stosunkach z UE przez okres co najmniej kilku pierwszych lat członkostwa. Wysokość corocznych «składek»
i innych wpłat tych krajów do kasy UE ma bowiem, w opinii analityków Banku, przewyższać łączną wysokość finansowych kwot i dotacji przepływających do Warszawy i innych stolic wschodnioeuropejskich z Brukseli”.
Najnowszy raport Banku Światowego jest aż nadto dobitnym potwierdzeniem słuszności wysuwanych przez niektórych z nas ostrzeżeń sprzed referendum, gdy ostrzegaliśmy, że Polska będzie płatnikiem netto (czyli
że będzie dopłacać do UE). Przypomnę choćby, jak w tekście 14 kłamstw Aleksandra Kwaśniewskiego, drukowanym w Naszym Dzienniku, wykpiwałem wypowiedzi obecnego prezydenta RP o rzekomej wielkiej ilości
miliardów euro, która będzie od razu korzystną nadwyżką dla nas po wejściu do UE.
W tym samym numerze Najwyższego Czasu Dariusz Hybel w tekście Udusić potwora przytacza wymowne ostrzeżenia paru amerykańskich analityków na temat różnych niekorzystnych dla Polski skutków wejścia
do UE na obecnych warunkach. Hybel cytuje m.in. wypowiedź A. Aslunda z waszyngtońskiego instytutu Carnegie Endowment for International Peace, drukowaną we wpływowym Washington Post. Według autora, „nie
ma wątpliwości, że Unia Europejska wyhamuje rozwój gospodarczy krajów Europy Środkowo-Wschodniej”. I odnosi te uwagi wprost do Polski, ostrzegając przed negatywnymi skutkami dostosowywania się do
wymogów Brukseli.
Orwellowska konstytucja
W tak prounijnej Rzeczpospolitej prawdziwie szokuje niezwykle krytyczny wobec projektu europejskiej konstytucji tekst Krystyny Grzybowskiej Słownik George’a Orwella (nr z 24 maja). Autorka, wieloletnia korespondentka Rzeczpospolitej w Bonn i Brukseli, pisze o coraz ostrzejszych krytykach projektu konstytucji UE w rozlicznych krajach, od Włoch i Danii po Wielką Brytanię, gdzie „przeciwników konstytucji jest więcej niż zwolenników”. Grzybowska cytuje również niedawną wypowiedź znanego filozofa - prof. Leszka Kołakowskiego, który za „najbardziej niebezpieczną” w projekcie konstytucji europejskiej uznał „biurokratyczną centralizację, która zmierza do odebrania suwerenności krajom członkowskim Unii”. Czytając zachodnie krytyki projektu unijnej konstytucji, Grzybowska przytacza m.in. opinię znanej brytyjskiej publicystki Barbary Amiel. Napisała ona, że konstytucja europejska „sprawia wrażenia jakoby jej autorem był George Orwell”. Cały słownik konstytucyjny wydaje się pochodzić z zasad „nowomowy” wpisanych na końcu sławnej książki Rok 1984.
Głodujące dzieci
Małgorzata Gacek pisze w tekście Rząd każe dzieciom głosować (Fakt z 24 maja) o fatalnych skutkach likwidacji przez rząd funduszu alimentacyjnego: „Od miesiąca tysiące kobiet wystają karnie w kolejkach po zasiłek dla dzieci. Inne - jak Dorota Kubiczek z Kielc - nie dostały i nie dostaną w maju ani grosza. Głodują. Skazał je na to bezmyślny rząd! (...) Nie ma funduszu, więc marne zasiłki, po 170 zł na dziecko, wypłacają teraz gminy”. A rząd pozwolił gminom wypłacać zasiłek majowy do 15 czerwca. W rządzie wicepremierem była, jak widać - szczególnie wrażliwa na los kobiet, wicepremier Jaruga Nowacka z Unii Pracy. Zamiast zareagować na krzywdę matek i dzieci, wolała patronować gejowsko-lesbijskiej paradzie w Krakowie!
Antypolskie oszczerstwa w Polsce
Głos z 22 maja w tekście sygnowanym przez IAR-a pt. Jak rozpętaliśmy II wojnę światową nawiązuje do kolejnego skandalu wydawniczego w Polsce. Chodzi o książkę Dariusza Jarczyńskiego Historia narodu śląskiego,
wydaną przez Narodową Oficynę Śląską i dostępną w opolskich księgarniach.
Autor Głosu pisze, że Jarczyński prowokacyjnie „zakłamuje historię. (...) Jarczyński twierdzi, że to Polacy sprowokowali Hitlera do wywołania wojny. Przy okazji głosi sprzeczne z Konstytucją
RP hasło niepodległości Śląska. Szef Instytutu Śląskiego w Opolu - prof. Stanisław Senft powiedział Nowej Trybunie Opolskiej, że słuchając odczytanych mu fragmentów książki Jarczyńskiego miał wrażenie,
jakby słyszał relacje niemieckich korespondentów wojennych”. Zapytajmy więc, jak długo takie wybryki antypolonizmu będą w Polsce bezkarne?!