Stąpałem po Parnasie. Z rodzinnego miasta
dobiegał dźwięk tajemny, jak z Hadesu studni.
Wtedy, pierwszego sierpnia, w ciepłe popołudnie
stanął czas zachwycony. Była siedemnasta.
Zerwała się Warszawa. A wszystkie marzenia
uleciały pod niebo, razem z gołębiami.
Teraz pisali szybko radosny poemat,
ozdabiając go szczodrze młodymi sercami.
I znowu była wolna, swoja, przedwrześniowa.
Biało-czerwne flagi pokryły ulice.
Była Polska wieczorem i od rana znowu,
i w południe, i jeszcze - wyśniona, dziewicza.
Wiemy, co było później. Ktoś zapomniał o nas.
Ktoś się zatrzymał w marszu i za Wisłą zasnął.
Ktoś dokończył Katynia zmowę zniewolenia,
gdy zgasły światła Jałty i nadzieja zgasła.
Dzisiaj, po wielu latach, gdy zniknęły krzyże
i werble im do szturmu nie warczą w noc ciemną,
widzę ich na ulicach, co roku wciąż bliżej,
jak biegną do Powstania - i żywi są ze mną.
(17 sierpnia 1998 r.)
Pomóż w rozwoju naszego portalu