Warszawskie dzieci idziemy w bój...
O każdy kamień Twój... Stolico!
Oddać krew.
1 sierpnia 1944 r. o godzinie 17.00 - kryptonim „W” - 45-tysięczny Warszawski Korpus Armii Krajowej, opierając się na decyzji władz politycznych i wojskowych, rozpoczął własnymi
siłami bój o wyzwolenie stolicy. Po dzień dzisiejszy trwają spory, czy Powstanie miało sens, czy nie. Spory te prawdopodobnie nigdy nie ustaną. Dzisiaj, z perspektywy 60 lat, bardzo łatwo ferować wyroki
i poprawiać historię.
Oczerniało się i oczernia ludzi, którzy musieli podejmować decyzje, wiedząc, iż zadania są trudne do wykonania lub w ogóle niewykonalne. Mówi szef Sztabu Komendy Głównej Armii Krajowej - gen.
brygady Tadeusz Pełczyński, pseudonim „Grzegorz”: „Powstanie Warszawskie jest aktem bojowym i wydarzeniem wojennym na tak wielką miarę, że stanowi pozycję samą w sobie. Trudno uważać
je za fragment « Burzy», jakkolwiek w jej ramach się odbyło i z całością tego działania jest związane…”. Od pierwszych godzin napaści Niemców i Sowietów podjęliśmy walkę, w konflikt
światowy byliśmy zaangażowani od samego początku. To my pierwsi powiedzieliśmy zaborcom brunatnym i czerwonym: „NIE!”. Zawierzyliśmy paktom. Nie wiedzieliśmy tylko, że dla naszych sojuszników
słowo „honor” jest pojęciem abstrakcyjnym.
W efekcie walka odbywała się w kompletnym osamotnieniu. Poprzez Służbę Zwycięstwu Polski i Związek Walki Zbrojnej powstawała i kształtowała się Armia Krajowa. Wywiad AK działał na terenie całej Europy.
Dywersja (Wrocław, Berlin) i nasilająca się aktywność oddziałów partyzanckich, w której Armia Krajowa nabierała doświadczenia i rozrastała się do ponad 500-tysięcznej siły zbrojnej. W swych fundamentalnych
założeniach AK była przygotowywana do wystąpienia zbrojnego przeciw Niemcom na szeroką skalę, a w ramach akcji „Burza” musiałoby to doprowadzić do wybuchu - alternatywy nie było!
Na scenę wkraczała jednak wielka polityka, prowadzona przez mocarstwa w stosunku do Polski, i coraz wyraźniej zarysowywała się zdrada naszych zachodnich sojuszników.
Są także inne przyczyny, które mogły zaważyć lub zaważyły na decyzji podjęcia walk o stolicę. To propaganda bolszewicka zza Wisły - audycja tzw. Związku Patriotów Polskich 29 lipca 1944 r.
o godz. 20.15 na falach Moskwy i wielokrotnie powtarzane hasła: „Walczcie przeciwko Niemcom”, „Warszawa bez wątpienia słyszy już huk armat”.
30 lipca radiostacja polskojęzyczna im. T. Kościuszki nadała czterokrotny apel: „Ludu Warszawy, do broni! Warszawa drży w posadach od ryku dział … Uderzcie na Niemców … Podejmijcie
czynną walkę na ulicach, w domach, fabrykach… Pomóżcie Czerwonej Armii w przeprawie przez Wisłę …” i wyjątkowo nikczemny rozkaz z 28 lipca 1944 r. Michała Żymierskiego, w którym
pada zdanie: „Wierzę, że ci, którzy dali się zwieść zgubnej agitacji oficerów AK i znajdujący się pod dowództwem Sosnkowskiego zrozumieją wreszcie, gdzie jest ich miejsce”.
Tych apeli słucha lud Warszawy - poniewierany przez wszystkie lata okupacji, rozstrzeliwany w egzekucjach, lud z masowych łapanek ulicznych, wywożony do niemieckich obozów koncentracyjnych.
A na zapleczu frontu niejako patrzące na walkę w linii Wisły milionowe miasto, „najeżone” ukrytą bronią i dyszące odwetem na okupancie za lata poniewierki, pohańbienia i zbrodni. Czy dziesiątki
tysięcy młodych ludzi, szkolonych wojskowo przez liczne akcje zbrojne w ciągu całych 5 lat okupacji, siedziałyby potulnie? Sierpniowa Warszawa 1944 r. - to echa Warszawy z 1920 r. Tak
wtedy, jak i teraz walczono o te same wartości. Był to bowiem bój o chrześcijaństwo jak najszerzej pojęte, o wiarę ojców naszych, o Polskę! O wolność, niepodległość, suwerenność, cywilizację rzymsko-łacińską,
o całą Europę, o kształt świata. To była również walka o pamięć Narodu, która dzisiaj jest rozmazywana, wręcz unicestwiana przez liczne polskojęzyczne media.
Zażarte walki sierpnia i września: Stare Miasto, Powiśle, Mokotów, Ochota, Żoliborz, gdzie poległ mój ojciec, walka o każdy metr ulicy, o każde piętro budynku, o poszczególne pomieszczenia, walka
o ołtarz w katedrze warszawskiej - bo za nim skryli się Niemcy - to coś z symbolu i memento nadchodzącego czasu. Przy ul. Emilii Plater - barykada, kruchutka, kilku strzelców, piat,
a naprzeciw trzy czołgi „pantery”, za nimi piechota. Nie przeszli!
63 dni heroicznych zmagań!
Jak to się stało, że przez ponad 2 miesiące Niemcy posiadający ogromną przewagę militarną nie byli zdolni do likwidacji Powstania? Trudno to dzisiaj zrozumieć. Jakimże więc mianem określić czyn, którego
dokonali żołnierze Armii Krajowej? Armia, która „rozwaliła” całą Europę, nie złamała ducha powstańców - hartu dla nas dzisiaj niewyobrażalnego, odwagi i wiary, zniewalających swą siłą.
Powstanie nie osiągnęło celów militarnych i wojskowych, ale strony moralna i polityczna zostały dla Polski uratowane.
Mówić dzisiaj, że nie należało podejmować decyzji walki - to tak, jak oddać w 1939 r. bez walki niepodległą Polskę Niemcom i Sowietom. Zapomnieć o legendzie Legionów - zapomnieć o
heroizmie roku 1920! Przekreślić bitwę o Wielką Brytanię, o Narwik, Tobruk, Falaise, Arnhem, Bredę, Gandawę! Przekreślić boje o zdobyte przez nas Wilno, Lwów, Nowogródek, Chełm, Lublin, w ramach akcji
„Burza”? Czyż można było przekreślić i oddać nieśmiertelną legendę walk II Korpusu dowodzonego przez gen. broni Władysława Andersa - Monte Cassino, Rzym, Loreto, Bolonię, Anconę -
drogę do Ojczyzny znaczoną krwią żołnierza polskiego?
Jak wspaniale przedstawiają istotę rzeczy słowa, wypowiedziane przez znakomitego pisarza polskiego Gustawa Herlinga-Grudzińskiego: „Była to bez wątpienia bitwa wielka …, chcieliśmy jej,
żyliśmy myślą o niej w Palestynie, Iraku, Egipcie, szkoląc się na pustyni, nasłuchując wiadomości z Polski”. Łatwo dziś stwierdzić, że pięć miesięcy po Teheranie walka była już politycznie zbyteczna.
Równie łatwo wydać dziś podobny, jeśli nie bardziej stanowczy osąd o Powstaniu Warszawskim. Historia Armii Krajowej zmierzała od początku ku Powstaniu, tak jak bitwa była wpisana od początku w historię
II Korpusu. Krytycy Powstania Warszawskiego nie chcą pamiętać, że wybuchło ono, bo nie chcieliśmy oddać bez walki istniejącego niepodległego Polskiego Państwa Podziemnego i szansy niepodległego bytu.
„Dziś myśli się tylko o zniszczonej substancji narodowej w obliczu niewoli, która nastąpiła, a nie o tej substancji, którą niewola zniszczyła” - stwierdza wspomniany wyżej pisarz.
Zapłaciliśmy wysoką cenę. Warszawa padła, ale jest Polska. To dzięki Wam, żołnierze polscy wszystkich frontów. Hołd Wam, żołnierze Armii Krajowej, za bój o Warszawę. W tej nierównej walce stanęliście
w obronie tego, co w człowieku najwartościowsze, w obronie Polski suwerennej i w obronie chrześcijańskiej cywilizacji. To była bitwa o chrześcijański kształt Polski, ale również o chrześcijański kształt
Europy. Na naszych sztandarach widniało hasło: „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Angażując się w pracę bojową czy cywilną w strukturach Polskiego Państwa Podziemnego, przysięgaliśmy: „W imię Boga
Wszechmogącego”. My dochowaliśmy wierności ideałom, z których wyrosła nasza Ojczyzna. Tego Powstania nie da się zrozumieć w kategoriach ocen wojskowych czy politycznych, bo na płaszczyźnie moralnej
i duchowej myśmy to Powstanie wygrali!
Trzeba było długich, bez mała 50 lat, by okazało się, iż Powstanie Warszawskie było długofalową polską racją stanu. Najwyższy czas uzmysłowić sobie, że bez Powstania nie byłoby nawet PRL-u -
byłaby 17. republika, o co zabiegali polskojęzyczni komuniści z Wandą Wasilewską na czele. Już wtedy bylibyśmy na „białych niedźwiedziach” i już wtedy byłyby zrealizowane zamiary Unii Europejskiej,
że ma nas być nie więcej jak 15 mln - no, może 17 mln (traktat rzymski). Armia Krajowa była armią polską związaną z chrześcijańskimi tradycjami narodu. Wyrastała z ducha myśli 1000-letniej Rzeczypospolitej.
Zakorzeniona była we wskazaniach Konstytucji 3 maja 1791 r. oraz w hasłach naszych powstań narodowych. Taki był żołnierz polski z tamtych lat. Takie było społeczeństwo - naród. „W imię
Boga Wszechmogącego …”, „Za wolność waszą i naszą”. W ostatnim rozkazie do Wojska (AK) gen. Bór-Komorowski dziękował za heroiczną postawę, składał hołd poległym mieszkańcom stolicy,
przekazywał wyrazy podziwu i wdzięczności. Odchodzące do niewoli oddziały kapelan błogosławił Przenajświętszym Sakramentem. W telegramie wysłanym przez Prezydenta Najjaśniejszej Rzeczypospolitej do dowódcy
AK czytamy: „W blasku zgliszcz heroicznego miasta, każdy kto chce patrzeć, dojrzeć musi tę wielką prawdę: nie ma ceny, której nie bylibyśmy gotowi zapłacić za wolność i niepodległość”.
Dr Janusz Radłowski jest emerytowanym pracownikiem Uniwersytetu Wrocławskiego, członkiem Światowego Związku Żołnierzy AK oraz sekretarzem Zarządu Głównego WIN-u.
Pomóż w rozwoju naszego portalu