Z ks. kan. Stanisławem Muzalem z diecezji łomżyńskiej rozmawia ks. Paweł Maciaszek
Ks. Paweł Maciaszek: - W obecnym czasie ogromną popularnością cieszy się osoba Matki Teresy. Wiem, że Ksiądz Kanonik miał szczęście dwukrotnie rozmawiać ze Świętą z Kalkuty. Proszę o przybliżenie nam okoliczności tych spotkań.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ks. kan. Stanisław Muzal: - Nasza znajomość rozpoczęła się podczas pielgrzymki do Lourdes, w Grocie Objawień, w 1979 r. Pamiętam dokładnie letnie, upalne przedpołudnie i moją modlitwę. Byłem tam jedynym kapłanem ubranym w sutannę. Może dlatego Matka Teresa podeszła właśnie do mnie i powiedziała: „Ojcze duchowny, podaj mi Komunię św.”. Z radością spełniłem tę prośbę i rozeszliśmy się. Kilka minut później miało miejsce kolejne spotkanie. Tym razem przy cudownym źródełku. Zaskoczony zostałem pytaniem, z jakiego jestem kraju. Kiedy odpowiedziałem, że jestem księdzem z Polski, usłyszałem zapewnienie: „Ja do Polski przyjadę, bo mam zaproszenie od Sióstr Służebniczek Krzyża z Lasek, z Zakładu dla Niewidomych”. Bardzo się cieszyłem z tego krótkiego spotkania.
- Jak się domyślam, wiedząc o planowanej podróży Matki Teresy do Polski, zapewne Ksiądz Kanonik chciał się z nią spotkać po raz kolejny. Czy tak rzeczywiście było?
Reklama
- Niezupełnie tak. W 1983 r. byłem uczestnikiem pielgrzymki kapłanów diecezji płockiej do Rzymu. O godz. 7.00 stawiliśmy się na Okęciu na odprawie celnej, jednak z powodu mgły nie odlecieliśmy o czasie. W trakcie oczekiwania mój przyjaciel - ks. kan. Jerzy Dębowski przybiegł do mnie, mówiąc: „Idź, zobacz, tam w kącie siedzi zakonnica podobna do Matki Teresy. Wy się znacie, więc porozmawiaj z nią”. Tak też się stało. Poznała mnie, serdecznie przywitaliśmy się i poprosiłem o błogosławieństwo dla chorych zakonnic. Mój francuski nie był biegły, poprosiłem więc, by mówiła wolno i wyraźnie. Sam nie wiem, jak to się stało, ale za chwilę była z nami Amerykanka polskiego pochodzenia, która zgodziła się pełnić rolę tłumacza. Wkrótce o pamiątkowe wpisy na obrazkach, książkach, brewiarzach prosili zarówno kapłani, jak i osoby świeckie. Po autograf znanej zakonnicy przychodzili wszyscy, nawet mundurowi pracownicy ochrony pogranicza. Miałem ze sobą 200 obrazków św. Stanisława Kostki, które Matka Teresa również podpisała. Po kilku godzinach oczekiwania zaproszono wszystkich pasażerów na śniadanie. Matka Teresa tłumaczyła: „Nie mamy zwyczaju jadać w restauracji”. Zaproponowałem przyniesienie posiłku do poczekalni, a ona wyraziła zgodę. Zgodził się na to także pracownik restauracji, podając wraz z posiłkiem specjalny stolik. Zakonnica z Kalkuty, uśmiechając się, powtarzała kilkakrotnie, że jeszcze nigdy, na żadnym lotnisku, tak nie jadła. Zjadła prawie wszystko, ale wędlinę włożyła do foliowej torebki, mówiąc, że zawiezie ją współsiostrom, które są w Rzymie. Odnosząc stolik i talerze do restauracji, pomyślałem, że można byłoby kupić trochę wędliny dla tych sióstr mieszkających w Rzymie. Poprosiłem więc o nią kelnera, wyjaśniając mu, dla kogo będzie przeznaczona. Po kilku minutach oczekiwania wręczono mi torbę z wędliną. Kiedy chciałem zapłacić, usłyszałem: „Nie przyjmuję żadnych pieniędzy, jeśli to jest dla sióstr Matki Teresy. Niech i ja coś dobrego zrobię”.
- To bardzo ciekawe zdarzenie. Wiele mówi o prostocie i duchowości zakonnej, a także o dobroci, jaką wyzwala spotkanie z człowiekiem posiadającym takie wartości. Jak dalej przebiegała Wasza podróż?
- Po zejściu do sali odlotów nie zastałem tam już moich współpasażerów, a schody od tylnego wejścia do samolotu powoli odjeżdżały. Na pokład wchodziłem jako ostatni. Stewardesa, po odczytaniu mojego nazwiska, powiedziała, że jestem proszony o zajęcie miejsca obok Matki Teresy na jej osobiste życzenie.
- Wyobrażam sobie, jak wielkie było zaskoczenie Księdza Kanonika i radość Matki Teresy...
- Rzeczywiście, Matka Teresa ucieszyła się bardzo i wyraziła wdzięczność za otrzymany prezent: torbę z wędliną. Podczas około 2-godzinnego lotu opowiedziała mi m.in. o swoim pobycie w Laskach, o spotkaniu z moją chorą ciotką - zakonnicą i o polskich księżach mieszkających w Rzymie, którzy pomagają siostrom na co dzień. Pod koniec podróży Matka Teresa z uśmiechem zapytała, jak ma poradzić sobie z tyloma bagażami. Pomyślałem, że poproszę naszego kierowcę, który wiózł nas do Rzymu, aby pomógł. Podobnie jak w restauracji na Okęciu, i tym razem przysługę wyświadczono za darmo. Rozstaliśmy się w wielkiej serdeczności.
Reklama
- Oczywiste jest, że zetknięcie się z kimś znanym i cenionym pozostawia w nas trwały ślad. Proszę zatem powiedzieć, jak to spotkanie wpłynęło na życie Księdza Kanonika?
- Wielokrotnie wspominałem to spotkanie. Miałem wówczas wrażenie, że rozmawiam z osobą świętą, od której bije spokój i silna wiara. Napełniło mnie to głęboką radością. Zawsze miałem szacunek i uznanie dla tego, co robi Matka Teresa, ale po tym spotkaniu byłem - i jestem - pełen podziwu. Czuję potrzebę opowiadania o tej niezwykłej postaci wszystkim, których spotykam na swojej drodze.
- Dziękuję za rozmowę i życzę, aby Ksiądz Kanonik jeszcze wiele razy dzielił się bogactwem spotkań ze Świętą z Kalkuty. Szczęść Boże!