Dramatyczne konsekwencje zaproponowanej przez postkomunistyczny rząd, a przyjętej przez parlament, ustawy o świadczeniach rodzinnych były przedmiotem debaty prowadzonej w studiu TVP 2 przez Jana Pospieszalskiego
w poniedziałek 25 października (początek o godz. 22.40). Program składał się z wyraźnie różnych dwóch części. W pierwszej - dokonano rzetelnej diagnozy sytuacji rodzin, przede wszystkim najbiedniejszych,
wielodzietnych, a także niepełnych, w których matki muszą walczyć o alimenty dla swoich dzieci. Dzięki obecności dziennikarki relacjonującej zjawisko masowych, wymuszanych przez perspektywę nędzy rozwodów
„dla pieniędzy” w rejonie Łodzi uchwycony został wątek najbardziej chyba dziś wadliwej, krótkowzrocznej, przez wielu uznawanej za tendencyjną, polityki socjalnej postkomunistów. Trzeba jednak
wiedzieć, że tak naprawdę autorem tej polityki jest chora koncepcja gospodarcza państwa, którą utożsamić należy z założeniami tzw. reformy Balcerowicza. Na tym tle udział w debacie dwóch, niewątpliwie
dzielnych i wzbudzających sympatię, matek, które reprezentują masowy już dziś ruch społeczny broniący dzieci z niepełnych rodzin przed pozbawieniem ich - de facto, z powodu błędnych procedur -
alimentów, wywołał pewne uczucie niedosytu. Próbował o tym mówić Miłosz Marczuk z Najwyższego Czasu, ale nie był chyba dobrze rozumiany w gronie ludzi zajętych przede wszystkim analizą doraźnych pociągnięć
władz. Również kapitalne stwierdzenie M. Marczuka, że państwo, które nie dba o to, by było szanowane przez swoich obywateli, nie jest w stanie prowadzić sensownej i skutecznej polityki społecznej, nie
zostało podjęte. Tego szacunku nie zdobywa się jednak pomnażaniem funkcji opiekuńczych, lecz pomnażaniem wolności obywatelskich i przemyślaną, dojrzałą, zgodną z suwerenną wizją rozwoju gospodarczego
polityką podatkową. Bez echa przeszedł podany przez M. Marczuka przykład na to, w jaki sposób bezrefleksyjne, automatyczne dawanie pieniędzy, nazywane pomocą socjalną, rozbija rodziny - przekonuje
o tym znany amerykański eksperyment z zasiłkami, które wywołały w masowej skali radykalny wzrost biernych postaw.
Znaczna część dyskusji toczyła się wokół pytań: dlaczego współczesna cywilizacja jest tak nieprzychylna rodzinie i czy rząd zdaje sobie sprawę z tego, że rodzina jest wielkim dobrem - i człowieka,
i państwa? To wielkie dobro trwa i rozwija się także dzięki działaniom ludzi Kościoła rozumiejących, że rodzina jest prawdziwym podmiotem życia społecznego. Przekonywająco brzmiały argumenty Antoniego
Szymańskiego - socjologa, znanego obrońcy życia, Jerzego Wociala - filozofa i Marka Jurka. Dużo czasu zabrały jednak monologi Moniki Płatek, przedstawicielki Biura ds. Równego Statusu Kobiet
i Mężczyzn, które były przykładem tak typowej dla UW pustej elokwencji. Wiadomo nie od dziś, że dyskusja z reprezentantami tej formacji jest niemożliwa, szczególnie w sytuacji, gdy towarzyszy jej niepohamowana
ekspresja, jak w przypadku tej przedstawicielki UW. Natomiast argumenty spokojne i wyważone wypowiadała z wielką kulturą dr Wisła Strużalska, analizująca zjawiska, a nie doraźne statystyki.
Druga część debaty - stała się typową dla telewizyjnej publicystyki ostatnich miesięcy przepychanką słowną. Nie udało się uzyskać odpowiedzi na pytania: czy mamy problem z przemocą w rodzinie
oraz czy specjalne przywileje udzielane przez państwo homoseksualistom po to, by mogli zalegalizować swoje związki, będą szkodliwe dla instytucji małżeństwa. Przebieg rozmowy udowodnił ponad wszelką wątpliwość,
że z częścią opinii publicznej reprezentującą polityczną poprawność - zgodnie z celną formułą M. Jurka - nie mamy wspólnych pojęć co do tego, czym jest rodzina i czym są jej powinności.
Pomóż w rozwoju naszego portalu