Za wstawiennictwem Księdza Jerzego
Reklama
Trzynaście lat minęło od tamtego lata, kiedy w ośrodku wczasowym w Jaworznie Anna Róg oczekiwała na przyjazd z Gdańska męża Mieczysława. Niestety, od syna dowiedziała się, że zabrano go do szpitala w
bardzo ciężkim stanie, z rozpoznaniem zawału serca z powikłaniami. Został przywieziony z ulicy, gdzie stracił przytomność - nastąpiło zatrzymanie akcji serca. Do chwili przybycia karetki pogotowia,
czyli przez ok. 25 minut, reanimował go przypadkowy przechodzień.
Gdy przyjechała do Gdańska, lekarze powiadomili ją, że stan męża jest krytyczny. Sama jest lekarzem i doskonale zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji, ale nie dała za wygraną i rozpoczęła walkę o
życie męża. Walkę bronią, która w tej sytuacji zda się najstosowniejsza - modlitwą. Przypomniała sobie zdarzenie, które stało się dla niej ważną wskazówką. Pięć lat wcześniej jej mąż, przewożąc
materiały dotyczące ks. Popiełuszki, uległ wypadkowi. Samochód nadawał się do kasacji, a on sam wyszedł z tego cało, prawie bez żadnych obrażeń. Mało tego, materiały zabrał przypadkowy kierowca żuka,
który zawiózł je pod wskazany adres, dzięki czemu pan Mieczysław uniknął, jeśli nie więzienia, to na pewno wielu nieprzyjemności. Żona uznała więc, że jest on pod szczególną opieką tego Męczennika i rozpoczęła
modlitwy za jego wstawiennictwem.
„To była uroczystość Przemienienia Pańskiego - pani Anna pamięta dokładnie - ósmy dzień pobytu w szpitalu i dzień, w którym w kościele św. Stanisława Kostki w Warszawie odprawiona
została Msza św. w intencji męża. Wtedy nastąpiła nagła poprawa, mąż zaczął rozpoznawać otoczenie, można go było odłączyć od respiratorów”. Po miesiącu opuścił klinikę i wkrótce całkowicie powrócił
do zdrowia.
Oboje z żoną wierzą, że wszystko, co się wydarzyło, było szczególnym dowodem działania Bożej Opatrzności. Podobnego zdania byli lekarze, którzy opiekowali się pacjentem, i to oni namówili panią Annę
do szczegółowego opisania przypadku i przesłania dokumentacji do Sekretariatu Episkopatu Polski. Gdy więc 8 lutego 1997 r. w żoliborskim sanktuarium św. Stanisława Kostki uroczyście rozpoczęto proces
beatyfikacyjny ks. Jerzego Popiełuszki, Anna Romańczuk-Róg była jedną z dwóch kobiet, które stanęły przed jego matką, aby podziękować za wstawiennictwo syna.
Zawierzyć do końca
Reklama
Rok później przyszła próba straszna, najcięższa z możliwych - śmierć jedynego, ukochanego syna. Miał 25 lat, był zdrowy, radosny, szczęśliwy. Właśnie zaczął pracować i oddał rodzicom pierwszą pensję.
1 lutego 1998 r. wyszedł na mecz hokejowy. Wygrała drużyna, której kibicował. Młody mężczyzna w geście radości, wraz z innymi wiwatującymi, wzniósł ręce w górę i... zmarł, prawdopodobnie na skutek
arytmii, która zatrzymała akcję serca. Jak się z tym pogodzić?
„Bolesne tajemnice różańcowe, które przez pół roku przed śmiercią syna odmawiałam codziennie w jego intencji, sprawiły, że zamiast buntu i rozpaczy, mogłam w nekrologu napisać: Matko Miłosierdzia,
przytul do swego serca naszego jedynego ukochanego syna. Panie Jezu, otwórz mu bramy niebios, a nam daj siłę przyjąć ten krzyż - mówi pani Anna. - To było nasze wołanie do Boga, byśmy ten
ból mogli znieść. Bóg dał tę siłę. Mimo tragedii, jaka nas spotkała, nie zamknęliśmy się w domu. Idziemy do ludzi, zwłaszcza młodych, jego kolegów i mówimy im o Bogu, o Różańcu i jego mocy”.
Pół roku później państwo Anna i Mieczysław Rogowie cudem uniknęli poważnych obrażeń w wypadku samochodowym. Inne pojazdy zostały kompletnie zniszczone, ich auto tylko lekko zadrapane. Małżonkowie
podczas podróży, jak zwykle, odmawiali Różaniec. Na pamiątkę tego ocalenia postawili na swojej leśnej działce kapliczkę - figurkę Matki Bożej Pocieszenia, jak ją nazywają, z napisem: „W podzięce
za uratowanie życia”. „Po coś nas Pan Bóg zostawił przy życiu” - mówią. I starają się nieustannie odczytywać te Boże plany wobec nich. Wszak zawierzyli do końca Bożej Opatrzności.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Z Matką Bożą na Białoruś
Po śmierci syna Anna i Mieczysław Róg nawiązali kontakty z rodziną na Białorusi. Odwiedzili ją po raz pierwszy w 2001 r. i od tego czasu zaczęły się coroczne wyjazdy przede wszystkim do Udziału i
Mosarza. Dla Białoruskiego Niepokalanowa w Udziale przekazali obraz św. Maksymiliana, namalowany przez Nelę Wojniakiewicz - kustosza muzeum ks. Jerzego Popiełuszki. Na prośbę ks. prał. Józefa Bólko
z Mosarza przywieźli w ubiegłym roku figurę Matki Bożej z Lourdes, a tego lata figurę św. Bernadetty. Oczywiście, za każdym razem są też dary w postaci kielichów, monstrancji, ornatów. Ostatnio darem
były odnowione świeczniki z mosarskiej parafii, przechowywane w rodzinie pani Anny.
Wszelkie trudy związane z tymi wyprawami wynagradza im radość tamtejszych parafian i zetknięcie z prawdziwą wiarą w odradzającym się Kościele na Białorusi. Są też pełni podziwu i uznania dla tamtejszych
ogromnie zaangażowanych kapłanów, zwłaszcza ks. Bólko, którego z racji jego pobożności, dbałości o wiernych, o kościół i otoczenie oraz niespotykanej skromności nazwali drugim proboszczem z Ars.
Dwie matki
Anna Róg i Marianna Popiełuszko pierwszy raz spotkały się we wsi Okopy, dokąd ta pierwsza wraz z mężem pojechała w ślad za przesłaną dokumentacją dotyczącą uzdrowienia pana Mieczysława. Tak zaczęły się
ich spotkania i wzajemna wymiana listów. Pani Anna przechowuje te krótkie kartki napisane niewprawną ręką Marianny Popiełuszko z największą pieczołowitością. Są wśród nich podziękowania za lekarstwa,
które jej dostarczała. Jest też dedykacja na książce poświęconej ks. Jerzemu Popiełuszce Jestem gotowy na wszystko: „Nie rozpaczaj po stracie syna, a zgadzaj się z wolą Bożą. Bóg tak chciał postawić
pod krzyżem swoim, bo Ciebie kocha” - napisała matka Księdza Jerzego matce Pawła.
Spotykały się wielokrotnie. W drodze na Białoruś państwo Rogowie zawsze odwiedzali gościnny dom Popiełuszków. Dwa lata temu znaleźli się tam tuż przed śmiercią ojca Księdza Jerzego, który w ich obecności
na krótko odzyskał przytomność i pożegnał się z nimi. W tym roku również odwiedzili Mariannę Popiełuszko. Są pod wielkim wrażeniem jej ogromnej pracowitości i troski o rodzinę oraz słów, które padły tego
lata przy pożegnaniu, gdy zapowiedzieli, że jest to już chyba ich ostatni wyjazd, bo nie mają tyle siły, aby pokonywać wszystkie związane z tym trudności. „A jak w przyszłym roku będę chciała z
Wami pojechać, to co zrobicie?” - zapytała. A więc już zaczynają myśleć o kolejnej wyprawie...