Od kiedy zakwestionowano istnienie Prawdy, ruszyła masowa produkcja różnego rodzaju pół-ćwierćprawd i mniemanii - tym popularniejszych, im bardziej schlebiających poślednim gustom, ptasim móżdżkom i tzw. pobożnym życzeniom. Zresztą, kto śmiałby już twierdzić, że warunkiem przyjęcia pełnej prawdy o człowieku i rzeczywistości jest szeroki wewnętrzny horyzont, odwaga i wolność od modnych zabobonów...
Kolejny Kopciuszek został Królową. A ta wprowadziwszy się do pałacu, poczuła się trochę nieswojo w obcym sobie świecie, gdzie nie wszystko rozumiała, nie wszystko potrafiła nazwać i nie do wszystkiego umiała szybko dorosnąć. Ale to ona była tu królową, a król był tak często nieobecny w pałacu, jak niegdyś jej ojciec w domu, którym rządziła macocha z jej córkami. Zaczęła więc rządzić po swojemu. Ufała przecież swojemu dobremu sercu. Zaczęła od sokoła, którego nagle ujrzała na ramieniu pazia. Nigdy w życiu nie widziała takiego... gołębia. Wezwała więc balwierza, by przyciął mu dziób, pazury i skrzydła, ponieważ gołąb nie może tak wyglądać. „O, teraz wygląda, jak należy - stwierdziła uradowana. - Ktoś się nim dotąd bardzo źle opiekował”. Potem, zniesmaczona, patrzyła na rycerzy. - „Jak można ubierać się tak niegustownie i jeszcze wyżywać się na takich okropnych turniejach? - myślała. - To brzydkie i nieludzkie.” Zarządziła więc zniesienie stanu rycerskiego w swoim królestwie i zabroniła noszenia jakiejkolwiek broni. Rycerzy kazała przemianować na paziów i bardzo się cieszyła, widząc ich w kolorowych, twarzowych kostiumach, usługujących jej i damom dworu. „Odtąd już na pewno nie będzie wojen - zarządziła - bo to rycerze je wywoływali. Że też nikt na to dotąd nie wpadł”. Usuwając z pałacu i królestwa rycerzy, trzeba było zmienić wychowanie chłopców. Królowa zarządziła więc, że trzeba będzie wychowywać ich tak jak macocha jej przyrodnie siostry (tak im tego po cichu kiedyś zazdrościła). I nagle poszła w świat legenda o królestwie, gdzie sokoły zmieniają się w gołąbki, rycerze - w kolorowych paziów, a chłopcy stają się piękni i czuli jak wypieszczone i kapryśne trochę dziewczynki. Legenda była tak urocza, że matki opowiadały ją sobie wzajemnie i swoim dzieciom, mimo że królestwo Mniemanii dziwnie szybko znikło z powierzchni ziemi. Ale cóż z tego, że go już nie było (a koniec jego był ponoć straszny), jeśli w legendzie jest tak piękne, że mimo wszystko powinno być. Tylko że nikt jakoś nie opowiada o rozpaczy króla, który wciąż szuka królestwa, którego już nie ma, i o ojcach, co wciąż zapominają, że mają w domach córki Kopciuszki... A może ich domów też już nie ma?
Gdy ludzie tylko śnią sny o sobie, karmią się ckliwymi bujdami i naginają rzeczywistość do urokliwych utopii, to taka baśń na pewno nie skończy się szczęśliwie. Tylko, kto i komu ją właściwie opowiada?... I czy słyszą ją ojcowie?
Pomóż w rozwoju naszego portalu