Uporczywa, zmasowana propaganda antypolska przynosi już swe zatrute owoce: młodzi Polacy (nie wiem, jak wielu, nikt tego nie bada) zdają się mieć za nic takie pojęcia, jak godność czy tożsamość narodowa. Przecież od rana do wieczora wmawia się im, że naród to przeżytek, a naród polski - w szczególności...
Swego czasu pisałem o wydanym przez młodą polską firmę planie Wrocławia, gdzie wielkimi czcionkami wybito nazwę BRESLAU, a niżej, mniejszymi, jej polski odpowiednik. Czy wyobrażacie sobie Państwo, że w Niemczech jakikolwiek wydawca odważyłby się wydać plan powiedzmy Szczecina, eksponując nazwę polską? Czy byłoby do pomyślenia umieszczenie w jakimś nawiązującym do historycznych związków z Polską hotelu - np. „Lambert” w Paryżu - napisów wyłącznie po polsku, bez tłumaczeń na język francuski? Ale w Sopocie, w hotelu „Opera”, są ciekawe fotografie spektakli operowych w Operze Leśnej w latach 20., opisane po niemiecku - i żadnego polskiego tłumaczenia nie ma!
Dzieci i młodzież szkolna kupują w polskich sklepach ładnie (no, nie zawsze!) wydane zeszyty, na których okładkach nie ma ani słowa po polsku! Oto przykłady pierwsze z brzegu: „Classic Office” (polska firma w Lubiczu); „Color Kaleidoscope” (polska firma w Garwolinie); „red line” (polska firma w Warszawie)). Czy zeszyty z takimi napisami zaproponowałyby firmy francuskie - francuskim dzieciom?!
W natłoku afer, w które obfituje nasza rzeczywistość, przemknął niemal niezauważenie pewien skandal językowy: okazało się, że w Polsce jest możliwe sporządzanie umów o pracę Polaka z instytucją, działającą w Polsce, wyłącznie w języku obcym, np. angielskim. Komu zaś się to nie podoba - won! Wyobraźmy sobie teraz, że jakiś Anglik chce pracować w polskiej firmie, a ta proponuje mu umowę wyłącznie po polsku...
Pomóż w rozwoju naszego portalu