Reklama

Bliżej Człowieka

To sam Chrystus cierpi

Jolanta Obara z pacjentką

Marta Górska

Jolanta Obara z pacjentką

Do szpitali trafiają ludzie chorzy nie tylko fizycznie.
Często nie mniej niż ból doskwierają im samotność, bieda, poczucie opuszczenia.
Szczególnie ważna staje się wtedy życzliwość, którą zapracowany i źle opłacany personel medyczny stara się, mimo wszystko, okazywać.
Nieważne, czy kieruje się zwykłym ludzkim współczuciem, czy też, jak siostry zakonne, widzi w każdym chorym cierpiącego Chrystusa.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Ludzie znikąd

Ich przybycie często sygnalizuje nieprzyjemny zapach. Brudni, zarośnięci, nierzadko pijani bezdomni przywożeni są przez pogotowie z okolic dworca kolejowego. Traktowani są jak wszyscy inni pacjenci, jednak pracy jest przy nich dużo więcej. Trzeba ich umyć, ogolić, przebrać w nowe ubrania, bo stare, lepiące się od brudu, zazwyczaj nadają się jedynie do spalenia. Do Szpitala Miejskiego im. św. Wincentego à Paulo w Gdyni trafia kilkaset takich osób rocznie.
- Są tacy, którzy wracają jak bumerang, choć udało się nam załatwić dla nich miejsca w schronisku - opowiada Jolanta Obara, pielęgniarka społeczna. - Umieszczenie tam bezdomnego nie jest sprawą łatwą i wymaga, szczególnie w przypadku osób spoza Gdyni, załatwienia całego szeregu formalności. Wiele osób nie wytrzymuje jednak długo, ze względu na panującą tam dyscyplinę.
Obecnie pani Jolanta zajmuje się bezdomnym mężczyzną, przywiezionym w stanie ogólnego wyczerpania. Podobnie, jak wielu innych pacjentów „bez adresu” cierpi na anemię, spowodowaną przez... wypijające krew wszy. Często zdarza się też, że bezdomni cierpią na marskość wątroby, bo nawet młode organizmy nie wytrzymują systematycznego zatruwania „wynalazkami” w rodzaju denaturatu.
Wiele osób umiera, często do końca w izolacji i opuszczeniu. Jolanta Obara wspomina niespełna 30-letniego człowieka, którego ojciec wyrzucił kilka lat wcześniej z domu. Pielęgniarka zadzwoniła do niego, informując o bardzo ciężkim stanie syna. Mężczyzna oświadczył, że go to nie interesuje. Był wręcz oburzony, że ktoś śmie zakłócać mu spokój. Nie chciał niczego wiedzieć, nie odwiedził umierającego.
- Byłam zszokowana taką postawą - wspomina pani Jolanta. - Tym bardziej że znam drugą stronę medalu. Kilkudziesięcioletnie kobiety, które właściwie niczego dobrego nie zaznały od synów alkoholików, do końca okazują żywe zainteresowanie ich losem i nie pozwalają powiedzieć na nich złego słowa. Widocznie serce matki nie potrafi chować urazy.

Reklama

Chorzy na samotność

Zmienia się model życia w naszym społeczeństwie. Rodzina wielopokoleniowa odchodzi w przeszłość, coraz częściej starzy ludzie stają się ciężarem, którego dzieci najchętniej by się pozbyły. Bywa, że pretekstem do usunięcia seniora z domu staje się jego choroba lub chwilowa niepełnosprawność. Zdarza się to tym częściej, im wyższy jest status społeczny i wykształcenie rodziny. Wśród ludzi prostych, niebogatych szacunek dla rodziców i dziadków jest wciąż czymś powszechnym.
W szpitalach nieraz okazuje się, że opuszczający oddział sędziwy pacjent właściwie nie ma gdzie wrócić. Dzieci twierdzą np., że pracują i nie mają czasu na opiekę. „Proszę go gdzieś umieścić, przecież od tego jesteście!” - słyszy personel medyczny. Tymczasem o miejsce w domu pomocy społecznej czy w zakładzie opiekuńczo-rehabilitacyjnym wcale nie jest łatwo i z całą pewnością nie można tego załatwić z dnia na dzień.
Bywają też bulwersujące przypadki, kiedy rodzina przyjmuje starszą, chorą osobę z powrotem, ale tylko po to, aby skorzystać z jej renty czy emerytury. W przypadku ludzi niepełnosprawnych, wymagających stałej opieki, dochodzi wtedy do prawdziwych dramatów - wcześniej czy później trafiają znów do szpitala, z ogromnymi odleżynami i w stanie zazwyczaj gorszym niż poprzednio. Zresztą los staruszków w zakładach opiekuńczo-rehabilitacyjnych też nie jest do pozazdroszczenia. Rodzina umieszcza ich tam „na pewien czas”, nierzadko przeciągający się potem do wielu lat. Korytarze takich placówek pełne są starszych pań i panów z nadzieją spoglądających na każdą postać pojawiającą się w drzwiach. Smutny to widok, tym bardziej że dzieci i wnuki, uspokoiwszy sumienie twierdzeniem, że „chory jest pod dobrą opieką”, nie kwapią się do odwiedzin.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Bóg mnie powołał

Gdyński Szpital Miejski zbudowały przed II wojną światową Siostry Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo, popularnie zwane Szarytkami. Pracowały w nim także po wyzwoleniu, zanim komunistyczne władze zastąpiły je pielęgniarkami świeckimi. Od tego czasu rzadko widuje się już postacie w habitach na oddziałowych korytarzach. W grudniu ub.r. na oddziale neurologii podjęła pracę s. Teresa Szarkowska. Na razie jest na stażu, jednak ma nadzieję, że pozostanie tu dłużej.
- Charyzmat naszego zgromadzenia to służba drugiemu człowiekowi w sprawach ciała i ducha - mówi s. Teresa. - Staram się wypełniać go jak najlepiej, tym bardziej że powołanie odczuwałam już dużo wcześniej. Na początku pracowałam jako ekonomistka, jednak zawsze zatrzymywałam się przy ubogich i żebrzących. Mówiono o nich, że potrafią być nieprzyjemni, jednak mnie okazywali swojego rodzaju wdzięczność za to, że rozmawiałam z nimi. Dziękowali za zainteresowanie i drobną pomoc rzeczową.
Upewniło to s. Teresę w przekonaniu, że Pan Bóg oprócz powołania dał jej misję do spełnienia, a przełożona potwierdziła, że jest to dar, który należy pielęgnować. Wkrótce otrzymała skierowanie do szkoły pielęgniarskiej. Teraz - praca na neurologii, wśród ludzi starszych, najciężej chorych, jest dla niej wyzwaniem. Jak sama określa, z ludzkiego punktu widzenia jest tu bardzo ciężko, bo oprócz obowiązków medycznych trzeba wykonywać wiele posług typowo pielęgnacyjnych. Nieraz czuje znużenie i zniecierpliwienie, jednak wszelkie problemy stara się omawiać z Panem Bogiem w kaplicy. Modli się o pomoc i otrzymuje ją. Na jej drodze pojawia się np. przyjazna dusza, która pomaga odzyskać utracone siły. Często jednak dopada ją zwątpienie. Bywa tak zwykle wtedy, kiedy boleśnie odczuwa brak czasu, aby po prostu posiedzieć przy pacjencie, szczególnie takim, którego prawie nikt nie odwiedza.
- Jest dużo łatwiej, kiedy w każdym chorym widzi się cierpiącego Chrystusa - zwierza się s. Teresa. - Nieraz patrzę na zniekształcone biedą i chorobą rysy pacjenta i myślę: Panie Boże, jakiś Ty zmieniony! Jednak ani przez chwilę nie wątpię, że tu leży potrzebujący pomocy Chrystus, a moim zadaniem jest Mu usłużyć.

Okiem wiary

Siostry zakonne od lat cieszą się dużym uznaniem jako pielęgniarki. Utarło się, że trudno je wyprowadzić z równowagi, a siły fachowe łączą z duchowymi. Szarytki w swojej regule dużo czasu poświęcają na modlitwę i medytację, tak aby do chorych mogły iść spokojne i wyciszone. Już Matka Teresa z Kalkuty zauważyła, że siostry, które biorą na siebie więcej obowiązków, powinny także więcej czasu poświęcać na modlitwę.
S. Ewa Wyszecka, przełożona gdyńskich Szarytek, długi czas pracowała jako pielęgniarka. Obecnie wraz z innymi siostrami pomaga ubogim i potrzebującym.
- Na każdego patrzymy okiem wiary - mówi siostra Ewa. - Nie zważamy na to, że ktoś jest brudny, pijany czy źle się zachowuje. W każdym chorym chcemy widzieć Chrystusa, choć nie zawsze się to udaje, bo człowiek jest tylko człowiekiem. Jednak sakrament pokuty pomaga zregenerować siły.

Podziel się:

Oceń:

2005-12-31 00:00

Wybrane dla Ciebie

„Miał wady, ale pięknie kochał” – wywiad z siostrzenicą bł. P. G. Frassatiego

Bł. Pier Giorgio Frassati

Luciana Frassati/Wikipedia

Bł. Pier Giorgio Frassati

„Bł. Pier Giorgio żył w świecie na sto procent. Miał wady, był prawdziwym człowiekiem. Ale przy tym był prawdziwym chrześcijaninem. To były jego dwie komplementarne tożsamości i jedna nie zawadzała drugiej. Do tego był bardzo kreatywny, a jednocześnie niesłychanie praktyczny" – mówi Wanda Gawrońska, 95-letnia siostrzenica bł. Pier Giorgia Frassatiego. W Krakowie znajduje się ulica Luciany Frassati-Gawrońskiej, jej matki i ukochanej siostry bł. Pier Giorgia. Jej wujek jest z kolei patronem tegorocznych ŚDM w Lizbonie. Z Wandą Gawrońską rozmawiałam w Rzymie, gdzie mieszka na stałe.

Więcej ...

Królowa i mniszka

Św. Elżbieta Portugalska

pl.wikipedia.org

Św. Elżbieta Portugalska

Elżbieta urodziła się w Saragossie. Była córką Piotra III, króla Aragonii, i Konstancji, córki króla Sycylii. Kiedy miała 12 lat, wydano ją za Dionizego, króla Portugalii.

Więcej ...

Z dziękczynieniem za 30 lat istnienia Ośrodka w Rusinowicach

2024-07-04 20:37

BPJG

Od 30 lat regularnie, co trzy tygodnie przyjeżdżają na Jasną Górę, by Matce Bożej zawierzyć swoje cierpienia i troski. Dziś w 500-tnej pielgrzymce podopieczni, wolontariusze i dyrekcja Ośrodka Rehabilitacyjnego im. św. Rafała Archanioła w Rusinowicach dziękowali za jego istnienie. W Kaplicy Cudownego Obrazu z pielgrzymami modlił się bp Sławomir Oder z diecezji gliwickiej.

Więcej ...

Reklama

Najpopularniejsze

Londyn: apel o „nienakładanie” nowych ograniczeń Mszy...

Wiara

Londyn: apel o „nienakładanie” nowych ograniczeń Mszy...

Gdy Jezus kazał paralitykowi wstać, okazał swoją...

Wiara

Gdy Jezus kazał paralitykowi wstać, okazał swoją...

„Miał wady, ale pięknie kochał” – wywiad z...

Kościół

„Miał wady, ale pięknie kochał” – wywiad z...

Św. Elżbieta Portugalska

Święci i błogosławieni

Św. Elżbieta Portugalska

Zmarł ks. Paweł Pilśniak, kapłan wyświęcony rok temu

Kościół

Zmarł ks. Paweł Pilśniak, kapłan wyświęcony rok temu

Zmarł ks. Mirosław Rapcia. Znane są szczegóły...

Niedziela Częstochowska

Zmarł ks. Mirosław Rapcia. Znane są szczegóły...

Tygodnik

Kościół

Tygodnik "Sieci" ujawnia wstrząsające listy ks....

Nowenna do Przenajdroższej Krwi Chrystusa

Wiara

Nowenna do Przenajdroższej Krwi Chrystusa

Skwarzyński: od czasu zatrzymania księdza, jego kondycja...

Wiadomości

Skwarzyński: od czasu zatrzymania księdza, jego kondycja...