KAI: - Czy współpracował Ojciec z tajnymi służbami PRL?
O. Konrad Hejmo: - Nie zgadzam się z tym, co opublikował IPN. Nie współpracowałem ze służbami PRL i nigdy nie miałem z nimi bezpośredniego kontaktu. Na początku lat 80. byłem jedynie małym pionkiem. Dopiero od 1984 r. zacząłem bliżej współpracować z Ojcem Świętym i to jako opiekun polskich pielgrzymek przybywających do Rzymu.
- IPN opublikował nazwisko Ojca jako „kontakt operacyjny” SB.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
- Dla mnie osobiście jest to niezwykle ciężkie doświadczenie. Mam żal do osób z IPN-u, które prowadziły moją sprawę. Zawsze popierałem działalność tej instytucji. Jednak metody i sposób, w jaki przedstawiono moją sprawę, przypominają najgorsze czasy, kiedy bez wiedzy człowieka robiono z nim najgorsze rzeczy.
Przedwczoraj dowiedziałem się od przyjaciół, że IPN ma zamiar opublikować moje nazwisko. Prosiłem tę instytucję, abym mógł przyjechać i porozmawiać na ten temat. Wczoraj już byłem na lotnisku i chciałem lecieć do Warszawy, ale dowiedziałem się, że moje nazwisko zostało już ujawnione. Nie wiem, może moja sprawa potrzebna jest komuś do jakichś politycznych rozgrywek? Moim zdaniem, sprawa metodycznie została źle rozegrana.
Odnośnie do rzekomych informacji, których udzielałem: uważam, że są to bzdury. Nigdy nie kontaktowałem się z przedstawicielami służb bezpieczeństwa. Materiały, które znajdują się w zasobach IPN z początku lat 80., dotyczą mojej pracy dla Sekretariatu Episkopatu Polski. Będąc wówczas studentem Papieskiego Uniwersytetu Angelicum, pisałem dla polskich biskupów przeglądy prasy włoskiej pod kątem tego, co pisano na temat Jana Pawła II i Kościoła polskiego. Wtedy nie tylko włoska, ale i światowa prasa m.in. atakowały Jana Pawła II za odsunięcie od nauczenia szwajcarskiego teologa Hansa Künga. Jeśli moje „prasówki” później zostały przez UB przerobione na donosy przeciwko Janowi Pawłowi II, to już nie moja wina.
- Czy podejrzewa Ojciec jakieś osoby z najbliższego środowiska?
- Po jakimś czasie od mojego przyjazdu do Rzymu polecono mi pewną osobę o nazwisku M., która zmarła jakieś dwa, trzy lata temu. Nie chcę ujawniać jej nazwiska, gdyż żyją jeszcze jego żona i dwoje dzieci. Pochodził z Niemiec i prezentował się jako doradca tamtejszego Episkopatu. Zresztą, przedstawili mi go księża. Był on zainteresowany sprawami Kościoła, tym bardziej że wiedział, czym się zajmuję. Myślę, że SB wykorzystywała moje przeglądy prasy w swoich aktach, szczególnie po pierwszej wizycie Jana Pawła II w Polsce w 1979 r., która miała światowy oddźwięk.
- Prowincjał Dominikanów w Polsce - o. Maciej Zięba powiedział, że widział materiały IPN na temat Ojca i są one „porażające i przekonywające”.
Reklama
- Prowincjał musiał zająć stanowisko. Na pewno informacja ta była dla niego zaskoczeniem.
O. Zięba jest człowiekiem rozsądnym i będziemy rozmawiali na ten temat w przyszłym tygodniu, kiedy przyjedzie do Rzymu.
Podobno w teczkach IPN są materiały sprzed 1979 r. o działalności Zakonu Dominikanów w Polsce. Przed przybyciem do Rzymu pracowałem jako duszpasterz akademicki w Poznaniu. Oczywiście, mieliśmy już wtedy wielu „opiekunów”. Interesowałem się życiem wewnętrznym naszego zakonu. Pracowałem w naszym miesięczniku W drodze i pisałem na temat wielu problemów i projektów przygotowywanych przez nasz zakon. Myślę, że i z tego można było coś wykorzystać do tajnych materiałów.
- Nie składał Ojciec nigdy żadnych deklaracji czy nie podpisywał żadnych dokumentów, nawet nieświadomie?
- Nigdy niczego nie podpisywałem. Przed otrzymaniem paszportu na wyjazd za granicę odbywały się rozmowy z pracownikami SB, którzy przestrzegali, aby nie szkalować PRL-u.
- Jest czymś oczywistym, że zakon był pod lupą SB...
- Ja wcześnie wyjechałem do Rzymu i byłem z daleka od życia zakonnego w Polsce.
- Ojciec był delegowany do Rzymu przez kard. Stefana Wyszyńskiego?
- Tak, na prośbę kard. Wyszyńskiego, który w tej sprawie zwrócił się do ówczesnego prowincjała Dominikanów - o. Mroczkowskiego, abym udał się do pracy w Radiu Watykańskim. Mimo wsparcia ze strony dwóch kardynałów, nie zostałem jednak przyjęty, gdyż byłem dominikaninem, a nie jezuitą. Zostałem wtedy trochę „na lodzie” i rozpocząłem studia w Angelicum. Potem dostałem zadanie informowania Episkopatu o tym, co pisze się o Papieżu, Kościele i Polsce za granicą.
- Zatem - żadna z osób, z którymi się Ojciec kontaktował, nie wzbudzała podejrzeń, że jest przedstawicielem tajnych służb?
Reklama
- Myślę, że osoba M. mogła wzbudzać takie podejrzenia. Często na spotkaniach, wspólnych kolacjach stawiał magnetofon i nagrywał. Zawsze uczestniczyło w nich jednak więcej osób. Moje podejrzenia wobec niego pojawiły się, gdy po 1989 r. zaczęto publikować materiały na temat akt NRD-owskiej Stasi.
- A z kręgów Polaków nie spotkał się Ojciec z podejrzanymi osobami?
- Spotkałem się jedynie z oficjalnymi pracownikami ambasady PRL w Rzymie. Wiedzieliśmy, kto jest kim. Raz spotkałem się z dwoma panami z tajnych służb, przed drugą pielgrzymką Jana Pawła II do ojczyzny w 1983 r., ale dotyczyło to spraw organizacyjnych pielgrzymki.
- Nie próbowano Ojca zwerbować?
- Nie.
- Czy Ojciec wystosuje oficjalnie stanowisko w swojej sprawie?
- Przesłałem takie oświadczenie Ojcu Prowincjałowi. Jeśli będzie chciał, może je opublikować.