Dostałam pocztą internetową list od Ireny, mojej niezapomnianej nauczycielki angielskiego, na której ukraińskim weselu bawiłam się jak nigdy przedtem i dzięki której poznałam wielu wspaniałych skromnych ludzi. Irena mieszka teraz z rodziną daleko stąd. Toczy, jak my wszyscy, swoje kamyki codzienności raz w górę, raz w dół, ze zmiennym szczęściem. I tęskni za swoją zieloną Ukrainą, za Polską i pewnie - mam taką nadzieję - za dobrymi starymi czasami.
Gdy dostałam ten list, pomyślałam o osobach, których nie mogę odżałować. Każdy chyba ma takich wspaniałych ludzi, którzy gdzieś się nam zapodziali. Nic strasznego się nie zdarzyło. Ot, życie poustawiało nas po kątach. W ferworze oni zapomnieli o nas albo my o nich. A przecież przez jakiś czas byli nieodzowni, niezastąpieni, bez względu na skalę „bycia” - makro czy mikro - jakoś nas kształtowali. Wystarczy, że dodawali barwy dniom. I odeszli w swoją stronę, pozostawiając w nas ten cudnie ciepły ślad obecności jak policzek przytulony do mokrej szyby. W tym liście, który czytam teraz we wszystkie szare dni, jest coś z radości, piękna oraz fascynacji życiem, jaką mają w sobie osoby pokroju Ireny. Że czasem trzeba wziąć się w garść, postawić się życiu, zacząć nim rządzić, zanim ono zacznie rządzić nami. Ale bez owej mrożącej otoczenie surowości, bez zarzekania się i wygrażania pięścią. Raczej z dystansem i łagodnością. Irena przesłała mi tekst nie swojego autorstwa, sądząc, że będzie mi on w jakiś sposób potrzebny. Był. I chcę go teraz przesłać wszystkim tym, którym chwilami bywa ciężko na duszy.
„Zrozumiałam, że nie ma znaczenia, jeśli coś złego się przydarzy albo to, jak czarny jest dzisiejszy dzień.
Życie idzie dalej i jutro będzie lepiej.
Zrozumiałam, że o człowieku świadczy, jak sobie radzi z tymi trzema rzeczami:
1) deszczowym dniem
2) zagubionym bagażem
3) splątanymi łańcuchami lampek na choinkę.
Zrozumiałam, że obojętnie jaki ma się stosunek do rodziców, to tęskni się za nimi, gdy już ich nie ma.
Zrozumiałam, że zarabiać dobre pieniądze i móc sobie pozwolić na wiele rzeczy to nie to samo, co mieć dobre życie.
Zrozumiałam, że życie daje czasami jeszcze jedną szansę.
Zrozumiałam, że przez życie nie można przejść z rękawicą baseballową na obu rękach. Czasem trzeba też wyrzucić piłkę.
Zrozumiałam, że jeśli coś postanowię głęboko z serca, to najczęściej jest to właściwa decyzja.
Nauczyłam się, że jeśli sama jestem zraniona, to nie znaczy, że mogę ranić innych.
Nauczyłam się, że każdego dnia należy wyciągnąć rękę do kogoś. Każdy potrzebuje serdecznej myśli i przyjaznego poklepania po plecach.
Zrozumiałam, że muszę się jeszcze dużo nauczyć.
Zrozumiałam, że ludzie zapomną, co im powiedziałam albo uczyniłam, ale nigdy nie zapomną uczuć, jakie w nich wzbudziłam”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu