Szanowna Pani Aleksandro!
Jestem młodym człowiekiem - mam 23 lata. Przebywam w zakładzie karnym. Ufam, że nie zrazi to Panią. Moja kara jest słuszna: cztery lata pozbawienia wolności za kradzieże i włamania.
We wcześniejszym moim życiu nie wiedziałem, jak kościół wygląda od środka i Boga omijałem szerokim łukiem.
Mój kontakt z Bogiem rozpoczął się na spotkaniach katechetycznych, które prowadzą dwie panie katechetki. Przychodzą do zakładu karnego bezpłatnie. Po prostu te dwie panie są święte - potrafią dotrzeć do ludzi. W moim przypadku ich pomoc okazała się skuteczna. Postanowiłem wejść na dobrą drogę, ponieważ gdybym wrócił do poprzedniego mojego stylu życia, nie miałoby to sensu: albo sam bym się wykończył od alkoholu, albo ktoś odebrałby mi życie. Do końca wyroku został mi rok. W zakładzie co drugą niedzielę chodzę do kaplicy i bardzo mi to pomaga, docierają do mnie kazania księdza. Postanowiłem, że moje życie będzie wyglądało inaczej po wyjściu na wolność, właśnie dzięki tym dwóm katechetkom. Chciałbym podziękować tym paniom, ponieważ robią tyle dobrego dla mnie i dla innych ludzi, których w ogóle nie znają. Jedna z nich miała kłopoty zdrowotne w rodzinie, ale pomimo to potrafiła przychodzić 2 razy w tygodniu i poświęcać nam po 2 godziny, chociaż wcale nie musiała tego robić. Te panie są tak uparte i skuteczne, że po dwóch spotkaniach katechetycznych każdy prosi o więcej takich spotkań. Dlatego jeszcze raz dziękuję im za to, że są w tych trudnych chwilach dla mnie i innych skazanych. W zakładzie karnym niektórzy ludzie też są normalni, tylko ktoś musi pomóc im uwierzyć w Boga, do którego miłości każdy ma prawo.
Michał
Każdy dobry uczynek to sianie ziarna. Czasem to sianie nie odbywa się tylko na określonym polu, lecz ziarna porywa wiatr i młode roślinki wyrastają w różnych niespodziewanych miejscach. Tak dzieje się w przypadku choćby naszej Niedzieli. Jej egzemplarze wędrują po całym świecie, trafiają do różnych ludzi, czasem przekazywane z rąk do rąk, i nie wiemy, kiedy i dla kogo drukowane w niej słowa mogą znaleźć odbicie w sercu jakiegoś czytelnika. Kiedy i jak w nim zaowocują.
Dwie „uparte panie” też sieją ziarno w nieznaną glebę. I oto, w powyższym liście widzimy skutek tego siania. Dalszy rozwój tak zasianej roślinki będzie zależał od sposobu jej pielęgnacji.
Przeczytałam niedawno w prasie wiadomość, że studenci prawa Uniwersytetu Wrocławskiego organizują akcję charytatywną: Podaruj skazanemu książkę (byle nie ostre kryminały!). Dary te trafiają do wrocławskich więzień przy ul. Kleczkowskiej i Fiołkowej. Bo - jak napisano - przeciętny skazany to mól książkowy; nie ma pracy, więc wiele czyta. Takie inicjatywy warto upowszechniać, może i w innych miastach znajdą się grupy osób, które podejmą podobne akcje, a oprócz książek przydałoby się też trochę prasy katolickiej. Ludzie nie wiedzą teraz, co robić ze starymi książkami, antykwariaty pękają od nich w szwach. A przecież co jak co, ale książki się nie starzeją, a czasem nawet im starsze, tym lepsze.
Myślę też, że podobne „uparte panie” działają też w wielu innych miejscach. Działają cicho, bezinteresownie, uparcie. W mojej parafii np. w grupie pomocy charytatywnej ksiądz proboszcz wyliczał ostatnio ich „dzieła”. Bo na określonym terenie, wśród swoich, najlepiej wiadomo, czego i komu potrzeba. Z zasady nie daje się gotówki, tylko pomoc rzeczową, co jest asekuracją przed przeznaczaniem pieniędzy „na przelew”. Bo trzeba trzeźwo podchodzić nawet do nietrzeźwych problemów.
Miejsce wielu piszących do nas osób, które chcą być pożyteczne, jest przede wszystkim w ich parafii. To tam powinniśmy kierować nasze pierwsze kroki, mając trochę czasu wolnego i szukając dla siebie godziwego celu życia. Uparte panie nigdy nie rezygnują z niesienia pomocy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu



